Dodany: 03.09.2013 11:52|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Ołówek
Rosicka-Jaczyńska Katarzyna

2 osoby polecają ten tekst.

„Tacy ludzie” myślą i czują


„Ołówek” to przejmujący dokument życia z koszmarną chorobą określaną niewiele mówiącym skrótem SLA.

Czterdziestoletnia Katarzyna funkcjonuje na wysokich obrotach, prowadząc dochodową firmę i samotnie wychowując trójkę nastolatków (chociaż właściwie trudno powiedzieć, czy wychowuje, czy raczej pozwala im się wychowywać samym… a już na pewno nie zapewnia im stabilności emocjonalnej, po rozwodzie z ich ojcem zmieniając partnerów z nieprzeciętną częstotliwością). I nagle zaczyna odczuwać jakieś dziwne zachwiania równowagi, a kilka miesięcy później przewraca się na ulicy bez żadnego powodu. Neurologiczny autorytet uznaje, że na skutek przemęczenia, ale po kolejnych paru miesiącach zapada wyrok: to będzie trwało dalej, nieubłaganie postępując, w ciągu kilku lat odbierając po kolei władzę w nogach i w rękach, potem mowę, potem umiejętność żucia i przełykania stałych pokarmów, a zostawiając nietknięty wzrok, słuch i zdolność myślenia. Na szczęście? Nie dla każdego, bo nawet ci, którzy bez żadnych wątpliwości akceptują tezę, że choroba jest częścią boskiego planu przybliżającego ich do zbawienia, muszą znosić podwójny ładunek cierpienia. Nie tylko z powodu słabości i bólu (a ten rodzaj paraliżu nie poraża czucia – ból sprawia nawet nierówno założona skarpetka, nie mówiąc o niedbałym usadzeniu na wózku czy na sedesie), ale przede wszystkim z racji odebrania godności. Opiekunka przedrzeźniająca niewyraźną mowę chorej i warcząca na nią, że „bezczelnie złośliwie”[1] zsuwa się z wózka. Pielęgniarka zostawiająca bezwładną pacjentkę obnażoną i zziębniętą, zwracająca się do niej „Szybciej, rusz się, bo nie ma czasu”[2], racząca otoczenie komentarzami w stylu: „Robi teraz pod siebie kupę i nic nie czuje”[3], „Wystarczy spojrzeć na nią (…). Tacy ludzie nie mogą niczego sami kontrolować”[4]. Urzędnicy nagle uznający wcześniej wystawiony dokument za nieważny, wskutek czego sparaliżowana klientka nie może pobrać swoich pieniędzy za pośrednictwem członka rodziny, ale nie może też uaktualnić upoważnienia, bo do tego wymagany jest własnoręczny podpis, którego złożyć nie jest w stanie. Synowie zamykający drzwi, by nie słyszeć, jak matka prosi o zawiezienie do toalety, albo wrzeszczący: „Już nie masz swojej firmy i pracowników, żeby się rządzić, więc zamknij mordę. My też nie jesteśmy twoimi niewolnikami. Nie! Nie zrobię ci herbaty! Nie wołaj, k…a! (…) Już lepiej, żebyś zdechła albo poszła do hospicjum”[5]. Czy którykolwiek człowiek, jeśli nawet popełnił w życiu jakieś błędy, kogoś uraził lub skrzywdził, zasługuje na takie traktowanie? A z drugiej strony, czy ktoś pomógł tym kilkunastoletnim chłopcom uporać się z nieszczęściem, czy przygotował ich na to, że zanim metrykalnie wejdą w dorosłość, będzie się od nich oczekiwać dojrzałości ponad wiek i bezwzględnego poświęcenia?

Pod względem literackim „Ołówek” nie jest utworem wybitnym. Dużo kolokwializmów, sporo niedopowiedzeń i przede wszystkim bardzo chaotyczna narracja, powodująca, że można się kompletnie pogubić w chronologii wydarzeń i tożsamości postaci drugoplanowych. Z drugiej strony nie można zapomnieć, że to nie miało być dzieło literackie, tylko szczery, osobisty zapis myśli i faktów, dokonywany z ogromnym wysiłkiem przez osobę, która w momencie jego rozpoczęcia była już, potocznie mówiąc, jedną nogą w grobie (a dokładniej – obiema nogami i obiema rękami, bez najmniejszej nadziei na poprawę, przeciwnie, z pewnością, że może być tylko gorzej). Toteż pod pewnymi względami książka robi nawet mocniejsze wrażenie, niż pamiętniki osób umierających z powodu nowotworów. Tam szok i ból jest silniejszy, ale stosunkowo krótkotrwały, podczas gdy śmiertelna choroba neurologiczna to całe lata udręki, z którą nie radzi sobie ani sam chory, ani jego bliscy, ani teoretycznie fachowy personel (genialny Stephen Hawking, opierający się SLA kilkakrotnie dłużej niż przeciętny pacjent, z pewnością także cierpi, choć pewnie jego status materialny zapewnia mu całodobową opiekę osób faktycznie do tego przygotowanych, a jego rodzinie – wsparcie psychologiczne…).

„Ołówek” jest więc przede wszystkim udokumentowaniem fatalnego położenia ludzi ciężko chorych i niepełnosprawnych w naszych realiach (a trzeba dodać, że jego autorka w momencie zachorowania była w znacznie lepszej sytuacji finansowej, niż przeciętny rodak. Jak więc musi wyglądać podobna historia w przypadku kogoś, kogo od początku nie stać na świadczenia nierefundowane przez NFZ?) i poruszającym memento dla pracowników służby zdrowia i opieki społecznej, którzy z takimi pacjentami mają do czynienia (choć to powinno być oczywiste: człowiek, który tylko wykrzywia twarz, ślini się i bełkoce, który nie potrafi samodzielnie poprawić głowy na poduszce, nie mówiąc o zjedzeniu posiłku czy zadbaniu o higienę osobistą, nie przestaje przecież być człowiekiem, zatem należy mu się taki sam szacunek, jak temu, który potrafi się uśmiechnąć i podziękować za pomoc!). I choćby tylko z tego względu wart jest przeczytania.



---
[1] Katarzyna Rosicka-Jaczyńska,„Ołówek”, wyd. Poligraf, Łódź 2011, s. 141.
[2] Tamże, s. 90.
[3] Tamże, s. 113.
[4] Tamże, s. 114.
[5] Tamże, s. 143.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3067
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: