Dodany: 22.09.2012 18:24|Autor: polter

Książka: Kwiat paproci
Sokołowski Dominik

1 osoba poleca ten tekst.

Solidność ponad wszystko


Czy powieści bez wad są powieściami idealnymi? Niekoniecznie. Natomiast można śmiało stwierdzić, że dobry tekst pozbawiony dużych bolączek może sprawić czytelnikowi więcej przyjemności niż wyjątkowe dzieło, w którym coś zgrzyta. Jednym z takich solidnych utworów jest powieściowy debiut Dominika Sokołowskiego: "Kwiat paproci".

Nikeforos bez kompleksów zmierza z wojskami do stolicy Cesarstwa Arkadyjskiego. Kierują nim dwie odwieczne siły: ambicja i pragnienie zemsty. Chce przejąć władzę i usunąć prawowitego dziedzica, Isaakiosa. To pierwsze mu się udaje, drugie tylko w połowie: chłopiec zostaje uznany za martwego, ale niektórzy wierzą, że uszedł z życiem z upozorowanego wypadku. Po dziesięciu latach władza Nikeforosa wcale nie jest pewna, a problem powraca wraz z młodzieńcem, który śmiało wkracza w życie publiczne Cesarstwa. Czy uda mu się odzyskać tron swego ojca?

Fabuła "Kwiatu paproci" skupia się na dokonaniach Isaakiosa, który walczy o swoje dziedzictwo, na Michelle, agentce inkwizycji rozbijającej niebezpieczną sektę oraz na wyruszającym na północ w poszukiwaniu zemsty Iliasie. Pisarz co rozdział opowiada nam fragment historii powiązany z innym bohaterem, ale na szczęście nie wywołuje to wrażenia chaosu – kolejne części są wystarczająco długie, aby Sokołowski zdążył znacząco posunąć akcję do przodu, ale nie na tyle, by czytelnika znużyć. Efektem tej przeplatanej budowy są pewne problemy ze stopniowaniem napięcia, szczególnie w wątku Isaakiosa: choć kolejne etapy jego działań są bardzo szczegółowo opisane, to wszystko dzieje się wyjątkowo szybko, jakby autor koniecznie chciał doprowadzić do spotkania całej trójki. Jednak poza tym trudno się do czegokolwiek przyczepić: historia jest skomplikowana, ale przejrzysta, a autor całkiem nieźle radzi sobie z przechodzeniem od szczegółu (wątki poszczególnych postaci) do ogółu (wątek wiszącej nad światem apokalipsy). Na olbrzymią pochwałę zasługuje finał "Kwiatu paproci" – tak efektowne retardacje nie zdarzają się często, a zwrot akcji jest po prostu mistrzowski. Końcówka pierwszego tomu narobiła mi olbrzymiej ochoty na drugi i oczekuję go z niecierpliwością.

Kreacja bohaterów również jest bardzo solidna, choć Sokołowskiemu nie udało się całkiem uniknąć popularnych w fantasy schematów. Poszukujących zemsty mężów, którzy zapominają o bożym świecie jak Ilias, wprawiony czytelnik zna od lat. Za to Michelle jest już ciekawsza: piękna kobieta służąca swemu protektorowi w bardzo niebezpiecznej grze przyciąga uwagę odbiorcy. Pisarz nie pogłębia szczególnie jej rysu psychologicznego, a szkoda – agentka ma potencjał, aby stać się najciekawszym bohaterem cyklu. Niestety, zupełnie nie przekonuje Isaakios: krnąbrny chłopiec, początkowo przypominający nieco Joffreya z "Pieśni Lodu i Ognia", nagle okazuje się odważnym, gotowym do poświęceń rycerzem. I choć jest bohaterem zdecydowanie najlepszej sceny powieści (końcowej), to na tle pozostałych wypada dość blado. Postaci pobocznych pojawia się całe mrowie, dlatego też można wybaczyć autorowi, że nad rzadko którą głębiej się pochyla – to całkowicie zrozumiałe.

Nie można natomiast pominąć milczeniem tego, jak autor podszedł do pozostałych elementów swojego świata. Quasi-średniowieczne realia, w których występuje kilka podstawowych i niejednokrotnie ścierających się sił (Cesarstwo, vinlandcy barbarzyńcy, inkwizycja, Kościół, heretycy, Liga Północna), rzeczywiście są całkiem ciekawe, ale mają jedną zasadniczą bolączkę: są raczej efektem deformacji niż kreacji. Sokołowski wziął Cesarstwo Rzymskie, trochę pozmieniał nazwy, trochę pokombinował, dodał walczących o monopol hierarchów kościelnych i ich kolegów spod znaku rozpalonego stosu, zadbał o to, by innowiercy mieli swojego demona – i właściwie tyle. Autor, historyk z wykształcenia, mógłby pokusić się o rezygnację z tych mało co ukrywających zasłon i nazwać rzeczy po imieniu, a zamiast udawanego high fantasy otrzymałby fantastykę historyczną. Głupie nazewnictwo, powie ktoś, nie wpływa na przyjemność czerpaną z czytania. Teoretycznie tak, ale praktycznie sprawa ma się trochę inaczej: czytelnik cały czas czuje, że Sokołowski jedynie z kurtuazji nie przyciął swoich politycznych imaginacji do mapy geograficznej Europy.

Czy to mocno rzutuje na ocenę "Kwiatu paproci"? Raczej nie, gdyż powieść jest po prostu solidna. Jeżeli tylko zapomnicie, że ktoś przed autorem wymyślił już prężnie rozwijające się cesarstwo, które budowało niezwykle trwałe drogi i stawiało łuki triumfalne, to dacie się wciągnąć tej porządnej, choć nie olśniewającej historii. Debiut sugeruje, że Dominik Sokołowski może stać się jednym z ciekawszych twórców fantasy w Polsce – oby kolejne tomy "Kronik arkadyjskich" to potwierdziły.



[Autorem recenzji jest Zicocu.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 700
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: