Dodany: 29.07.2013 22:09|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Bikini
Wiśniewski Janusz Leon

1 osoba poleca ten tekst.

Wielki temat + wielka objętość = niekoniecznie wielki efekt


Nieczęsto mi się zdarza zebranie się na półce z priorytetowymi lekturami więcej niż dwóch tytułów o tej samej tematyce; tym razem książek, które można by otagować terminami „II wojna światowa” i „Niemcy” nagromadziło mi się nad wyraz dużo: jednym z dwóch wątków „Sagi wyklętych” Llorensa jest los niemieckich Żydów po dojściu nazistów do władzy, temat reperkusji wojny w psychice ludzi z pogranicza polsko-niemieckiego pojawia się w „Ciemno, prawie noc” Bator, a sytuację Niemców jako pokonanych opisuje tomik reportaży Stiga Dagermana „Niemiecka jesień” i właśnie „Bikini”. Trudno było nie skusić się na tę powieść, tak doskonale korespondującą z pozostałymi pozycjami. Zwłaszcza, że proporcja recenzji entuzjastycznych do obojętnych lub negatywnych była co najmniej zachęcająca.

Zapowiadało się nieźle, choć trochę mi działał na nerwy układ typograficzny publikacji (trzy różne kroje czcionki stosowane są naprzemiennie do różnych objętościowo partii tekstu, bez zachowania jakiejś specyficznej logiki). Niestety nie doszłam jeszcze nawet do połowy, gdy zdążyłam nabrać przekonania, że dobry temat został przyduszony, żeby nie powiedzieć zmarnowany, przez niedostatki warsztatowe.

Akcja rozpoczyna się w lutym roku 1945, gdy Rzesza Niemiecka skazana jest już nieuchronnie na upadek. Pod bombami aliantów wali się w gruzy zabytkowa architektura Drezna; nazistów w mieście już prawie nie ma, więc giną głównie zwykli obywatele, w tym antyfaszyści, którym jakimś cudem udało się uniknąć egzekucji i obozów koncentracyjnych. Ci, co nie zginęli, egzystują w warunkach, przy których niczym była kryzysowa bieda lat trzydziestych. Młodziutka dziewczyna, której pasją jest fotografia, utrwala na kliszach wstrząsające obrazy klęski i cierpienia. Osamotniona, przeżywa krótkie chwile radości z chłopcem, którego imienia nie chce poznać, a kiedy chce, jest już za późno… Wkrótce jej życie zmieni raz na zawsze spotkanie z amerykańskim reporterem, który wbrew wszelkim zasadom postanowi zabrać ją z tego siedliska zniszczenia. I nie miną nawet dwa lata, gdy wspólnie znajdą się w miejscu, gdzie znów jacyś ludzie będą musieli stracić swoje domy, bo tego wymagał będzie interes odległego kraju…

W dominującym wątku przewija się problem zbiorowej odpowiedzialności za czyny przywódców i ich popleczników, z jasnym wskazaniem na fakt, że zawsze będzie ona prowadzić do ofiar, a przynajmniej do cierpień ludzi zupełnie niewinnych. A oprócz tego jest mowa o przyjaźni i miłości – siłach, które potrafią wydźwignąć człowieka nieledwie z piekielnych otchłani…

„Bikini” mogłoby być, jeśli nie arcydziełem, to przynajmniej bardzo dobrą powieścią. Ale prócz udanej koncepcji, pozytywnego przesłania i poprawnej polszczyzny trudno się w nim dopatrzeć innych zalet.

Wszyscy bohaterowie, od subtelnej dziewiętnastolatki poprzez wojaków aż po starszawego amerykańskiego dziennikarza używają w charakterze przecinka popularnego polskiego słowa na „k” (trafiają się też pochodne od słów na „j” i na „ch”, ale nieco rzadziej), a jeśli akurat nie przeklinają, to wygłaszają – czy to w myślach, czy do jakiegoś określonego słuchacza – identycznie dydaktyczne i identycznie pozbawione jakichkolwiek cech indywidualnych wykłady z najnowszej historii Niemiec (ewentualnie innych obszarów kuli ziemskiej). Przekazana w nich wiedza ma oczywiście swoje dobre strony – bo przecież nie każdy czytelnik ma w małym palcu wszystkie fakty, nazwiska i liczby z dziejów II wojny światowej – ale chyba nieco bardziej naturalnie byłoby dwie trzecie tego materiału umieścić w przypisach, a nie wkładać bez umiaru w usta bohaterów. Nie wydaje się też konieczne wplatanie w fabułę takiego zagęszczenia postaci historycznych lub quasi-historycznych (młody skrzypek znał rodzeństwo Schollów, Andrew pracuje z Einsteinem i Fermim, Stanley dyskutuje z Orwellem, Anna robi awanturę generałowi Pattonowi i poznaje byłą więźniarkę Oświęcimia imieniem Zofia, która była „sekretarką trzeciego zastępcy komendanta obozu”[1] i straciła w obozie dwoje dzieci…). Nawiasem mówiąc, przy epizodzie z Schollami trafił się autorowi mały zgrzyt językowy; chłopak opowiada Annie o działalności swoich znajomych i o tragicznym jej końcu, wymieniając nazwę organizacji. Na to dziewczyna pyta: „Co to jest Weisse Rose?”, a on odpowiada jej: „Biała Róża”[2]. Ale przecież rozmawia ze sobą dwoje Niemców w swoim własnym języku, więc w oryginale dialog ten musiałby brzmieć: „- Was ist die Weisse Rose? - Die Weisse Rose”!

Żeby było nowocześnie i bezpruderyjnie, nie może też zabraknąć scen erotycznych, z penisami, waginami, erekcjami, „dochodzeniem” (nie mylić z czynnościami policyjnymi!). Za to ewidentnie brakuje hamulca, który by powstrzymał autora przed łopatologicznym, a często niezbyt zręcznym, wykładaniem każdej emocji, każdej myśli bohaterów („Czuła wściekłość. Tym większą, że sama sobie była winna. Wściekłość przeciwko sobie jest zawsze najbardziej dotkliwa. Dlatego trzeba ją jak najszybciej przenieść przeciwko innym. Dlatego biegała jak oszalała po kuchni i chciała potrząsnąć kotem”[3]; „Pomyślał, że to z pewnością nie wina tej kobiety, że on nie wie, jak pokazać ser topiony”[4]).

Lekko irytująca jest też szata edytorska. Przy formatowaniu użyto trzech różnych krojów czcionki; gdyby każdy z nich był przypisany określonemu rodzajowi tekstu - np. jeden narracji bieżącej, drugi retrospekcjom, trzeci listom i dokumentom - albo określonemu bohaterowi, byłoby to do zniesienia, lecz gdy nie ma przy tym konsekwencji, czytelnik, zamiast skupić się na przeżyciach bohaterów, zaczyna rozmyślać nad przyczynami takiego zjawiska.

Ostateczny efekt jest daleki od oczekiwanego. Za pomysł piątka, za wykonanie trójka z minusem, w sumie ledwie, ledwie ponad przeciętność…

---

[1] Janusz L. Wiśniewski, „Bikini”, wyd. Świat Książki, Warszawa 2009, s. 427.
[2] Tamże, s. 92.
[3] Tamże, s. 235.
[4] Tamże, s. 171.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 816
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: