Dodany: 02.09.2013 23:56|Autor: AnnRK

Arystokraci intryganci


Gdy sięgam po kryminały, zwykle są to książki współczesnych autorów z akcją osadzoną w obecnych czasach. Wyjątek stanowią oczywiście dzieła Agathy Christie czy sir Arthura Conan Doyle'a - klasyka, której pominąć nie sposób. Naszła mnie w końcu chęć, by spróbować czegoś nowego, odejść nieco od przestępstw gnębiących współczesną Skandynawię czy Nowy Jork na rzecz spisanych polską ręką tajemnic sprzed wieku. W ten oto sposób mój wybór padł na, jak głosi nazwa serii, "kryminał przedwojennej Warszawy", czyli "Człowieka, który zapomniał swego nazwiska" Stanisława Antoniego Wotowskiego.

Wotowski to postać niezwykle ciekawa. Był nie tylko pisarzem, ale także dziennikarzem, policjantem i właścicielem biura detektywistycznego. Interesował się okultyzmem. Jego dorobek literacki zawiera pozycje dokumentujące te zainteresowania. Pisał kryminały oraz książki o magii i okultyzmie. Ta druga tematyka pasjonowała go na tyle, że przez kilka lat jeździł po Polsce z wykładami poruszającymi kwestie wiedzy tajemnej. Jako detektyw śledził przede wszystkim afery rozgrywające się w wyższych sferach, a zdobyte doświadczenie wykorzystywał pisząc książki. Nie wiadomo, co stało się z autorem po 1939 roku. Ślad po nim zaginął.

Książki Wotowskiego były popularne przed wybuchem drugiej wojny światowej, w czasach PRL usuwano je z bibliotek. Obecnie kolejne tytuły doczekują się wznowień, w tym właśnie "Człowiek, który zapomniał swego nazwiska", kryminał podobno oparty na prawdziwych wydarzeniach.

Historia zaczyna się w podwarszawskim psychiatryku, dokąd nocą, w podejrzanych okolicznościach, przywieziono nieprzytomnego młodego człowieka. Po ocknięciu się mężczyzna nie pamięta niczego, ze swoim nazwiskiem włącznie. "Kim byłem? Co robiłem? Skąd się tu znalazłem? Jak mam na imię i jak brzmi moje nazwisko?"[1] Na szalonego nie wygląda, choć lekarz uparcie mu szaleństwo wmawia. Młodzieniec podobno jest nieobliczalny i dopuścił się strasznych czynów. Medyk twierdzi, że nie zna personaliów pacjenta, którego znaleziono podobno zemdlonego, bez żadnego dokumentu poświadczającego tożsamość. Mężczyzna w swe szaleństwo nie wierzy, ale który wariant przyzna się do obłąkańczych skłonności? Który dopuszcza do siebie myśl o swej niepoczytalności?

Nasz bohater otrzymuje jednak wsparcie z zupełnie niespodziewanej strony. Oto jedna z pielęgniarek coś usłyszała, coś zobaczyła, coś skojarzyła i dodając to wszystko do siebie, doszła do wniosku, że to nie pacjent jest niebezpieczny, lecz jemu grozi niebezpieczeństwo, czym prędzej więc należy umożliwić mu ucieczkę. Dzielna pani Janeczka myśl szybko wprowadza w czyn, ostatnie swe oszczędności wciska w dłoń uciekiniera i już po chwili szaleniec zmierza w stronę dworca kolejowego, skąd wiedzie droga ku wolności.

Oczywiście nic nie pójdzie gładko, bo za zbiegiem rusza pościg, a młodzieniec pozbawiony pamięci nie bardzo wie, gdzie szukać ratunku, komu może zaufać i dokąd się kierować, by ustalić, kim był i dlaczego znalazł się w tak niedogodnym położeniu. Nim dotrzemy do rozwiązania zagadki, wydarzy się wiele. Na scenie pojawią się przedstawiciele wyższych sfer o niskich pobudkach i sfer niższych - za to z wysoko rozwiniętą potrzebą pomagania innym. Sporo przy tym zachodzi zbiegów okoliczności dla zbiega przychylnych lub nie, a że warszawska elita to dość hermetyczne środowisko, bohater ciągle trafia na znajomych z przeszłości, co stawia go w o tyle niekorzystnym położeniu, że niełatwo mu ustalić, kto z owych znajomych jest mu przyjacielem, a kto wrogiem.

Wiele się w kryminale Stanisława Wotowskiego dzieje, co nie znaczy, że dzieje się dobrze. I to nie tylko dla bohatera, który zanim trafi na ludzi godnych zaufania, nie raz wpadnie w tarapaty. Gdyby nie informacja wydawcy, że fabuła jest oparta na faktach (choć nigdzie nie zostało wyjaśnione, w jakim stopniu), zarzuciłabym "Człowiekowi, który zapomniał swego nazwiska" małą wiarygodność. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Ogromnie męczył mnie język powieści. Zdaję sobie sprawę, że została napisana przed wojną, że mówiono wtedy inaczej, z tą manierą, która niekiedy drażni ucho w czarno-białych filmach. Trudno mi się jednak było przyzwyczaić do często "dziwnie" przestawionego szyku wyrazów w zdaniach. Mam też wrażenie, że niekiedy informacje, które powinny zostać zawarte w opisach, autor na siłę włożył w usta postaci. Jednak najbardziej przeszkadzali mi bohaterowie mówiący sami do siebie. "Wszystko tu straszne! - szeptał. Nie podoba mi się w tym zakładzie! I ten Antoni [pielęgniarz], z miną zbója, i ten doktor, który choć twierdzi, że nie wie, kim jestem, wyraźnie unika mojego wzroku! I to lekarstwo, po którym bezwzględnie mi gorzej... Nie odzyskuję po nim pamięci, a raczej ją tracę... Toteż postanowiłem dziś uczynić próbę. Wylałem je za poduszkę..."[2]. Przez moment przestałam wierzyć w poczytalność pacjenta. Kto wie? Może jednak szaleniec? Okazało się jednak, że to powszechna przypadłość dotycząca także innych bohaterów książki.

Sama fabuła jest interesująca, choć opiera się na łatwych do przewidzenia motywach. Rozwiązanie zagadki nie zwala z nóg. Śledząc akcję, stale zastanawiałam się, ile z tego wszystkiego mogło się wydarzyć naprawdę. Zabrakło mi rozbudowanego tła, nie poczułam klimatu przedwojennej Warszawy, niewiele dowiedziałam się o życiu ówczesnej arystokracji. Szkoda. Szczegółowe opisy uatrakcyjniłyby treść, interesująco spajając wątek kryminalny z tłem obyczajowym. Opisując czasy sobie współczesne, autor mniej poświęcił czasu na opisywanie codzienności, skupiając się głównie na intrydze kryminalnej.

"Człowiek, który zapomniał swego nazwiska" to kryminał zupełnie odmienny od tych, po które zwykle sięgam. Mój wybór nie był niestety udany, więcej w tej powieści wad niż zalet, choć myślę, że sama fabuła mogłaby posłużyć do stworzenia zabawnego, nieco absurdalnego scenariusza filmowego, a odpowiednia scenografia i kostiumy z epoki pomogłyby stworzyć klimat, jakiego zabrakło w książce Wotowskiego.


---
[1] Stanisław Wotowski, "Człowiek, który zapomniał swego nazwiska", wyd. Ciekawe Miejsca.Net, 2012, s. 9.
[2] Tamże, s. 14.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1247
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: