Dodany: 05.07.2013 20:34|Autor: beliarus

„Cujo”


Stephen King ma w swoim dorobku mnóstwo powieści, zbiorów krótkich nowel, miniatur. Jego twórczość oscylowała zawsze wokół strachu, zbiegów okoliczności, ludzkich zachowań. Można śmiało powiedzieć, że z każdego elementu codzienności pisarz jest w stanie uczynić zło wcielone. Przy takiej liczbie wydawanych książek, istnieje prawdopodobieństwo popadnięcia w zawodową rutynę. Chociaż sam King zarzeka się, że nigdy nie publikował dla pieniędzy, wielość kolejnych powieści dostępnych w sprzedaży nie napawa optymizmem co do ich jakości i estetycznej świeżości. Jak jest z „Cujo”?

„Cujo” King napisał w roku 1981. Największe jego dzieła – klasyka horroru we współczesnej prozie – powstały kilka lat wcześniej. Odniosły ogromny sukces komercyjny, mając przy tym wartość literacką. Stephena Kinga ochrzczono niekwestionowanym królem grozy. Niewielka objętościowo książka z hiszpańsko brzmiącym tytułem pozwalała żywić nadzieję, że tym razem czytelnik przeczyta o czymś innym, nie o małym miasteczku z mieszkańcami o wielkich ambicjach. Jednak akcja zaczyna się typowo. Najpierw garść cytatów, które wprowadzają w klimat powieści i sygnalizują problematykę. Autor prowadzi czytelnika za rękę, wchodzi z nim do dobrze znanego pokoju i pokazuje dobrze znany owoc, dbając pieczołowicie o detale. Gdy czytamy o Castle Rock (miasteczku, gdzie rozgrywa się akcja), nasze myśli tworzą obrazy dobre znane – przywołując najbliższe sąsiedztwo, może babciną wioskę. Szybko fikcję łączymy z realnością. Na tym polega magia warsztatu Kinga – nie mamy wrażenia, że obcujemy z czymś sztucznym, wyśnionym. Nawet elementy fantastyczne lub baśniowe szybko akceptujemy.

Bohaterowie są zwyczajni. Jednak znów mamy do czynienia z maską, jak w przypadku paru postaci z innych powieści tego pisarza. Kreacja jest mocno nacechowana analizą psychologiczną. To właśnie główny plus „Cujo”. Z każdą stroną przybywa kantów, rys, blizn na perfekcyjnym obliczu bohaterów, które tak nudziło przy pierwszym poznaniu. Dochodzi do głosu natura ludzka, która zostaje ukazana niemalże jako pierwiastek zwierzęcości – coś wyjętego z ram racjonalnego wytłumaczenia. Ludzkie reakcje na zło często noszą znamiona osobistych porachunków za krzywdy doznane w dzieciństwie.

Tytułowy Cujo to potężny bernardyn o spokojnym spojrzeniu. Wydaje się nawet ospały, leniwy, porusza się wręcz osowiale. Jednak przechodzi metamorfozę. Podczas szalonej gonitwy za królikiem pies zostaje ugryziony przez nietoperza. Jak łatwo się domyślić, nie było to zwykłe ukąszenie. Domownicy zauważają zmiany zachodzące w zachowaniu i wyglądzie wielkiego pupila, jednak nie reagują na nie w żaden sposób. Po kilku dniach poczciwy Cujo przeradza się w gigantyczną maszynę do zabijania. W szerszym kontekście bernardyn może być uznany za animizację pierwotnego zła, które istnieje w każdej istocie – człowieku, kocie, psie. Obojętność domowników sprzyja rozrostowi potęgi zła.

Czym są zajęci bohaterowie? Problemy w firmie, kruchość małżeństwa, chłodna atmosfera w domu, dorastanie dziecka, tyrania męża – to wszystko elementy składowe sytuacji, w której ludzkie życie staje się czymś na kształt wosku kapiącego ze świecy. Nie ma tutaj pozytywnego bohatera – wszyscy są skażeni wadami. Począwszy od zaawansowanej nadwagi, a kończąc na zaawansowanym alkoholizmie. Każda pomoc jest szybko udaremniana przez nieprawdopodobne zbiegi okoliczności.

Warto się zastanowić nad tymi przypadkami. Czasem możemy się jedynie uśmiechnąć (choć brzmi to groteskowo w zestawieniu z tragicznymi wypadkami bohaterów), gdy wszystko układa się po myśli psa. Po krótkiej analizie dochodzimy do wniosku, że wyglądają niedorzecznie i co najmniej kiczowato. Nie wymagam od horroru realizmu na miarę epokowej klasyki, ale skoro narrator uparcie przemyca mnóstwo nieistotnych szczegółów potęgujących wrażenie realności rozgrywających się wydarzeń, to warto się zastanowić, czy nie są one zbyt naciągane, a przez to zbyt fantastyczne? Wracając do samego psa, trzeba zganić Kinga, że tak rzadko przenosi nas do głowy zwierzęcia. Oczywiście, czasem pojawia się narracja z perspektywy Cuja, ale nie jest ona zbyt dopracowana i niewiele wnosi do akcji. Bernardyn został wykreowany jako bezrozumne zwierzę kierowane morderczym instynktem. Czy nie jest to zbytnie uproszczenie? I czy warto było w takim razie dołączać do tego wspomnienia o seryjnym mordercy z przeszłości? Trochę zbyt łatwo się w tym wszystkim zagubić, a przecież nie warto porzucać lektury przez takie drobiazgi. Zakończenie powieści wydaje się po prostu przyzwoite, choć nie doprowadza do katharsis. Jest dość wartościowe, bo całkiem dobrze demonstruje moc więzi matki z synem.

„Cujo” nie przynosi rozczarowania. Można potraktować go jako kolejną świeczkę wbitą w tort. Wygląda dobrze, choć mamy świadomość, że z każdym rokiem obcujemy z czymś podobnym. Warto się zastanowić, na ile to przyzwyczajenie do genialnego warsztatu pisarza, a na ile sama przyjemność obcowania z fabułą decyduje o tym, że King wciąż jest królem. Całe szczęście, że autor prezentuje wciąż dobry poziom, ponieważ nie widać innych kandydatów do tronu.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 773
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: