Dodany: 01.05.2013 13:18|Autor: Agrya

„Alpejski przypadek księdza Grosera”


Jak to dobrze, że Jan Grzegorczyk uległ namowom swoich wiernych czytelników i po raz kolejny pochylił się nad postacią ubóstwianego przez rzesze księdza Grosera. Miał poprzestać na krótkich formach prozatorskich, a tu taka niespodzianka. Przed rozpoczęciem lektury nawet nie pomyślałam, że mogę się zawieść, bo taka sytuacja nie wchodzi w grę, kiedy któraś z kolei książka zaskakuje świeżością i nie nudzi, którą po przeczytaniu chce się ją mieć na półce z wartościowymi tytułami.

Historia tym razem jest nad wyraz oryginalna i zaskakująca. Mamy rok 1995, a co za tym idzie, nasz bohater jest młodszy niż w poprzednich częściach trylogii. Akcja zaczyna się ciekawym obrazkiem: ksiądz Groser mknie na rowerze przez Alpy w odwiedziny do Jana Pawła II, papieża zasiadającego dopiero na tronie stolicy Piotrowej. Jednak, jak to Groser, nie pojedzie prostą drogą. Szuka piękna, wdrapuje się na szczyty, podziwia i... ulega wypadkowi, co stawia go w bardzo niekomfortowej sytuacji. Szpital w obcym mieście, noga w gipsie, plany w gruzach. Ale jak to mówią, nie ma tego złego... Teraz dopiero zaczyna się dziać coś, co pewnie ksiądz włoży między karty swojej nowej książki. Bo trafia do nowego środowiska, poznaje protestantów Konopiuków (pasterza kościoła ewangelickiego i jego uroczą żonę Agnieszkę), mocniej dotyka ekumenizmu. Wypadki rozgrywają się w szybkim tempie, sprawy spiętrzają się i jak zwykle rosną tajemnice - bardzo intrygujące i na pozór nie do rozwiązania. No i samo miasteczko: Juden-feld, czyli żydowskie pole. Założone niegdyś przez żydowskich kupców, mające za sobą bogatą i pełną dziejowych zakrętów historię. Austriacy przepędzili prawowitych mieszkańców, ale nie zdołali zetrzeć nazwy miasta, która utrzymała się do dnia dzisiejszego.

Pierwszy spór ideologiczny zaczyna się między Mateuszem i Groserem na temat krzyża. W kościele Konopiuka jest on od lat zamurowany, bo był... nazistowski. Ściana ołtarzowa przedstawia cztery żywioły, będące dla mieszkańców Judenfeldu symbolami Stwórcy i życia w ogóle. W domu pastora również brakuje Krzyża, co gospodarz tłumaczy otwarciem się na chrześcijaństwo, na szukanie Boga w tej pustej przestrzeni, którą trzeba jakoś sobie zapełnić, nadać jej znaczenie. Jak się okaże, zamurowany w kościele Krzyż jest głównym motywem powieści, wokół niego koncentrują się losy przede wszystkim nazisty Józefa Galla, pozującego niegdyś do rzeźby Jezusa:

„Zobacz, Jezus atleta na krzyżu, ale nie ma żadnej rany. Ręce to właściwie nie wiadomo, czy są przybite do krzyża, czy robią »Heil Hitler«. Podpis z Jana: »Który gładzi grzechy świata« Adolf Odkupiciel”[1].

W powieści poznajemy w urywkach historię życia tego człowieka i próby jego rehabilitacji. Czy spowiedź nazisty jest szczera i co na to jego spowiednik, Mateusz?

Pojawia się także ciekawy wątek Manfreda Untertana, kuratora, syna nieżyjącego już księdza nazistowskiego - Rudolfa, który każde ze swoich dzieci poświęcał Hitlerowi, sadząc po ich urodzeniu brzozy na jego cześć. Syn nie sprostał wyobrażeniom ojca, po latach pęka, nie może sobie znaleźć miejsca i robi coś, za co przez żonę zostaje uznany za słabeusza. A kim ona jest, ta zimna, bezwzględna kobieta rozporządzającą mężem według własnego uznania, dla której od rodziny ważniejsze są sprawy inne, godne poświęcenia szczęścia męża i dzieci? Historię jej poznaje córka - Gabriele, widząc matkę na fotografii obok kogoś, kto zawsze napawał dziewczynę obrzydzeniem. Gabriele wpada w sytuację bez wyjścia, a to wszystko, co wydawało jej się bardzo odległe, straszne, okazuje się w jej życiu ważnym elementem porozsypywanej układanki.

To tylko część poplątanych losów, rodzinnych historii, poszukiwań, z jakimi przyjdzie się spotkać czytelnikowi Grzegorczyka. Co się rzuca w oczy? Przede wszystkim to, że pisarz mówi otwarcie o problemach, których jeszcze nie dotykał w swoich książkach. Protestantyzm ściera się z katolicyzmem, dobro walczy nieustannie ze złem, gdyż podczas lektury nie wiadomo dokładnie, gdzie jedno się kończy, a zaczyna drugie. Granice zacierają się. Ludzie ukazani w swoich uwarunkowaniach rodzinnych, ograniczani jakimiś ideami, podporządkowani systemowi wydają się, mimo ogromu zła, jakiego dokonali, jakby bardziej ludzcy. Wystarczy przytoczyć fragment modlitwy za Hitlera, aby zobaczyć, jakie było podejście nazistów do religii, jak pojmowali patriotyzm, jak żyli:

„W Twych rękach, Boże, leży panowanie ponad wszystkimi królestwami i narodami Ziemi. Błogosław naszemu niemieckiemu narodowi swoją dobrocią i siłą i porusz głęboko nasze serca w miłości do niego (...) Błogosław niemieckiej armii, która jest gwarantem pokoju i ochroną narodowego ogniska, i daj rodzinom żołnierzy siłę do najwyższych wyrzeczeń na rzecz wodza, narodu i ojczyzny”[2].

Takich paradoksów znajdziemy więcej. Żona Göringa, współtwórcy III Rzeszy, chroniła Żydów w czasie wojny. Rudolf Hess, komendant Auschwitz, czy Joseph Goebbels, kanclerz Rzeszy, mieli zostać księżmi. W parafialnej kronice kolejne karty zdradzają wiele podobnych historii, które Groser zachłannie czytał i rejestrował, tworząc sobie dokładny obraz ówczesnych ludzi i sytuacji. Łączy fakty, zdarzenia, waży dobro i zło. Szuka. Z tego właśnie składa się cała ta powieść. Wątki nakładają się na siebie, losy ludzkie krzyżują, światło i ciemność walczą o pierwsze miejsce. A pytań po lekturze rodzi się wiele, m.in. pytań natury egzystencjalnej, filozoficznej, moralnej. Czy wszyscy naziści byli potworami? Czy są dla nich okoliczności łagodzące?

No i język. Jak zwykle plastyczny, obrazowy. Płynie się przez kolejne wersy nie zauważając mijania czasu. Napięcie jest umiejętnie dozowane. Wszystkie podejmowane tematy na końcu łączą się w jedną całość, a Krzyż staje się niejako soczewką skupiającą losy bohaterów. Pointa... zaskakuje i jest przysłowiową kropką nad „i”. Groser wyjeżdża od Konopiuków w towarzystwie księdza Wargina. Spotyka ich nagła i potężna burza. Czym jest to wydarzenie dla bohatera, jak się skończy i co oznacza? Groser idzie przed siebie. Uśmiechnięty.



---
[1] Jan Grzegorczyk, „Jezus z Judenfeldu. Alpejski przypadek księdza Grosera”, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2012, s. 21.
[2] Tamże, s. 62.


[Recenzję opublikowałam wcześniej również na stronie: "Na kanapie", "Lubimy czytać, Park literacki oraz na moim blogu - Słowa uwolnione].


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 923
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: