Dodany: 28.09.2007 09:21|Autor: Coben

Japońskie puzzle - wrażenia mieszane


Nie wiem, jak zacząć opinię o tej pozycji, tak jak nie wiedziałem, jakie są moje wrażenia po jej przeczytaniu. Nie mogłem się zdecydować, co o tym wszystkim myślę... książka genialna, mistyczna, ze wspaniałym klimatem? A może przekombinowana, zbyt ciężka, niezrozumiała? Pomyślałem trochę i napiszę tak:

Po rozpoczęciu czytania każdy chyba odnosi wrażenie, że książka jest niezwykle oryginalna i że chyba nigdy z czymś podobnym nie miał do czynienia. Murakami jest pisarzem niezwykłym, a klimat stworzony przez niego w książce, styl pisania i lekki humor są niepowtarzalne. Próżno szukać podobnych pozycji, niewątpliwie magiczny styl Murakamiego jest jedyny w swoim rodzaju i nie do podrobienia. No ale wróćmy do moich wrażeń podczas czytania. W miarę jak zagłębiałem się w powieść, nawarstwiały się niezwykłe i niesamowite zdarzenia, akcja się plątała, a rzeczywistość zdawała się rozszczepiać na kilka warstw. Z czasem nie można już było odrożnić, co jest rzeczywistością, a co tylko złudzeniem, gdzie sen, a gdzie jawa... granice się zacierały. Uwielbiam taką literaturę, wypełnioną ukrytymi znaczeniami oraz metafizycznością, uwielbiam również filmy w podobnym klimacie. Brak logiki w zdarzeniach i ta tajemniczość przywiodły mi na myśl filmy D. Lyncha, rewelacja, pomyślałem, może Murakami to taki dalekowschodni Lynch. I co się stało dalej... no właśnie, im dalej, tym dziwniej - niby fajnie, ale czy aby na pewno? Nasunęło mi się następujące porównanie: zaczynam czytać książkę, kawałek po kawałku buduję sobie jakiś obraz z pojawiających się elementów, mam już jakiś zarys (prawdopodobny przebieg zdarzeń, rozwoju sytuacji, nawet wyobrażenie zakończenia - może słuszne, może nie, nieważne). Powiedzmy, że z poszczególnych elementów powieści coś buduję, przez długi czas mam zarys tego - dajmy na to, że buduję piramidę. Czytam, czytam, pojawia się coraz więcej elementów, które, niestety, nijak nie pasują do tej budowli... no ale nie jest to oczywiście złe, nawet lepiej, jeśli trzeba trochę pogłówkować, gdy niczego się nie domyślamy, tym większe zaskoczenie na koniec. Czytam dalej, rój niesamowitych osobliwości i wydarzeń, w których bierze udział główny bohater, mnoży się niczym muszki owocówki. Elementy, które miały stworzyć piramidę, już kompletnie do siebie nie pasują, rzucane są na chybił trafił w miejsce, gdzie miała powstać, przecież tak się na pewno nie zbuduje takiej budowli. Czytam dalej, stopień skomplikowania akcji rośnie, nie ogarniam wszystkiego, ale chyba już wiem, o co chodzi, autor wprowadził mnie na ślepy tor, błędnie założyłem dalszy rozwój akcji i w ogóle jej sens. Z tego nie powstanie piramida, ale coś zupełnie innego, jakaś inna budowla, może Koloseum, a więc to dlatego elementy do siebie nie pasują.

Chyba każdy lubi zakończenia, których nie da się przewidzieć, książki, gdzie autor tak sprytnie pokierował czytelnikiem, że ten odkrywa przesłanie książi i rozwiązanie na sam koniec, niczego się wcześniej nie domyślając. Czytam dalej, czytam, czytam i przy końcu już wiem... że nic nie wiem. Nic mi się nie wyjaśniło, nie zrozumiałem. Nie powstało Koloseum, Świątynia Artemidy ani Wiszące Ogrody Semiramidy. Zostałem z kupą rozrzuconych, niepasujących do siebie kamieni, które nawet kształtem nie przypominają żadnej znanej mi budowli.

Nie jest oczywiście tak tragicznie do końca, część elementów do siebie pasuje tu, część tam, udało się ułożyć jakieś fragmenty - mądre obserwacje autora odnośnie do otaczającej nas rzeczywistości, ponadczasowych, pięknych wartości. Ale za nic nie jestem w stanie złożyć tych elementów razem, tak, aby stworzyć z nich jakąś wspólną, jednorodną całość. Podsumuję to tak - zdaję sobie sprawę, że nie jestem wcieleniem intelektu i bystrości, ale po przeczytaniu tej książki poczułem się najzwyczajniej w świecie głupi. Wracając do Lyncha - po obejrzeniu jego filmów też zostaję często z poczuciem niezrozumienia, ale jakoś mam wrażenie, że reżyser nie obraziłby się, gdybym mu powiedział, że nic nie zrozumiałem z jego dzieła, może nie o to mu wcale chodzi, u niego liczy się przede wszystkim konwencja, w jakiej film został nakręcony, ogląda się go dla samego niesamowitego nastroju i klimatu. Tymczasem tutaj mam wrażenie, że Murakami CHCIAŁ mi coś powiedzieć, przekazać coś, coś bardzo ważnego, a ja tego po prostu nie zrozumiałem. Może tak nie jest, może też chodziło tylko o te fragmenty, o stworzoną magię, ale wrażenie pozostaje wrażeniem i nic nie mogę na to poradzić. Dlatego nie jestem w stanie dać tej pozycji oceny, na którą być może zasługuje w oczach innych. Ciekawi mnie, czy ktoś jeszcze ma wrażenia podobne do moich po przeczytaniu "Kroniki ptaka nakręcacza".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1788
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: