Dodany: 02.03.2013 11:53|Autor: AnnRK
Polowanie na łowcę
Przystojny, szarmancki główny bohater i ciekawa akcja. Dwa magnesy, które przyciągną uwagę większości kobiet czy to do książki, czy do filmu. Bohater powieści norweskiego pisarza Jo Nesbø urodą ani prawością nie grzeszy, ale umiejętności wplątywania się w zakręcone historie odmówić mu nie można. Panie i Panowie, przedstawiam Wam "syna kierowcy, studenta ekonomii, uzdolnionego odrobinę powyżej średniej i o wzroście znacznie poniżej średniej"[1]. Oddajmy mu zresztą głos, niech sam o sobie opowie. "[...] taki jestem: profesjonalny, analityczny i nieangażujący się emocjonalnie. Jestem łowcą głów. To niezbyt trudne. Ale to ja jestem królem"[2]. Bohater "Łowców głów" może i jest królem, ale niepewne to jego królestwo. Królowa jest bowiem tak piękna i dobra, że sam Roger Brown nie wie, jak wytłumaczyć to, że "taka kobieta jak ona - która mogła mieć absolutnie każdego, kogo zapragnęła - budziła się codziennie i chciała mnie zatrzymać na jeszcze jeden dzień. Cóż za tajemnicza ślepota uniemożliwiała jej dostrzeżenie mojej żałosności, mojej zdradzieckiej natury, mojej słabości w obliczu napotkanego oporu, mojej głupiej złośliwości w odpowiedzi na głupią złośliwość?"[3].
Jak zatrzymać przy sobie piękną panią, jak sprawić, by nie rozglądała się za innymi, przystojniejszymi, bogatszymi i gotowymi do ojcostwa? Cóż, z pierwszym nie da się wiele zrobić, z ostatnim się nie chce. Pozostaje jedno: pieniądze. Ale choć łowca głów zarabia całkiem nieźle, to i tak czuje, że mógłby swej wybrance dać więcej, zwłaszcza że okazały dom sporo kosztuje, a życie króla i jego małżonki też do najtańszych nie należy. Jedni po godzinach skręcają długopisy, inni piszą artykuły do gazet albo wyprowadzają na spacer psa sąsiadki. Roger Brown kradnie obrazy i pewnie robiłby to do tej pory, gdyby nie spotkał po drodze człowieka nie tylko sprytniejszego, ale i pozbawionego skrupułów. Z cwanego króla łowców głów i złodzieja dzieł sztuki Roger zmienia się w króliczka ściganego po norweskich drogach i lasach.
Czego jak czego, ale braku dynamizmu tej powieści zarzucić nie można. Dzieje się sporo. Jest miejsce na brawurową jazdę, psy z żelaznymi szczękami, dyskretne pogróżki i mniej dyskretne morderstwa. Roger będzie się musiał sporo nagimnastykować, by dotrwać do końca książki. Za każdym zakrętem czai się niebezpieczeństwo i choćby tkwił po uszy w gównie (nie jest to bynajmniej przenośnia), jego prześladowca jest zawsze tuż obok.
Szkoda tylko, że zanim dorwałam się do lektury, miałam już za sobą seans. Morten Tyldum przeniósł "Łowcę głów" na ekran i zrobił to na tyle wiernie, że nic w powieści Nesbø nie było już dla mnie zaskoczeniem. Gdyby ktoś przymierzał się do przeczytania książki i obejrzenia filmu, zdecydowanie powinien zacząć od powieści. Podczas lektury przez cały czas miałam przed oczami twarz Aksela Henniego, który w ekranizacji wcielił się w Browna. Muszę przyznać, że zrobił to świetnie i że cały film jest wart uwagi, trzeba jednak pamiętać o jedynej w tym przypadku właściwej kolejności. Film, zrobiony naturalistycznie, tak jak potrafią Skandynawowie, a nie potrafią Amerykanie, trzymający w napięciu, po prostu wbił mnie w fotel. Kawał niezłego kina akcji. Ten świetny seans zabrał mi niestety przyjemność płynącą z nieznajomości zdarzeń. Brak elementu zaskoczenia sprawił, że właściwie tylko przebiegałam wzrokiem po tekście. W przeciwieństwie do bohatera, wiedziałam, co czeka go za następnym zakrętem.
Nesbø pisze tak, że łatwo wciągnąć się w akcję, a gdy się fabułę już zna, można się skupić na języku, przy okazji wyławiając z treści takie perełki, jak "uśmiech Grevego był cienki i biały jak tasiemiec"[4]. Spotkanie ze znaną mi treścią nie było więc tak do końca straconym czasem. Choć zastanawia mnie jedno, czy norwescy policjanci są równie bystrzy, jak nasi mundurowi bohaterowie z dowcipów? Bo jeśli jeden człowiek kąsa drugiego w kark, co "prawdopodobnie powinno ujść za ugryzienie psa w oczach śledczego, który właśnie czegoś takiego szuka"[5] i policjanci, że o lekarzach czy patologach nie wspomnę, taką wersję kupują, to cóż... Przestępcy mogą się tam czuć jak w raju.
Krótko mówiąc, "Łowcy głów" to dynamiczna, ciekawa fabuła, może miejscami niezbyt wiarygodna, ale jako czysta, niewymagająca rozrywka sprawdza się doskonale.
---
[1] Jo Nesbø, "Łowca głów", przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2008, s. 22.
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 22.
[4] Tamże, s. 134.
[5] Tamże, s. 211.
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.