Świetna psycholożka, przeciętna pisarka
Powieści Ewy Nowak – psycholożki współpracującej m.in. z pismami „Victor Gimnazjalista” czy „Cogito” – może nie wywołują takich emocji i wielostronicowych dyskusji na różnych forach internetowych jak bardzo zbliżonego typu Jeżycjada Małgorzaty Musierowicz, jednak nie da się zaprzeczyć, że cieszą się dosyć dużą popularnością wśród młodzieży. Tylko czy po książki z serii o warszawskich nastolatkach wchodzących w dorosłość chętnie sięgną też dorośli czytelnicy (jak to się zdarza w przypadku poznańskiego cyklu?). Zadawałem sobie wielokrotnie to pytanie czytając „Bardzo białą wronę” – i mam mieszane uczucia.
Nastoletnia Natalia Milewska marzy o wielkiej miłości. Nieoczekiwanie poznaje Norberta Kruka z muzycznej rodziny z tradycjami – zauroczenie szybko prowadzi do zakochania i wyznań dozgonnej miłości. A jednak w typową ckliwą sielankę zaczyna się wkradać jakiś cień - Norbert jest porywczy i zazdrosny, a Natalia zaczyna czuć się coraz mniej pewnie. Ważny jest również wątek państwa Milewskich, którym udaje się adoptować kilkuletnie dziecko. Jednak to, co miało być szczęściem, przynosi całej rodzinie utrapienie – czteroletni Marek agresją terroryzuje swoich opiekunów. Równolegle obserwujemy problemy przyjaciółki Natalii, Mileny, która zaczyna czuć nieoczekiwany dystans w dotąd udanym związku z Witkiem.
Pamiętam swoje wrażenia po lekturze powieści „Wszystko, tylko nie mięta” i „Diupa”: pisany nieudolnie „pod Jeżycjadę” lukrowany gniot. Sięgnięcie po „Rezerwat niebieskich ptaków” oraz „Bardzo białą wronę” upewniło mnie, że Ewa Nowak już nie „pasożytuje” literacko na sadze rodu Borejków – wyrobiła sobie własny styl. W jej powieściach również mamy wspierające się rodziny, ale nie są to rodziny żyjące praktycznie bez problemów. Co więcej, tematyka, którą porusza Nowak, jest odważna i aktualna społecznie. W „Bardzo białej wronie” mamy aż trzy problemy: toksyczny związek (okazuje się, że takie relacje nie są domeną tylko ludzi dorosłych), problemy z adopcją i nieporozumienie, które prowadzi do rozpadu czegoś wartościowego. Bohaterowie tej książki nie są kryształowi, nie brakuje tu agresji i łez, nawet seks nie jest tabu.
„Bardzo biała wrona” jest napisana prostym, przystępnym językiem – trudno się oderwać od tej powieści. Jej autorka, jak wspomniałem na początku, jest psychologiem – i to widać. Postaci (zwłaszcza Natalia i Norbert) są wiarygodne, a pokazanie tworzenia się toksycznych relacji – niezwykle przekonujące. On manipuluje dziewczyną jak chce, a narażona na jego humory, agresję i poniżanie Natalia wpada w psychozę. Ewa Nowak perfekcyjnie oddaje emocje, obawy, poczucie winy. Kto przeżył podobny związek, ten bez trudu odnajdzie w doświadczeniach Natalii swoje. Czy bohaterce uda się uwolnić od przemocy psychicznej? Tego nie zdradzę.
„Bardzo biała wrona” mogłaby być naprawdę dobrą powieścią. Problem w tym, że w przypadku Ewy Nowak zawodowe wyczucie psychologii nie idzie w parze z zachwycającym literacko stylem – i to się naprawdę mści. Jej książki czyta się szybko, ale czytelnik co rusz napotka jakiś feler – a to akcja jest nienaturalnie przyspieszona, a to występują irytujące powtórzenia („[Pies] Bobik co prawda nie jadał sztućcami, ale miał swoje miejsce. Miał czternaście lat, był głuchy jak pień z węchem też miał kłopoty”[1]) , niezręczności stylistyczne („Mieli dziesiątki zwierząt do dyspozycji. W domach dziecka często jest masa zabawek, gier i klocków do dyspozycji”[2]), a to razi pobieżność w opisie jednych bohaterów (dowiadujemy się na przykład, że Milena potrafi opowiadać świetne historie, przy których wszyscy zaśmiewają się do rozpuku, ale to tylko puste słowa – nie będzie nam dane usłyszeć tych słynnych historii; dowiemy się tylko, że rozśmieszyły one Natalię) i przejaskrawienie innych (problemy Norberta mogły wynikać z jego dzieciństwa; nie trzeba było przedstawiać go jako sadysty świadomie znęcającego się nad dziewczyną – to zbyt czarne barwy w i tak czarnej historii), a to ma się wrażenie, że autorka chciała uchwycić za dużo srok (a może wron?) za ogon i niektóre wątki są naprawdę niepotrzebne (o ile poruszenie problemów z adopcją dziecka można jeszcze zrozumieć, jako że dotyczą rodziny Natalii, to już wstawione chyba na siłę wtręty odnoszące się do Mileny i jej związku z Witkiem autorka spokojnie mogła sobie darować). Efekt całości psuje niepotrzebny epilog.
Ambitny, odważny i poruszony całkiem mądrze temat psuje więc cała seria mniej lub bardziej widocznych niedoróbek, które mogą umknąć młodszemu czytelnikowi, ale przed bardziej doświadczonym raczej się nie ukryją. To sprawia, że „Bardzo białą wronę” trudno mi było ocenić – bo na pewno nie jest powieścią przeciętną, ale do zupełnie dobrej trochę jej jednak brakuje.
Widać nie każdy potrafi być dobrym psychologiem i dobrym literatem jednocześnie. Może to znowu niefortunne chwycenie dwóch białych wron... przepraszam, srok! za ogon…
---
[1] Ewa Nowak, „Bardzo biała wrona”, wyd, Egmont Polska, 2009, s. 29.
[2] Tamże, s. 36.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.