Dodany: 19.08.2013 16:35|Autor: Rbit

O "Złodzieju" Leonowa


Dawno nie przeżyłem tak pozytywnego zaskoczenia czytelniczego, jak przy lekturze książki Złodziej (Leonow Leonid) . Nigdy bym się nie domyślił, że lektura powieści radzieckiej, napisanej w 1927 roku (pierwsze wydanie polskie - 1935) może przynieść tyle satysfakcji. Ale sięgnąłem po nią dzięki zachęcie Teodora Parnickiego, który Leonowa zachwalał w swoich 28 nieznanych listów do Zofii i Włodzimierza Czachowskich (Parnicki Teodor) Nie zawiodłem się. Myślałem o napisaniu recenzji, ale zrezygnowałem - bo nie potrafię dodać nic więcej, poza tym, co już zostało napisane. Poniżej zamieszczam fragment artykułu z "Przeglądu Powszechnego" z 1935 roku:

" (...) Bohaterska postać partyzanckiego wodza walk domowych stała się od czasu Czapajewa jedną ze szczególnie ulubionych figur sowieckiej powieści. Znajdziemy ją i w książce Fadiejewa "Rozgrom" i w Rosji krwią zmytej Wiesiełego i u Leonowa w Skafarewskim. Ale najoryginalniej bodaj ujęto ją w innej książce Leonowa, "Бор" danej niedawno w tłumaczeniu polskiem p. t. Złodziej. Tytułowy bohater tej powieści, Mitia Wiekszyn, i charakterem swym i dziejami pierwszego okresu życia tak bardzo przypomina Czapajewa, że doznaje się wrażenia, jakby Leonów zapragnął na przykładzie Miti zilustrować los, jaki oczekiwałby dzielnego wodza partyzantki gdyby udało mu się wyjść cało ze wszystkich niebezpieczeństw wojny domowej. Perspektywa, którą zarysowuje Leonów przed Wiekszynem, nie jest wcale ponętna i niewiele różni się od losu francuskich bohaterów wojny, opisywanych przez Lidina. Pozbawiony uczucia wagi tej roli, jaką odgrywał wpierw w społeczeństwie i nie mając żadnego terenu, gdzieby mógł wyładować cały zapas swych niezużytych sił, wchodzi Mitia w świat przestępczy i wkrótce staje się jednym z najniebezpieczniejszych złodziei, poto, aby po latach nieustannego zmagania się ze sobą, ciągłej, wyczerpującej walki z wyrzutami sumienia i wielokrotnych, bezskutecznych prób rozstrzygnięcia podstawowych zagadnień moralnych — znaleźć wreszcie drogę powrotu do dawnego, uczciwego życia. Drogi tej Leonów już nie opisuje, „to wszystko pozostaje poza ramami... opowiadania", powieść bowiem jest historją tych właśnie zmagań się duchowych Miti i jego tęsknot do dawnych, dobrych dni i czystych, dziecięcych wzruszeń. Ale te przeżycia duchowe nie kształtują się bynajmniej w jakąś jedną konsekwentną, zwartą linję, nie tworzą akcji we właściwem tego słowa znaczeniu z jej stopniowem rozwijaniem się, perypetjami i punktem kulminacyjnym.

Pewne pozory akcji, skupiającej wokół siebie wszystkie niemal nici opowiadania, posiada działanie Firsowa, pisarza, który w poszukiwaniu „nagiego człowieka" schodzi do podziemi przestępczego świata, aby wprost z życia zaczerpnąć nieco materjałów do nowej powieści. Przytem nie jest on biernym tylko obserwatorem zachodzących wypadków i niejednokrotnie stara się tak pokierować sprawami, jak mu to wydaje się najwłaściwsze dla rozwoju jego utworu, czasem zaś bieg zdarzeń wciąga i jego na teren czynnego udziału w rozgrywających się wypadkach. Dzięki takiemu szczególnemu stanowisku staje się Firsow elementem, związującym szereg poszczególnych wątków powieści w dość zwartą i jednolitą fabułę o pewnej grupie osób dość przypadkowo ze sobą połączonych. Jego oczyma oglądamy po raz pierwszy każdą niemal z ważniejszych postaci utworu, on prowadzi nas w mroczne, pełne zaduchu wnętrza piwiarni i spelunek złodziejskich, razem z nim podziwiamy ponurą posępność Miti, oburzamy się na podławą figurkę nędznego, sowieckiego urzędniczyny, Czykilewa, i wstydzimy się poniżenia ostatniego „obszarnika" Rosji, Maniukina.

Postać Firsowa służy zresztą nietylko kompozycyjnym elementom powieści. Leonow bowiem — jak słusznie zauważono już w krytyce literackiej (por. rec. J. Szpechta "Pion" 1935, nr. 16) — przez zestawienie fabuły swej powieści, odbijającej rzekomo nieskażoną prawdę realnej rzeczywistości, z urywkami utworu Firsowa, celowo, „po literacku" niekształcającego jakoby tę rzeczywistość, otrzymuje efekt „prawdziwości" swej fikcji, życiowego prawdopodobieństwa opisywanych zdarzeń i postaci. Przez niejednokrotne stwierdzanie różnic między cytowanemi urywkami powieści Firsowa, a tem, jak „w rzeczywistości" (tworzonej przez samego Leonowa) odbywał się bieg opisywanych zdarzeń, przez takie nieustanne operowanie dwoma rodzajami rzeczywistości bardzo skutecznie pogłębia Leonów wrażenie realizmu swej powieści. A jest to tem niezbędniejsze tu, w jego opowiadaniu, im bardziej nieprawdopodobne i fantastyczne może wydać się czytelnikom to wszystko, co w niem zostało przedstawione. Frapująca niezwykłość zdarzeń i postaci Złodzieja, nagłe, nieoczekiwane skręty biegu spraw, całkowita niepewność co do dalszego rozwoju wypadków — wszystko to czyni jego fabułę nieco nieprawdopodobną i wymagało od autora specjalnego chwytu, któryby wzmocnił realizm powieści. Ta pewna niesamowitość Złodzieja wynika również i stąd, że wszystko, cokolwiek dzieje się w utworze, uzależnił autor od tajemniczych, nieodgadnionych głębin dusz swych postaci, od tych jakichś wewnętrznych, niepokojących procesów, których obserwować nie możemy, ale których zewnętrzne objawy zdecydowanie wpływają na bieg wszystkich spraw w utworze. I to właśnie, że procesy te nie są takie, jak u zwykłych ludzi, że u podstawy ich prawie zawsze tkwią jakieś wyjątkowe, patologiczne stany, że tak dla czytelnika, jak i autora bodaj, wydają się jakąś nieobliczalną, niepojętą siłą, której nie da się ani zrozumieć, ani opanować — wszystko to sprawia wrażenie, jakby opisywane wypadki i postaci tonęły w jakimś niepokojącym, niesamowitym uroku.

Wrażenie to Leonów celowo utrzymuje w stałem napięciu bądźto przez mętne, świadomie zagmatwane przedstawienie zdarzeń („dintojra" Dońki), bądźto przez urywanie opowiadania w najważniejszem miejscu i uzupełnianie go albo cudzemi, urywkowemi relacjami, albo własnemi domysłami autora, Firsowa, czy jakiejkolwiek innej postaci utworu (śmierć Agieja), bądź też wreszcie przez celowe wyodrębnianie zdarzeń, przejaskrawianie i przenoszenie ich z płaszczyzny codziennego życia na zawrotną wysokość niebywałych wypadków (spotkanie Zawarychina z Mańką Wjugą). Przy tem wszystkiem Leonów stale niemal usiłuje zaskoczyć czytelnika czyto nagłością zdarzeń, przez nikogo nieoczekiwanych (stąd taka wielka ilość zdań, rozpoczynających się od: „nagle", „naraz" i t. p.), czyto opóźnionem zrozumieniem istotnego znaczenia wypadków,- dawno już rozgrywających się przed oczyma obecnych (stąd taka mnogość: „teraz dopiero pojął..."), czy też wreszcie przez przypisywanie drobnym zdarzeniom jakichś poważnych konsekwencyj dla przyszłego biegu spraw (choćby nawet w kształtowaniu się powieści Firsowa — np. II 130).

Ale uwagę i zainteresowanie czytelnika przykuwa Leonow do swego opowiadania nietylko niezwykłością wypadków: pociąga on głębią zaobserwowanych postaci, tem, że odkrywa w nich najbardziej ukryte złoża, że wydobywa najaw to, czegoby w nich widz przeciętny nie odkrył. A przytem każda z tych postaci jest inna, każda nosi na sobie jakieś specyficzne piętno, czyto będzie mroczna demoniezność Mańki Wjugi, wstrętna małostkowość Czykilowa, lub ponura bezwzględność Miti, czy też cicha łagodność Ziny, tkliwa, ojcowska miłość Rugiela w stosunku do nieszczęśliwej łani, lub zdumiewająca prostota I spokój ducha majstra Emiljasza Pczchowa. Poza tem raz po razu nęci Leonów czytelnika wieloznacznością niektórych ustępów swej powieści, niełatwą do odcyfrowania symboliką przenośni i wypowiedzi bohaterów utworu, (por. wypowiedzi Pczchowa lub niektóre przenośnie Firsowa). Sprawia to wrażenie, jakby pod powierzchnią powieści przepływał ukryty nurt myśli autora o istotnym sensie opisywanego skrawka życia.

Z tem wszystkiem łączy się też szczególny subjektywizm Złodzieja, to coś, co sprawia, że podczas jego lektury stale ulegamy złudzeniu, jakbyśmy wśród postaci powieści poznawali nietylko Firsowa, ale też i samego Leonowa. Niemałą rolę odgrywają w tem nawiasy, tak bardzo znamienne dla stylu Złodzieja. One to pozwalają autorowi na uzupełnianie własnych opisów, oddawanie ubocznych myśli postaci, lub — i to najczęściej — na demaskowanie literackich zmyśleń Firsowa (np. II. 124) i pokazywanie, jak pewne sprawy, czerpane z „rzeczywistości" przełamały się poprzez pryzmat jego twórczej wyobraźni (np. II 245),

W tem szczczególnem ustosunkowaniu się Leonowa do stworzonej przez się postaci pisarza odczuwa się łagodny, pobłażliwy uśmieszek o lekko ironicznem zabarwieniu, tak jakby Leonów z pełnem uznaniem dla pracy i talentu Firsowa podżartowywał sobie nieco z jego fantastycznej „literackiej" głowy, wyszarzałego płaszcza w kratkę i frasobliwej krzątaniny* dziwaka.

Taki sam uśmieszek subtelnej, pobłażliwej ironji daje się zresztą zauważyć w stosunku Leonowa do całej rzeczywistości sowieckiej, występującej tu tylko jako dalekie tło wypadków. Przytem to życie w Złodzieju nie odbiega wiele od rzeczywistości Zachodu Europy. Czytelnika, znającego ZSRR jedynie z beletrystycznych zachwytów nad Magnitostrojami, lub kołchozami zdziwi zapewne, że w stolicy Rosji sowieckiej dzieje się wszystko niemal tak samo jak u Lidina w Paryżu, że i w Moskwie zdarzają się redukcje, kwitnie włóczęgostwo, wzrasta bezrobocie i gnębią podatki, że i w Moskwie jest policja, prześladująca dawnych bohaterów wojny domowej, oraz znakomici dyrektorzy banków, urzędujący w luksusowych gabinetach. I tylko nagłe, nieoczekiwanie pomyślne, zakończenie książki, w kilku zdaniach — jakby specjalnie dla cenzora dodanych — zawierające dzieje, podobne do tych, którym Awdiejenko poświęcił całą, drugą połowę swego "Kocham", uspokoi czytelnika, że jednak jest „tam" o wiele lepiej, skoro dzieją się tak niepojęte cuda, jak ten z zadziwiającą ewolucją duchową „szlachetnego złodzieja".

Czesław Zgorzelski."

[fragment za: "Przegląd Powszechny, rok LII, tom 208, październik - listopad - grudzień 1935, strony 262-265. Zachowano pisownię oryginalną]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1341
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: