Stare nie zawsze jare
"Czerwony błazen" to przedwojenny kryminał mocno skrzyżowany z melodramatem, który zaludniają anioły w ludzkiej skórze i straszliwi degeneraci, już samym wyglądem zdolni straszyć przyzwoitych ludzi na ulicy, nie wspominając o marzeniach sennych. Emocji kryje się w nim kopa, praktycznie na każdej stronie ktoś omdlewa lub zalewa się łzami, niezależnie od płci, lub też cierpi straszliwe męki duchowe, najchętniej w milczeniu i z bladym obliczem. Niestety, zawarta w nim zagadka kryminalna zupełnie nie jest interesująca, przez większą część powieści występuje jeden podejrzany, do tego umieszczony błyskawicznie w areszcie, a żadnych wątpliwości czy innych możliwych wątków autor po prostu nie wprowadza, mnożąc tylko opisy somatyczno-psychicznych cierpień rodzinnych osadzonego. I choć Błażejewski napomyka w którymś momencie o Conan Doyle'u, najwyraźniej z tej znajomości żadnych konstruktywnych wniosków nie wyciągnął.
W notce na okładce (wyd. Ciekawe Miejsca, 2012) zapewniają, że książka ta była w PRL-u zakazana, a z autorem rozprawiło się NKWD, nie należy jednak wysnuwać z tego wniosku o jakichkolwiek kontrowersyjnych treściach w niej zawartych, pomijając antysemityzm przebłyskujący tu i ówdzie. Bez wątpienia jedynym powodem zakazu publikacji był tytuł utworu. Ponieważ jednak nawet Mniszkówna cieszy się aż do dziś niejaką popularnością, z pewnością i ta powieść, o ileż cieńsza od "Trędowatej", znajdzie swych admiratorów.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.