Dodany: 03.03.2013 13:53|Autor: misiak297

Takie proste historie...


Nowa Huta to przemysłowa dzielnica Krakowa (dawniej miasto) zaprojektowana i wzniesiona od podstaw u progu lat 50. Została zbudowana dla pracowników kombinatu metalurgicznego. Tyle fakty. A przecież za tymi faktami kryje się wiele istnień - budowniczych, projektantów, pracowników i mieszkańców domów w Nowej Hucie. I każda z tych osób nosi w sobie swoją historię. Właśnie tym ludziom Renata Radłowska poświęca kilkanaście reportaży składających się na zbiór "Nowohucka telenowela".

Wbrew tytułowi nie ma tu pretensjonalności rodem z telenowel. Ot, ktoś się przeprowadził, ktoś wdał w romans, ktoś z kimś stanął na ślubnym kobiercu, ktoś musiał walczyć o swoje, ktoś się rozczarował, komuś udało się spełnić marzenia, a czyjeś marzenia obróciły się w pył. Jak w życiu.

Oto zakochany Franciszek, który budował dom, myśląc, że zamieszka w nim ze swoją ukochaną Zosią, a w końcu "dostał przydział, ale nie ten wymarzony. Nie na Willowie. Do pokoju bez kuchni i bez łazienki; do prowizorki pod dachem, kilkaset metrów od domu, który budował. Parę nocy nie przespał, parę dni nie jadł. Podanie napisał - jak to tak? jak to możliwe, że go oszukali? mówili przecież, że ludzie sami budują sobie szczęście, więc jak to możliwe, że szczęście budują, ale nie sobie?"[1].

Oto Elżbieta, której ukochany dom stanął na drodze do budowy Nowej Huty i dlatego musiał być zburzony, choć wszystko miało rekompensować odpowiednie odszkodowanie. "To poprosiłam tych junaków ze Służby Polsce, żeby mi dali trochę czasu. No, żeby wszystko zdążyło przynajmniej dojrzeć. Szkoda było zostawiać to na krzewach i drzewach, a potem pozwolić, żeby spychacze połamały te drzewa i krzewy. Przecież to wbrew naturze, żeby łyżki koparek napakować owocami, które można zjeść"[2].

Oto Zofia, która zbiera klepsydry, te "Kilka słów o człowieku, kilka słów do całego świata (...). Bo cały świat może zupełnie nie wiedzieć, że jakiś człowiek istnieje; może go nie być przez całe jego życie, ale kiedy umiera, to świat się o nim dowiaduje. (...) A że ona zabiera te klepsydry - oczywiście już po tym jak ludzie wyczytają je do końca i będzie po pogrzebie - to jej obowiązek. Bo nie wyobraża sobie, żeby słowa o ludziach, których stracił świat, latały w powietrzu, wpadały do kałuż albo wisiały przez długie tygodnie na przykościelnych tablicach ogłoszeniowych. I drażniły żywych"[3].

Oto Maria, która całe życie budowała nowy świat, wierząc w uczciwość systemu, aby potem otrzymać minimalną emeryturę. "Dzieciom mówiła, że wiele nie chce: niech na starość dadzą jej grosz za każdą cegłę, którą zrobiła. Dzieci mówiły, że jakby jej dali grosz za każdą, to byłaby nieprzyzwoicie bogata"[4].

Oto Janusz, który jesienią - zainspirowany lekturą harlequinów - pisze romansowe opowiadania ku uciesze własnej i żony. Oto Maria, której całym światem była wieś Kościelniki i która - sprowadzona przez siostrzeńca - nie mogła odnaleźć się w w wielkim mieście i "tęskniła za tą wsią tak, jak za człowiekiem"[5]. Oto Talia, wróżka, która całej Nowej Hucie przepowiadała przyszłość. Oto Krystyna, która postanowiła sobie, że "urodzi dyrektorów (...). Mało że urodzi, ona ich wychowa, a potem odda Polsce, żeby tego kraju pilnowali"[6] i przekonała się, jak ideały sięgają bruku w socjalistycznej rzeczywistości. Oto Edek, który ratował życie kolegom w pracy, a darowanego w podzięce telewizora "przyjąć nie chciał. Nie zapracował na niego, czyli nie zasłużył"[7]. Oto Garguła umiejętnie swatający kolegów z Nowej Huty. Oto Zbigniew, kierowca taksówki, który musi spełniać liczne zachcianki swojej ekskluzywnej żony - i spełnia, bo ją kocha, a ona nie pozostaje mu dłużna.

Te i inne postaci opowiadają o swoim życiu, o zmaganiu się z codziennością, tworząc coś więcej niż legendę słynnej krakowskiej dzielnicy. Powstaje wręcz hagiografia świętych z Nowej Huty. Przeważnie tych, którzy gorzko się rozczarowali, wierząc, że "w nowohuckich mieszkaniach odległość od podłogi do sufitu będzie równa trzem najdłuższym drabinom ułożonym jedna nad drugą; bloki będą tak wysokie, że nic tylko otworzyć okno i szarpać chmury[8].

To takie proste historie! Zwięzłe, konkretne, pełne celnych komentarzy. A jednak Radłowska przestawia je w taki sposób, że nabierają znamion poetyckich, prawie magicznych, nie odchodząc ani na jedno zdanie od twardej rzeczywistości. Swoich bohaterów traktuje nie tylko z empatią, ale i z czułością. Opisy przy całej swej zwięzłości wyróżniają się plastycznością i umiłowaniem do szczegółu. Oto przedstawienie domu, który tak kochała Maria:

"Na ścianach w kuchni (kuchnia w takim domu to coś więcej niż kuchnie w blokach, niż kuchnie w nowych domach; kuchnia w takim domu była przestrzenią do snu, do krojenia chleba, szorowania pleców, kochania się w nocy, chrapania przy stole w dzień) wisiały wykrochmalone makaty, uprząż dla konia, suszone kwiatki, ubrania, a na gwoździu - niedzielny kapelusz ojca (skosmacony na czubku, pewnie od ciągłego chwytania za ten czubek, kiedy zdejmowało się go przed ludźmi, przed kościołem i kiedy pojawiały się złe znaki i kiedy złe znaki znikały)"[9].

Te opowieści bywają przerażające:

"Kobiety zachodziły w ciążę. Jedna za drugą. I co zrobić teraz? Pozbyć się. Ja wiem, że te głupie baby wrzucały je do wapna. Bo w wapnie to szybka śmierć, bo wapno takie kostki raz-dwa rozłoży i nikt nie sprawdzi. A może do pieca się wrzucało, może tam na kombinacie. Ja nie wiem, czy martwe czy żywe... Bały się wracać do swoich wsi, bały się, że junaczkom z bękartami władza ludowa mieszkań nie da"[10].

I wzruszające, jak w historii tego wieloletniego małżeństwa:

"Czy Zofia kocha Franciszka?
Niedawno sprzedawczyni ze sklepu warzywniczego (od tysięcy tygodni kupują w nim jarzyny, które sprawiają, że rosół to rosół) opowiedziała Franciszkowi historię, od której zakręciło mu się w głowie.
Historia: jest grudzień, tuż przed świętami. Zofia przychodzi do sklepu i prosi o mandarynkę, pietruszkę, marchewkę, pół kilo cytryn i paczkę rodzynek. A na koniec wyciąga z torebki jabłko - jeszcze świeże, jeszcze jędrne, pewnie jeszcze słodkie. I mówi do sprzedawczyni, że takie jabłka chce. Kilo ich. Ale takie muszą być, a nie inne. Bo takie, a nie inne mężowi smakowały. Kupiła je trzy dni temu, a to - wyjęte z torebki - ostatnie jest.
I co ona teraz zrobi, jak tych jabłek nie będzie?"[11].

Wybierzcie się razem z Renatą Radłowską do Nowej Huty. Poznajcie historię tej dzielnicy przez historie jej mieszkańców. Naprawdę warto. To kawał życia i kawał dobrej literatury.


---
[1] Renata Radłowska, "Nowohucka telenowela", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2008, s. 9.
[2] Tamże, s. 16.
[3] Tamże, s. 90.
[4] Tamże, s. 105.
[5] Tamże, s. 43.
[6] Tamże, s. 71.
[7] Tamże, s. 83.
[8] Tamże, s. 73.
[9] Tamże, s. 38.
[10] Tamże, s. 117.
[11] Tamże, s. 12.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5855
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: tynulec 04.03.2013 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowa Huta to przemysłowa ... | misiak297
Rzadko się zdarza żeby Misiak napisał recenzję reportażu, ale skoro się wydarzyło, to znak, że książka Radłowskiej może spodobać się także tym, którzy za reportażem nie przepadają.

Ja przeczytałam "Nowohucką telenowelę" jednym tchem i pierwszy raz za historią tego miasta, a dziś dzielnicy Krakowa, zobaczyłam ludzkie nadzieje, tragedie, rozczarowania, ludzkie życie po prostu. I od tamtej chwili, gdy jadę do Nowej Huty i mijam ludzi na ulicach, myślę o nich przez pryzmat opisanych przez autorkę historii.

Polecam!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.03.2013 11:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzadko się zdarza żeby Mi... | tynulec
Natychmiast do schowka!
Użytkownik: tynulec 04.03.2013 19:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Natychmiast do schowka! | dot59Opiekun BiblioNETki
Miła Dot59, mój egzemplarz ma Misiak, jeśli oboje będziecie na najbliższym spotkaniu śląskim albo zawitasz do Krakowa to chętnie pożyczę :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.03.2013 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Miła Dot59, mój egzemplar... | tynulec
Z góry dziękuję!
Użytkownik: lutek01 04.03.2013 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzadko się zdarza żeby Mi... | tynulec
Bardzo dobra książka i bardzo dobra recenzja.
Tynulec, mam to samo. Zauważyłem, że jak ostatnio (tzn. po przeczytaniu książki) jadę po pracy 138 w kierunku Nowej Huty, to obserwuję ludzi i jak widzę kogoś starszego, to zastanawiam się czy ta osoba nie jest jednym z bohaterów lub jedną z bohaterek "Nowohuckiej Telenoweli" i na którego lub którą z nich wygląda. Chyba z wiekiem dziwaczeję...
Użytkownik: margines 04.03.2013 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowa Huta to przemysłowa ... | misiak297
Tak coś podejrzewałem:) (jednak ta moja „kobieca” intuicja), a potem dostałem informację z wiadomego i „dobrze poinformowanego” źródła i potwierdziło się, że recenzja jest, tylko jeszcze siedzi w ciepełku poczekalni:)
Tam też zapoznałem się z nią, a książka... powędrowała (upchnięta kolanem:P!) do schowka:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: