Dramat po amerykańsku
Pisarstwo Jodi Picoult należy do dosyć charakterystycznych. Innymi słowy, sięgając po kolejną książkę tej autorki, wiemy dokładnie, czego możemy się spodziewać. Podstawą jest poważny problem (np. masakra w szkole, depresja poporodowa, eutanazja, przemoc w domu, kwestia in vitro czy związków jednopłciowych), a wszystko przedstawione zostaje na sposób dramatyczny, lecz łatwy w odbiorze. Tak jest również w przypadku "Karuzeli uczuć" (to bardziej trafiony polski tytuł od poprzedniego, "W imię miłości" - powtarzającego tytuł innej książki Picoult).
Mieszkający po sąsiedzku Harte'owie i Goldowie przyjaźnią się od lat, a ich dzieci - Chris Harte (syn Jamesa i Gus) oraz Emily (córka Michaela i Melanie) - są praktycznie nierozłączne, stanowią idealną parę. Ta wieloletnia sielanka trwa do chwili, kiedy Emily nieoczekiwanie umiera od postrzału w głowę, a Chris zostaje oskarżony o jej zamordowanie. Ta tragedia przyczynia się do rozpadu "powiększonej rodziny" - jak nazywali siebie wszyscy bohaterowie. Wieloletnią lojalność zastępuje nienawiść, poczucie bezpieczeństwa burzy lęk. Bo co naprawdę stało się tamtej nocy na karuzeli? Czy Chris mógł zastrzelić dziewczynę, bez której nie wyobrażał sobie życia? Co kryło się pod lukrowaną sielanką?
Picoult i tym razem poruszyła poważny problem, wystawiając swoich bohaterów na ciężką próbę. Trzeba przyznać, że fabuła jest naprawdę interesująca, a całość napisana "łatwo, lekko i przyjemnie", co nie pozwala oderwać się od lektury. Dramatyzm wzmaga się z każdą stroną (tym bardziej że Picoult pokazuje całą sytuację oczami różnych postaci), szokujące i poruszające sceny się mnożą, napięcie rośnie (zwłaszcza na sali sądowej - bo tam często Picoult prowadzi swoich bohaterów), a finał całości jest zaskakujący.
Brzmi obiecująco? Jak najbardziej. Problem w tym, że cała ta historia jest na wskroś "amerykańska" w najgorszym z możliwych znaczeń. Wszystko wydaje się dopasowane do głównej idei. Postaci są wyraziste, ale jednocześnie sztampowe, stanowią jedynie pewne typy - Gus Harte to bezpośrednia, otwarta i zdeterminowana kobieta (dlatego będzie niczym lwica bronić syna), a jej mąż, raczej nieprzystępny, myślący przede wszystkim o karierze, odsunie się od oskarżonego o morderstwo Chrisa. Przeciwieństwem Harte'ów jest druga para - nieśmiała Melanie Gold i jej ciepły, dobroduszny mąż Michael. Chris Harte to z kolei chłopak prawie idealny. Dodajmy do tego jeszcze cynicznego prawnika-karierowicza i nastawioną na zwycięstwo za wszelką cenę prokurator. Wśród bohaterów pozytywnie wyróżnia się jedynie Emily - złożona psychologicznie, zagubiona, przytłoczona przez konkretne oczekiwania otoczenia.
Z fabułą też nie jest najlepiej. Owszem, jest tu sporo typowo po "amerykańsku", nachalnie dramatycznych scen i sprawdzonych aż za wiele razy chwytów, problem w tym, że wszystkie wydają się obliczone na to, żeby wywołać wzruszenie u odbiorcy. To jest tak ewidentne i grubymi nićmi szyte, że aż budzi czytelniczy niesmak. O ileż bardziej poruszająca jest na przykład proza Axelsson - szwedzka pisarka potrafi poruszyć czytelnika bez posuwania się do literackiej sztampy, powielania gotowych schematów. Ileż zyskuje - pozostańmy na amerykańskim podwórku - Michael Cunningham, pogłębiając swoich bohaterów psychologicznie, nie tworząc ich wedle gotowej matrycy! A w "Karuzeli uczuć"? Cóż, postacie są nietrudne do rozgryzienia (może poza Emily), czytelnik nie musi ich rozsupływać z każdą stroną, a wydarzenia łatwo przewidzieć.
Twórczość Jodi Picoult przypomina mi hamburgera z sieciowej restauracji serwującej fast food. Napakowane toto, kusi pachnącą apetycznie mięsną zawartością (ach, ten palący problem wzięty na literacki tapet!), kokietuje standardowymi warzywnymi dodatkami (jakże przejmujące są te sceny, jak podkręcają atmosferę, drżyj, czytelniku, ocieraj łzy z policzków!), a wszystko podlane pseudo-wyrafinowanym sosem (ten prawnik na pewno się nawróci, a między dwojgiem pierwszoplanowych bohaterów wybuchnie tajemny romans, finał na pewno będzie zaskakujący i wywoła wzruszenie). Łatwo dać się uwieść (i zwieść) i spałaszować można nawet ze smakiem. Tylko czy potem nie dostanie się czkawki?
I pozostanie tylko się dziwić, czemu między jednym a drugim kęsem (rozdziałem) nie pomyślało się, że w gruncie rzeczy mogło być lepiej? Że to, co miało wstrząsać - jeśli w ogóle wstrząsa, to tylko na chwilę? Ot, tak do przeczytania i zapomnienia.
Powieści Jodi Picoult aspirują do miana literatury ambitnej. I niewątpliwie jest ona ambitna - ale tak po amerykańsku: zarazem melodramatycznie i przystępnie. Warto wziąć poprawkę na tę nie raz przeklinaną "amerykańskość" literatury - po prostu, żeby nie poczuć się zawiedzionym.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.