Dodany: 25.06.2013 18:04|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Gdy kobieta idealna jest... mężczyzną


Moje spotkania z utworami młodych polskich prozaików nie zawsze bywają udane – spora część tych utworów budzi we mnie co najmniej mieszane uczucia, a niemało jest i takich, których w ogóle nie udaje mi się przeczytać do końca. Przyczyną rozczarowań bywa zwykle zbyt dosłowna erotyka i/lub nadużycie wulgaryzmów, albo… no, cóż… słabiutki warsztat literacki. W powieściach o miłości częściej niż w innych zdarza się kumulacja wszystkich powyższych mankamentów, toteż nie sięgam po nie zbyt ochoczo. Na „Siedem szklanek” zostałam jednak namówiona, a wiadomo, rekomendacja pokrewnej duszy robi swoje.

I rzeczywiście, o rozczarowaniu nie ma mowy. Sceny erotyczne nie przekraczają granic przyzwoitości, liczebność nieparlamentarnych słówek okazała się niedokuczliwa (i wyjąwszy dwa czy trzy wyrazy, istnieją okoliczności usprawiedliwiające ich użycie), a pod względem warsztatowym nie można powieści absolutnie nic zarzucić. Nieszablonowa technika narracji, prowadzonej to w pierwszej osobie, to w trzeciej, z przerzucaniem uwagi na przemian na poszczególnych bohaterów i z przeplataniem właściwej opowieści relacjami ze snów Kuby (które, tak jak i tytuł oraz motto, stanowią aluzję do bajkowego świata z powieści Jana Brzechwy - świata, gdzie wszystko jest możliwe, gdzie sen staje się rzeczywistością, a rzeczywistość znika we śnie), jednemu czytelnikowi może odpowiadać, innemu nie; dla mnie akurat stanowi kolejny walor „Siedmiu szklanek”. Ale największym atutem powieści jest niebanalna fabuła, dostarczająca pretekstu do głębszej analizy psychologicznej postaci.

Kuba to przeciętny dwudziestoparolatek. Studiuje, choć bez szczególnej namiętności; ma dziewczynę, bo czemu miałby nie mieć (to żadna wielka miłość, ale miło tak mieć kogoś, z kim można się pokazać w klubie lub u znajomych); nie ma szczególnych pasji ani specjalnie określonych poglądów (no, może poza tym jednym, dzielonym ze sporą rzeszą rodaków, że „pedał” czy „trans” to jakiś dziwoląg, którego istnienie porządny człowiek może tolerować w ramach poprawności politycznej, ale zadawać się z „takim zboczeńcem”[1] to już niekoniecznie…). I może wszystko pozostałoby tak jak dotąd, gdyby Marta nie zaciągnęła go na imprezę do kolegi - artysty, który „jest bardzo… oryginalny”[2]. Ujrzana przy wejściu filigranowa postać o niebanalnej urodzie, z inteligentnym spojrzeniem, w seksownej sukience, ucieleśnia jego marzenia o kobiecie idealnej. Tylko że… jest mężczyzną. Transwestytą i - jak się później okaże – biseksualistą z tendencjami poligamicznymi, „mężczyzną każdej kobiety i kobietą każdego mężczyzny”[3]. „To… ono”[4], „dziwadło”[5], „potwór”[6], „ciota”[7] budzi w Kubie uczucia dalekie od pozytywnych. Ale gdzieś na dnie pod tą awersją czai się i fascynacja, którą chłopak stara się ukryć, stłumić, wyprzeć. Bo to przecież nieprawda, co powiedział Emil, że „na świecie w ogóle nie ma heteryków. Są tylko źle podrywani biseksualiści”[8]. Nieprawda? Więc skąd ten rumieniec przy czytaniu wysłanego ukradkiem sms-a, skąd ten prąd przebiegający pod skórą „od tego jednego dotyku”[9], skąd ta siła, zmuszająca go do wyjścia z domu i zawędrowania pod drzwi, za którymi czeka ktoś z twarzą rozpromienioną uśmiechem „jak milion słońc”[10]?...

Ale jest jeszcze Pawełek, od dłuższego czasu będący na każde zawołanie Emila. I Daria, której „status pierwszej damy był oficjalnie uznawany i nienaruszalny”[11]. I Ewa, która biorąc pod uwagę okoliczności ich pierwszego spotkania, powinna Emila nienawidzić, a jednak stał się jej bliższy, niż były mąż. I jeszcze ktoś, kogo tu (tymczasem) nie ma, ale kto tkwi w świadomości Emila głębiej i boleśniej, niż każde z nich. Więc wcale nie jest powiedziane, że Kuba, odkrywszy niepodejrzewaną stronę swojej seksualności, odkryje zarazem drogę do szczęścia…

Aha, i jest jeszcze Karolina, która się nie liczy. Nie w tym aspekcie. Karolina, na której widok żadnemu osobnikowi płci dowolnej nie przebiega po plecach dreszcz pożądania. Pragnie się długonogich dziewczyn, które na dziesięciocentymetrowych szpilkach poruszają się z taką gracją, jakby się w nich urodziły, takich jak Daria, „wyniosła królowa śniegu”[12] o włosach układających się w nienaganne rude pukle. „Sympatyczna grubaska”[13] w falbaniastej spódnicy i sandałach może być posłańcem. Gąbką na łzy. Towarzyszką zabawy. Całodobowym pogotowiem psychologicznym. Ale nie kimś, o kogo można być zazdrosnym, przez kogo się nie sypia w nocy i popełnia głupstwa. Wspaniała postać, mimo swojej ewidentnie drugoplanowej roli naszkicowana tak przekonująco, że budzi natychmiastowy odruch sympatii – przynajmniej u każdego, kto kiedyś znał taką Karolinę albo… nią był.

Świetnie się czyta tę historię. Świetnie, mimo że Emil jest postacią okropnie irytującą (nie ze względu na swoje preferencje seksualne, tylko na kabotyństwo i egocentryzm; jedyny moment, w którym zapomina o pozowaniu, to ten, kiedy wracając z Kubą przez park staje się obiektem zaczepek dresiarza), a Kuba sprawia wrażenie zupełnie bezwolnego, kierowanego przez jakieś nie całkiem zrozumiałe mechanizmy. Świetnie, choć w miarę zbliżania się do końca robi się żal, że nie będzie już rozwinięcia wątków, które na to rozwinięcie zasługują. Bo to mógłby być materiał na pełnowymiarową, pełnometrażową powieść, coś w stylu „Domu na krańcu świata” Cunninghama, a jest zaledwie szkic. Ale nawet w tej szkicowej formie jest to lektura do zapamiętania.



---
[1] Magdalena Zych, „Siedem szklanek”, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011, s. 12.
[2] Tamże, s. 7.
[3] Tamże, s. 182.
[4] Tamże, s. 11.
[5] Tamże, s. 12.
[6] Tamże, s. 27.
[7] Tamże, s. 28.
[8] Tamże, s. 85.
[9] Tamże, s. 111.
[10] Tamże, s. 113.
[11] Tamże, s. 146.
[12] Tamże, s. 98.
[13] Tamże, s. 39.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1387
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: