Dodany: 11.11.2007 17:38|Autor: tomcio
Człowiek, nie Bóg?
"Ewangelia według Syna" miała chyba, wedle zamierzeń autora, stanowić inne spojrzenie na historię znaną każdemu, choćby pobieżnie, z Nowego Testamentu. Książka miała być apokryfem, literacką próbą własnej interpretacji działalności Jezusa. Miała ona wreszcie oddać głos samemu Jezusowi, by nie musieć wciąż zdawać się jedynie na relacje bazujące na zasłyszanych opowieściach.
Jaki jest jednak efekt tej próby? Nim podejmę się dokonania oceny, muszę zaznaczyć, że sam staram się dość dogłębnie interesować Biblią, a sprawa wiary jest dla mnie istotna. Być może mój światopogląd ma wpływ na tę krótką recenzję, jednak siłą rzeczy trudno mi tego uniknąć.
Do rzeczy. Narrator zapowiada na pierwszych stronach "Ewangelii według Syna", że poprowadzi tę historię tak, jak ona się działa naprawdę. Bez upiększeń, błędów, nieścisłości, przemilczeń, jakie popełniali wcześniejsi Ewangeliści. Zapowiedź nie odzwierciedla jednak faktycznej zawartości powieści. Mailer obszernymi fragmentami przepisuje wręcz historie z Ewangelii. Owszem, zmienia niektóre elementy, ale te "sprostowania" dziwią, dotyczą rzeczy bardzo nieistotnych lub sugerujących jedynie chęć wzbudzania kontrowersji. Otóż, według powieści, Chrystus nie zmartwychwstał trzeciego dnia, a ósmego. Apostoł Jan nie napisał później swojej wersji Ewangelii. Nie on również stał pod krzyżem, Mailer umieszcza tam innego ucznia. Nie bronię pisarzowi chęci stworzenia innej perspektywy, ale dlaczego nie spróbować przedstawić nowych scen, jakich jeszcze nie znamy z Biblii? Albo dlaczego nie opowiedzieć znanych już historii od innej strony? W tej książce takiego podejścia niestety brak.
Z przykrością przyznaję, że autor nie uniknął również błędów rzeczowych w swoim dystansowaniu się od treści Nowego Testamentu. W opisie rozmnożenia chleba pisze, że w rzeczywistości nie było tak, jak to opisywali Ewangeliści: nie pojawili się aniołowie, manna nie spadła z nieba. Dobrze, ale który spośród autorów Ewangelii twierdził, że tak było?
Według wiary chrześcijańskiej, Jezus był (a właściwie jest) nie tylko człowiekiem - bo to czyniłoby go jedynie jednym z proroków, jak również stawiałoby pod znakiem zapytania wiarygodność Jego zmartwychwstania. Wierzący uważają, że Chrystus łączy w Sobie elementy człowieka i Boga. W narratorze powieści Mailera właściwie brak jakichkolwiek oznak boskości Jezusa. Oczywiście, akcentowanie ludzkich uczuć, myśli, wątpliwości u Chrystusa to idealny temat dla literatury (i wykorzystywany zresztą w innych, choćby filmowych dziełach). Próba wczucia się w narratora-Boga to z kolei rzecz niezmiernie trudna, wręcz niemożliwa. A jednak, źle czyta się książkę, w której ten sam Chrystus, którego zna się jako Boga, wciąż się waha, nie wie, co mówi, ważne z obecnego punktu widzenia fragmenty Ewangelii wypowiada w złości, pod wpływem złych emocji, a później ich żałuje. Narrator Mailera wciąż się czegoś uczy, "wreszcie" zaczyna coś rozumieć i wyjaśnia czytelnikowi, jak coś wygląda naprawdę. Jednak w następnym rozdziale okazuje się, że tak naprawdę nie wiedział nic i dopiero teraz "wreszcie" zaczyna coś rozumieć. Trochę boli taki obraz Chrystusa.
Irytuje też w znacznym stopniu konstrukcja narracji. O ile ewangeliczne historie są relacjonowane interesująco, opowieść ma tam swój właściwy rytm, to gdy przychodzi do rozmyślań narratora, jest już gorzej. Zdania wynikają z siebie jedynie pozornie, niektóre implikacje są niemal zupełnie niezrozumiałe, mnożą się, wspomniane wcześniej, sytuacje, gdy narrator zaczyna rozumieć, czego wcześniej nie pojmował.
"Ewangelia według Syna" nie jest na wskroś złą książką. Literackie interpretacje biblijnych historii są zawsze trudne do przeprowadzenia, lecz mimo wszystko zwykle czyta się je z zainteresowaniem i uwagą - tak jest choćby w przypadku wątku Jeszui z "Mistrza i Małgorzaty". Tak jest na szczęście i tutaj. Mimo wszystko boli sprowadzanie Jezusa jedynie do postaci człowieka, który bez własnej woli znalazł się w tak ważnych okolicznościach, który nie panuje nad tym, co mówi, który tak często nie wie, co robić. Nie chcę tutaj potępiać wątku wątpliwości u Chrystusa, bo ten jest przecież obecny w relacjach Ewangelistów. Co więcej, jest on pełen dramatyzmu, łatwo wywołuje wzruszenie. Jednak przesada w posiłkowaniu się nim każe poddawać w wątpliwość sens wiary chrześcijan w boskość Syna Bożego. Boli także końcowa konstatacja autora, jakoby śmierć Jezusa na krzyżu nie musiała wcale być zwycięstwem Boga. Czy naprawdę w tym wszystkim miałoby jedynie chodzić o, uosabianą przez Judasza, walkę z bogaczami w obronie ubogich?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.