Dodany: 09.02.2013 01:11|Autor: Msabu
John Irving, "W jednej osobie"
Zazdroszczę wszystkim Czytelnikom, którzy zdołali przez tę książkę przebrnąć i w dodatku czerpać z lektury przyjemność. Ja ugrzęzłam na str. 50, jeszcze trochę przekartkowałam - i odpadłam. Odpadłam z powodu jakości tłumaczenia. Czegoś takiego nie miałam w ręku jeszcze nigdy. I jest mi z tego powodu bardzo smutno, choć oczywiście śmieję się, kiedy czytam:
"Co do babci, z wiekiem stała się uparta jak osioł i miała konserwatywne zaplecze" (str. 23);
"Muriel usiadła (...) z dramatycznie falującym popiersiem" (str. 33);
"Dłoń, którą nie czochrała mi włosów, spoczywała na stole obok dłoni Richarda Abbotta, lecz podchwyciwszy moje spojrzenie, natychmiast ją cofnęła" (str. 46);
"Okazały członek, można rzec, spełniał wymogi uroczych penisów" (str. 72).
Jednak błędy gramatyczne - a także zwyczajny bełkot - już nie budzą wesołości. A występują w tym tekście w ilości zatrważającej: "Potrzebujemy Heddę lub Norę" (str. 33); "emanowała wybujałą rangą własnej osoby" (str. 48); "W wypadku Olivera [Twista], ochoczo identyfikowałem się z rozwojem wytrwałego sieroty" (str. 57).
Wyrazy najwyższego uznania dla wydawnictwa Prószyński i S-ka.
W jednej osobie (
Irving John)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.