Dodany: 16.12.2012 12:35|Autor: mastrangelo

Katastrofy proroctwa zabawne


Lubicie się śmiać, nawet kiedy wcale nie jest wam do śmiechu? Wydaje się wam zabawne, gdy kula przeszywa matkę z dzieckiem, a może bawi was sytuacja, gdy człowiek się przewraca? Macie ochotę na trochę pastiszu, czarnego humoru i slapsticku zamiast przeintelektualizowanych żartów polskich kabareciarzy? Macie wrażenie, że nieodwołalnie zmierzamy do nieuniknionej katastrofy i nie jest to bynajmniej wyimaginowany koniec kalendarza Majów? Katastroficzna proza Toma Clancy’ego i jego ghost writerów przyprawia was o drżenie, a jednocześnie brak wam w niej jakiegoś wznioślejszego elementu? Uwielbiacie moralne wątpliwości i konieczność poniesienia kary w cierpiących duszach bohaterów Fiodora Dostojewskiego, a przy tym nużą was rozbudowane opisy wewnętrznych rozterek i schizofreniczna otoczka carskiej Rosji? Jeśli na wszystkie pytania odpowiedzieliście twierdząco, sięgnijcie po „Rysia snajpera” Kurta Vonneguta Jr. Jeśli odpowiedzieliście twierdząco tylko na jedno pytanie, również sięgnijcie po „Rysia snajpera” Kurta Vonneguta Jr. Jeśli nie odpowiedzieliście twierdząco na żadne pytanie z tej ankiety albo wręcz jej nie przeczytaliście, także sięgnijcie po „Rysia snajpera” Kurta Vonneguta Jr.

Rudy Waltz pochodzi z mocno dysfunkcyjnej rodziny. Jego babcia wmawia sobie, własnemu synowi i społeczeństwu prowincjonalnego Midland City w Ohio, że jej pierworodny, Otto, zostanie wielkim malarzem. Wysyła syna do Wiednia w przeddzień pierwszej wojny światowej. Zupełnie nieutalentowany Otto szwenda się po stolicy cesarstwa wraz z innym malarzem-nieudacznikiem, Adolfem Hitlerem. Wymizerowany Hitler dostaje od Waltza płaszcz, co prawdopodobnie ratuje mu życie. Po powrocie do USA Otto żeni się z przyszłą mamą Rudy’ego, której jedyną cechą jest całkowite zapatrzenie w męża i przytakiwanie mu niezależnie od okoliczności. Problem rodziców Rudy’ego jest zupełnie prozaiczny – nie są w żaden sposób przyzwyczajeni do normalnego życia, Marks określiłby ich jako należących do klasy próżniaczej. Sytuacja zmienia się, gdy pewnego dnia, zupełnym przypadkiem, dwunastoletni Rudy zabija strzałem ze snajperki panią Metzger i jej nienarodzone dziecię.

Kurt Vonnegut Jr. drwi ze wszystkiego, co stanowi klucz do współczesnej cywilizacji. Wykorzystuje motywy doskonale znane nam z innych jego książek – krótkie rozdziały kończone prostymi puentami, czarny humor oparty na krytycznej refleksji, nawiązania do twórczości własnej i nie tylko, a także nieprawdopodobne sploty historii i okoliczności. Chciałbym, by ta recenzja była równie zabawna jak sama książka, jednak gdzie mi do mistrza. Poza tym wcale nie jest mi po lekturze do śmiechu.

Najważniejszym elementem i wartością jest rozważenie kategorii kary. Wydaje się, że mamy dziś wystarczająco dużo instrumentów, by wymierzyć ją słusznie i sprawiedliwie. Vonnegut Jr. śmie twierdzić inaczej. Kara jest trójwymiarowa.

Najmniejsze znaczenie ma tu kara w sensie prawnym. Jest dotkliwa, jednak nie stanowi elementu na zawsze zmieniającego życie bohatera.

Druga kara to ta narzucona przez społeczeństwo, kara okrutna i niezbyt sprawiedliwa. Rudy Waltz podlega społecznemu samosądowi nie za konkretny czyn, ale za niewłaściwe urodzenie, za grzechy ojca, który śmiał wspierać Hitlera, za niezaradność matki, która nie potrafi żyć bez służby, za zbyt dobrą pozycję społeczną. Nie jest to kara fizyczna, a psychiczna tortura wynikła ze stereotypów.

Prawdziwą karę za popełniony grzech Rudy wyznacza sobie sam. Skazuje się na wieczną samotność. Objawia się to przez alegoryczną aseksualność, przyzwolenie na kierowanie własnym życiem z zewnątrz, powolność, schematyczność, w której nie ma próby wyzwolenia od brzemienia.

Jest jeszcze jedna kara, reprymenda dla wszystkich, którzy egoistycznie gnębią Rudy’ego za jego rodziców. Na Midland City spada bomba neutronowa. Miasto nie jest niczemu winne, więc pozostaje nieskażone, giną ludzie, niepotrafiący wybaczać w duchu Kazania na górze. Trzeba przyznać, że giną w całkiem zabawny sposób.

„Rysio snajper” to dla znających inne pozycje Vonneguta doskonała zabawa intertekstualnością. Przy uważniejszym czytaniu bardzo łatwo dostrzec przenikanie się elementów fabuły „Śniadania mistrzów” i „Sinobrodego”. Pojawia się Rabo Karabekian, epizodycznie przemykają w powieści Celia i Dwayne Hooverovie.

Wreszcie czynnik, który spowodował wprowadzenie pisarza do panteonu bóstw współczesnej prozy amerykańskiej. Niezbywalna i jak zwykle niesamowicie ironiczna krytyka cywilizacji. Vonnegut pokazuje, że umiłowanie postępu za wszelką cenę i bez dbałości o konsekwencje przyniesie fatalny skutek. Szczęśliwie, pokrzywdzeni zostaną jednak ci, którzy sami się do tego przyczynili. Stąd też niezwykły pomysł osadzenia Haitańczyków w pozostałościach po Midland City. Przypominają się schematy wykorzystane przez pisarza w „Galapagos”. Wydaje się, że Vonnegut Jr., w przeciwieństwie do większości współczesnych prozaików, stara nam się przekazać, że kultura ani konsekwentnie odpowiedzialna nauka wcale nie są w stanie nas uratować. Jesteśmy światu niepotrzebni, w związku z tym sami skazujemy się na klęskę. Kto będzie ponosił odpowiedzialność za przewiny całej ludzkości? Marsjanie czy żółwie z Galapagos?

Czas zostawić okrutny darwinizm i wrócić do nadrzędności wspólnoty. Jeśli nie pojawi się w naszych poczynaniach głębsza refleksja, nasze dziurki zamkną się symultanicznie, co nie będzie miłym doświadczeniem.


[Recezję opublikowałem także na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 910
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: