Dodany: 28.09.2012 15:54|Autor: norge

Książka: Człowiek, który pokochał Yngvego
Renberg Tore

2 osoby polecają ten tekst.

Mały mężczyzna z małego miasta w maleńkim kraju


Czy ktoś pamięta, albo przynajmniej z opowiadań wie, jaki był świat dwadzieścia lat temu? Niezupełnie? No, to pozwólmy się porwać w podróż do przeszłości.

Jest rok 1990. W Stavanger, niewielkim norweskim mieście – dodajmy, że jednym z najbogatszych, ze względu na dochodowy przemysł naftowy - trwa lekka, deszczowa zima, co jest naturalne na południu Skandynawii. Życie wokół wydaje się spokojne i bezpieczne, choć nauczyciel w szkole Jarlego Kleppa mówi, że to właśnie teraz w przyszłych podręcznikach historii rozpoczynają się nowe rozdziały. Europa w oczach zmienia swoje oblicze, a nasze krótkie stulecie wali się jak domek z kart. Gorbaczow dokonuje radzieckiej pierestrojki, wkrótce zniknie berliński mur, kolejne kraje Europy wschodniej przygotowują się do wolnych, demokratycznych wyborów, na Bałkanach wrze jak w tyglu. Źle dzieje się w małżeństwie księcia Karola i księżnej Diany. E-mail to science fiction, a internet jest tylko teorią. Nikomu nie śni się wypalanie płyt kompaktowych, wysyłanie SMS-ów czy rozmawianie na Skypie. Nie ma tanich linii lotniczych, kryzysu finansowego, Al-Kaidy. Norweska młodzież kupuje nową płytę Nicka Cave'a i namiętnie ogląda filmy Jima Jarmuscha. W jednej ze szkół w Oslo można spotkać miłego, jasnowłosego chłopca. Nazywa się Anders Breivik i ma 11 lat.

Bohater powieści Torego Renberga, siedemnastoletni Jarle znajduje się w samym środku "burzy hormonów". Jest przemądrzały, arogancki, gardzi masową rozrywką. Interesuje się polityką i muzyką. Pali papierosy, ostro imprezuje, próbuje narkotyków, klnie jak szewc, uprawia seks ze swoją dziewczyną, gra w zespole muzycznym. Bardzo dobrze dogaduje się z matką, ale ma dość skomplikowany stosunek do ojca-alkoholika, który kilka lat temu się od nich wyprowadził. Nienawidzi ortodoksyjnych chrześcijan, braku wiedzy o ochronie środowiska, muzyki pop, komercjalizmu i kapitalizmu. Ot, typowy nastolatek, którego dojrzewanie nie odbiega od innych; jest głośne, widowiskowe, trudne do zniesienia.

Pewnego styczniowego ranka Jarle jedzie w na rowerze do swojego liceum. Mocno pedałuje, bo chce zdążyć na pierwszą po świątecznej przerwie lekcję. Nie zdaje sobie sprawy, że za chwilę w jego życiu zdarzy się coś zupełnie nieprzewidywalnego. Jak grom z jasnego nieba uderzy w niego strzała Amora. Obiektem zakochania, szaleńczego oczarowania będzie... inny chłopiec, nowy uczeń w liceum. Jarle - stuprocentowo heteroseksualny - zupełnie nie rozumie, co się z nim dzieje. Co zrobi z ogarniającym go uczuciem miłości? Co w ogóle człowiek może zrobić z tak wstydliwą emocją, którą trudno pojąć, jeszcze trudniej zaakceptować, a którą musi przed światem ukrywać, jednocześnie nijak nie potrafiąc się jej oprzeć?

Nie, nie, proszę się nie spodziewać jakiejś homoseksualnego "love story" z pryszczatymi nastolatkami w roli głównej, bo nie o to w powieści Torego Renberga chodzi. Nie zdradzę oczywiście jej treści, natomiast spróbuję wyjaśnić, dlaczego uważam, że jest bardzo dobra. Po pierwsze, podoba mi się doskonale wyważony, jakby nieco pulsujący rytm narracji. Retrospektywne wątki o charakterze nostalgiczno-flozoficznym płynnie przechodzą w szybką, zwięzłą relację o tym, co się aktualnie w życiu Jarlego wydarza, od czasu do czasu zatrzymując się na strumieniu jego "głosu wewnętrznego". Nie ma moralizowania ani prostych ocen. Okres dojrzewania opisany jest ostro, miejscami brutalnie, bez żadnej obyczajowej czy językowej cenzury. Tak to jest – zdaje się mówić autor - a że trzeba ponieść konsekwencje swoich czynów, to już inna sprawa. Niebanalne zakończenie nagle uświadamia, że to, co nieraz bierzemy za pewnik, może okazać się fikcją, złudnym wyobrażeniem...

Świetnie spisała się tłumaczka, Katarzna Tunkiel (Wydawnictwo Akcent, 2011), wiernie oddając "norweskie klimaty" i różne obyczajowo-społeczne obserwacje. Nic mi nie zazgrzytało, choć potem, czytając już w oryginale następną książkę z tym samym bohaterem (jest ich w sumie już pięć!), zdałam sobie sprawę, że ze względu na potoczystość języka, liczne idiomy i lokalne "smaczki" wcale nie było to łatwe zadanie.

Zachęcam wszystkich, nie tylko miłośników literatury skandynawskiej, do sięgnięcia po tę powieść; nieco nostalgiczną, a jednocześnie dowcipną, w której dojrzewanie, muzyka i seks przeplatają się z wielką historią i polityką, a ścieżkę dźwiękową stanowią piosenki. Czytając, można wrócić myślą do czasów wczesnej młodości, kiedy to człowiek był przekonany, że wszystko już wie. Że wie, jaki powinien być świat. Wie, które sprawy są pod jego kontrolą, a które nie. Jakże szybko uświadomi sobie, że nie tylko nie wiedział i dalej nie wie, ale zapewne przyjdzie mu się uczyć przez całe życie...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3224
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: misiak297 04.10.2012 13:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś pamięta, albo pr... | norge
Zgadzam się z Twoją recenzją, zwłaszcza z tym co napisałaś o wyważonej narracji - to właśnie sprawia, że tę powieść świetnie się czyta:) No a właśnie - czy w drugiej części pojawia się Yngve?
Użytkownik: norge 04.10.2012 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się z Twoją recen... | misiak297
Tore Renberg we wszystkich swoich powieściach czyni Jarlego Kleppa głównym bohaterem. W jakimś wywiadzie powiedział, że nie ma żadnej potrzeby, aby to zmieniać i dopóki życia mu starczy, to właśnie Jarle Klepp będzie w nich występować. Zna przecież chłopaka "od podszewki". Może również bezpośrednio obserwować, jak się zmienia on, jak zmienia się wokół niego świat, bo Jarle... to alter ego autora.

Obydwaj, Jarle Klepp i Tore Renberg, pochodzą ze Stavanger. Urodzili się w tym samym roku i chodzili do tego samego liceum. Renberg też grał w zespole punkowym. Potem studiował filozofię i literaturoznawstwo na Uniwersytecie w Bergen. Dwudziestopięcioletni Jarle w "Charlotte Isabel Hansen" oczywiście robi dokładnie to samo :) Obydwaj "wybrali" ten sam temat pracy magisterskiej poświęcając ją onomastyce powieści "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta.



Użytkownik: misiak297 04.10.2012 13:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Tore Renberg we wszystkic... | norge
Ale ja pytałem o Yngvego nie o Jarle;)
Użytkownik: norge 04.10.2012 13:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ja pytałem o Yngvego ... | misiak297
O, to przepraszam. Yngve się w drugiej części nie pojawia. Ale czytałam recenzję części trzeciej i czwartej i w jednej z nich ( nie pamiętam w której) Zycie Jarlego, już trzydziestokilkuletniego, z dwójką dzieci, znowu znajdzie się na zakręcie, bo nawiąże kontakt z jakąś osobą w przeszłości... i to spowoduje mnóstwo komplikacji. Czy tą osobą będzie Yngve? Nie mam pojęcia, ale się niebawem przekonam, bo postanowiłam kontynuować czytanie kolejnych powieści Torego Renberga.
Użytkownik: norge 04.10.2012 13:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś pamięta, albo pr... | norge
Jest też film produkcji norweskiej oparty na powieści Torego Renberga. Pojawił się też w Polsce. Obejrzałam go i oceniam jako bardzo udany. Jako ciekawostkę podaję, że w ścieżce dźwiękowej można usłyszeć polską piosenkę "Bo jo cie kohom" grupy De Press (w jednej z początkowych scen filmu.)

Jeśli ktoś chce zobaczyć jak wygląda Jarle, Yngve i Lena oraz przekonać się jak brzmi podkład muzyczny (w rzeczywistości nie jest aż tak hałaśliwy :)), to podłączam link do trailera z filmu:
http://www.stopklatka.pl/film/film.asp?fi=45588&se​kcja=mmedia&mi=8870
Użytkownik: Izzy 08.10.2012 10:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś pamięta, albo pr... | norge
Przeczytałam obie części już jakiś czas temu ale przypominając je sobie wciąż mam uśmiech na twarzy. Książki są świetnie napisane, z humorem, w nietypowym stylu, który może się podobać. Polecam :)
Bardzo chętnie przeczytałabym dalszą historię życia Jarle, tylko czy Wydawca podejmie ten trud?
Użytkownik: lutek01 09.02.2014 23:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś pamięta, albo pr... | norge
Bardzo dobra recenzja!
Książka też wyśmienita. O trudnościach dorastania - jaki to banalny i przerobiony już temat - a jednak "Człowiek..." się broni, zdecydowanie. Zero taniego moralizatorstwa, tylko opowieść o przyczynach i konsekwencjach. I bohaterowie bardzo prawdziwi, jakby żywcem wzięci z dziedzińca szkolnego.
A recenzja potwierdza moje przeczucie podczas czytania, że Jarle to alter ego samego autora. Może dlatego ta historia wydaje się taka prawdziwa.
Cacuszko.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: