Dodany: 29.11.2012 23:31|Autor: AnnRK

W poszukiwaniu miłości i akceptacji


Sięgając po książkę "Twarz pod maską" Agnieszki Głowackiej, nie bardzo wiedziałam, co mnie czeka. Ciekawa powieść? Babskie romansidło? Poruszający dramat? Opisu z okładki nie czytałam. Nieufnie spojrzałam na jego sporą długość i doszłam do wniosku, że dam się zaskoczyć i nie sprawdzę, ile treści zechciał zdradzić wydawca. Zaskoczenie okazało się spore, bo takiej liczby zdarzeń, zwrotów akcji i niespodzianek nie przewidziałam.

Dwie postaci, dwie historie. Jeszcze zupełnie niezwiązane ze sobą, ale od początku wiadomo, że prędzej czy później nasi bohaterowie się spotkają. Gdzie, kiedy i jaki będzie tego skutek? Odpowiedź na te pytania przyszła z czasem.

Paweł Kordecki wychował się w biednej, wiejskiej rodzinie. Ojciec alkoholik, matka wiecznie w ciąży. Największą pociechą chłopca była jego siostra bliźniaczka, Halinka. Ciężko chora dziewczynka nie miała jednak szans na przetrwanie. Po jej śmierci Pawła owładnęło jedno marzenie, chciał zostać kapłanem. "Ksiądz kojarzył się chłopcu z jakąś niesamowitą ostoją bezpieczeństwa, reprezentował świat tajemniczości, a jednocześnie wzbudzał nieopisaną ufność"[1]. Nawet gdy bitego i zaniedbanego Pawła odebrano rodzicom, umieszczając chłopca w domu dziecka, nie porzucił swego pragnienia. Los jednak z niego zadrwił, czyniąc go świadkiem wielce dwuznacznego spotkania księdza z zakonnicą. Marzenie straciło sens. Młody Kordecki mimo to znalazł w sobie siłę, by zawalczyć o siebie i swoją przyszłość. Choć od tego momentu jego życie miało być już zawsze balansowaniem na krawędzi, igraszką z niebezpieczeństwem, prztyczkiem wymierzonym w zasady i prawne paragrafy, Paweł radził sobie doskonale. Z maską twardziela na twarzy przebijał się przez kolejne przeszkody. I tylko miłość potrafiła zachwiać jego pewnością, i tylko ona miała zdolność wytrącania go z równowagi. Bo choć dorosły Kordecki w interesach radził sobie świetnie, w miłości nie miał szczęścia.

W przeciwieństwie do Pawła, Joanna Rytel urodziła się w rodzinie bogatej w dobra materialne, lecz ubogiej w uczucia. Narodziny Asi były jednocześnie końcem życia jej mamy. I to dziewczynkę Artur Rytel oskarżył o śmierć żony. Marząc o chłopcu, który byłby jego dumą i dziedzicem, Artur z obrzydzeniem patrzył na swoje jedyne dziecko. Nie obchodziło go w ogóle. Jeśli nie dawało się go wykorzystać do politycznych i finansowych gierek, było dla niego bezużyteczne. Gdy wysłał córkę do szkoły z internatem, pragnąca uczuć dziewczynka zajadała samotność i nieszczęście słodyczami. "Rzeczywiście, uczucie sytości w żołądku przesłaniało, choć na krótko, wielką dziecięcą tęsknotę za domem, a słodycz łakoci zastępowała słodycz rodzicielskiej miłości"[2]. Z drobnej, niepotrzebnej córeczki stała się dla ojca uciążliwym i obrzydliwym stworzeniem. Znajomości Joanny, jak się okazywało, miały liche podstawy. Ludzi przyciągała nie ona, lecz pozycja jej ojca. Naiwność dziewczyny pragnącej ludzkiego zainteresowania wykorzystywali bez skrupułów. Radość ze spotkania miłości swego życia, z małżeństwa, które miało dać jej wreszcie ciepło i poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie zaznała wcześniej, była więc ogromna. I krótka. Dziewczyna została sama, bez pieniędzy ojca i mężowskiego wsparcia.

Czas skrzyżować ścieżki Joanny i Pawła. Kazać im wyjść wieczorem do klubu. Może to być zatłoczone i wesołe Disco-Life. Niech spojrzą na siebie, niech on powie coś głupiego, a ona się zdenerwuje. Zrobi się niezręcznie, ale początkowa niechęć szybko ustąpi zaciekawieniu. Tylko co dalej? Pozwolić im odejść ramię w ramię w stronę zachodzącego słońca? Nie. Autorka ma inny pomysł na dalszy ciąg. I nie będzie to wersja łagodnie traktująca naszych bohaterów.

Życie bywa przewrotne i nie szczędzi niespodzianek. Jednym trafia się nudna wersja z wiernym mężem, stałą monotonną pracą i corocznymi wczasami w tym samym ośrodku nad Bałtykiem. Inni skaczą przez życiowe przeszkody niczym alpejskie kózki i choć modlą się o stabilizację, ona omija ich szerokim łukiem. Naszym bohaterom trafił się ten drugi wariant, dzięki czemu przy "Twarzach w masce" nie sposób się nudzić.

Książka Agnieszki Głowackiej przypomina mi niektóre powieści Sidneya Sheldona, jak "Gniew aniołów" czy "Nieznajoma w lustrze". Punkt wspólny to bohaterowie, którzy często zaczynają od zera, ale są na tyle silni, by zapracować na spektakularny sukces. I coś jeszcze. Mnogość ciosów, jakie zadaje im los. Ciągłe zwroty w życiu, kolejne kłody rzucane pod nogi i wydarzenia tak niezwykłe (choć realne), że aż trudno uwierzyć, że na jednego człowieka może spaść tak wiele. To, czy czytelnik kupi te historie, zależy już od jego indywidualnych preferencji. Ja zwykle daję się złapać na haczyk i śledzę akcję z zapartym tchem, wyłączając myślenie, nie analizując i nie zadając pytań. Dla mnie są to czysto rozrywkowe książki, które pełnią w świecie literatury podobną rolę, jak piosenki popowe w muzyce. I spełniają ją doskonale.

Język "Twarzy pod maską" jest prosty, całość czyta się bardzo szybko. Rozbudowanej warstwy psychologicznej bym w tej książce nie szukała. Nie ma jej tam. Bohaterowie, cóż... Dla mnie są niezbyt wiarygodni, a realność fabuły każdy musi ocenić samodzielnie. Mnogość wydarzeń dla jednych będzie atutem, inni uznają ją za przesadną. Głębszych treści nie ma. Zakończenie daje się przewidzieć. Choć cały ten akapit dotyczy wad powieści, jednak nie mogę powiedzieć, że czas z nią spędzony był stracony. Książka Głowackiej świetnie się sprawdza jako lektura rozrywkowa, jest po brzegi wypełniona rozmaitymi wydarzeniami, więc nie sposób się przy niej nudzić. I właśnie poszukującym tego typu lekkiej literatury poleciłabym "Twarz pod maską" Agnieszki Głowackiej.



---
[1] Agnieszka Głowacka, "Twarz pod maską", wyd. Oficyna Wydawnicza Branta, 2008, s. 28.
[2] Tamże, s. 86.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1241
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: