Dodany: 18.06.2013 23:49|Autor: cordelia

Książka: Sputnik Sweetheart
Murakami Haruki

4 osoby polecają ten tekst.

Koszmar w wesołym miasteczku


Wszyscy znają, wielu chwali - trzeba wreszcie poczytać tego Murakamiego, pomyślałam, sięgając w bibliotece po wymęczony egzemplarz "Sputnika Sweetheart", ciekawa, lecz i trochę uprzedzona z powodu rozgłosu, którym cieszy się najpoczytniejszy obecnie współczesny japoński pisarz, a który, jak wiadomo, prawdziwie wielkim za życia nie przystoi. Taki był początek przygody, której koniec nie jest mi jeszcze znany; bo już wiem, że na "Sputniku" nie poprzestanę, zafascynowana tą prozą przypominającą kolaż z zupełnie nieprzystających do siebie materiałów, wśród których są i złoto, i plastik, i szlachetne kamienie, i kolorowe szkiełka, a wszystko razem tworzy obraz tak poruszający i zapadający w pamięć, jak potrafi poruszać i zapadać w pamięć tylko celnie ujęta prawda.

Łącząc w tej książce zachodnie i wschodnie środki wyrazu, subtelną poezję i literaturę popularną, Murakami nie troszczył się chyba szczególnie o harmonię tego połączenia; efekt jest taki, jakby ktoś serwował bordoskie wino grand cru do popcornu. Są tu metafory, których siła zapiera dech, i prostoduszne gagi, które w większości zamiast do śmiechu, skłaniały mnie podczas lektury do ciężkich westchnień; subtelna sugestia właściwa japońskiej tradycji literackiej i tanie efekty typowe dla produkcji, których celem jest jak największa sprzedaż. Na samym początku dowiadujemy się, że główna bohaterka, Sumire, jest zakochana w starszej od siebie o kilkanaście lat kobiecie. No dobrze. Rewelacja ta kończy pierwszy akapit bardziej efekciarskim niż efektownym akcentem, moim zdaniem. Później jednak okazuje się, że wątek homoerotyczny ma drugie dno i, jak to zwykle z drugim dnem bywa, jest ono znacznie ciekawsze niż to, które je przesłania. Gdy zastanowić się głębiej, można nawet dojść do przekonania, że skłonności Sumire mają w rzeczywistości charakter nie homoseksualny, lecz poniekąd narcystyczny.

Sumire - której imię znaczy "fiołek" i jest zarazem tytułem ulubionej przez matkę bohaterki pieśni Mozarta do wiersza Goethego o zdeptanym kwiatku - to zbuntowana, niekonwencjonalna dwudziestokilkuletnia osóbka, która dopiero staje się kobietą. Obiekt jej uczuć, Miu, to zbliżająca się do czterdziestki piękna i elegancka businesswoman, na pozór spełniona kobieta sukcesu, w rzeczywistości, jak wyznaje, będąca już tylko połową osoby, którą była kiedyś, zanim jej włosy, które od czternastu lat starannie farbuje, w ciągu jednej nocy z kruczoczarnych stały się całkiem siwe.

Tę pamiętną noc spędziła w wesołym miasteczku. Wpuszczający klientów stary pijak pozostawił ją tam przez nieuwagę, samą, wysoko nad ziemią, uwięzioną w diabelskim młynie. "Długo spoglądała na swoją twarz. Kiedy to się skończy? - zadała sobie pytanie. Po wszystkim stanie się to zabawną historyjką, jaką opowiada się znajomym. Tylko sobie wyobraźcie: utknęłam na diabelskim młynie w wesołym miasteczku w Szwajcarii!"[1]. Brzmi niewiarygodnie, i może sama Miu będzie zastanawiać się, czy przydarzyło jej się to naprawdę, czy też jest jedną z tych rzeczy, które "nigdy się nie zdarzyły, ale są zawsze"[2], jak pisze Salustios o mitach.

Niewiarygodne, a przecież prawdziwe. Od niepamiętnych czasów ludzie spędzają samotnie noc na diabelskim młynie. Tak samo wieczny jest zdeptany fiołek Goethego, i tytułowy sputnik z bezpowrotnie wysłanym na orbitę psem, i wyspa, metafora stara jak świat, lecz nie w nowatorstwie tkwi siła metafor. "W północnej części wybrzeża znajduje się duża kamienna jaskinia [...]. Tam jest jak w labiryncie"[3]. Może to tam pewnej nocy Sumire przepadła bez śladu, jak pensjonarki z "Pikniku pod Wiszącą Skałą" Petera Weira? Gdzieś przecież muszą być. "Może w jakimś odległym miejscu przebywa wszystko to, co stracone. A przynajmniej istnieje taki cichy zakątek, gdzie odchodzą wszelkie zaginione rzeczy, nakładają się na siebie, tworząc jeden kształt"[4]. A może Sumire wpadła do jakiejś głębokiej starożytnej studni i tkwi tam, w ciemności, nie mogąc wydostać się na zewnątrz, jak uwięziona w diabelskim młynie Miu, która przez lornetkę teatralną obserwuje swój pokój, z pewnym zdziwieniem patrząc na obecnych w nim dwoje ludzi, mężczyznę i kobietę? To, co zachodzi między nimi, nie jest bynajmniej romantyczne, w każdym razie nie w zwykłym rozumieniu tego słowa, lecz i rzeczy okrutne są przedmiotem poezji, której fala wzbiera wraz z cudowną mocą niedomówień, i wtedy, właśnie wtedy Murakami nagle porzuca sugestię i, przechodząc na łopatologię, wyjaśnia: "Zobaczyła samą siebie"[5]. Wzdycham ciężko. Tego to już naprawdę nie trzeba było dodawać. Czytelnik, który już od dawna domyślał się, w czym rzecz, ma prawo poczuć się urażony. Lecz później wybacza autorowi i to, i gagi, i wszystko.

Są takie książki. I są tacy ludzie. Mogą nas drażnić, może nas razić ich styl i możemy nie podzielać ich poczucia humoru, ale słuchać ich trzeba - co skądinąd przychodzi bez większego trudu - bo to, co mają nam do powiedzenia, jest nie tylko ciekawe, lecz i prawdziwe, i ważne. Niech nas ręka boska broni przed podaniem im numeru telefonu. Będą, jak Sumire ze swej semiotycznej budki telefonicznej, dzwonić w środku nocy. Już lepiej niech piszą, jak Miu rzucająca z diabelskiego młyna na ziemię karteczki z prośbą o pomoc. Trudno na nie odpowiedzieć, ale przeczytać trzeba. Acz i wówczas, nawet jeśli przezornie wyłączymy na noc telefon, bardzo możliwe, że nie dadzą nam spać.



---
[1] Haruki Murakami, "Sputnik Sweetheart", przeł. Aldona Możdżyńska, wyd. Muza, 2003, s. 194.
[2] Salustios, "O bogach i świecie", cytat za: Roberto Calasso, "Zaślubiny Kadmosa z Harmonią", przełożył Stanisław Kasprzysiak, wyd. Znak, 1995.
[3] Haruki Murakami, dz. cyt., s. 158.
[4] Tamże, s. 260.
[5] Tamże, s. 195.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1363
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: