Dodany: 07.09.2013 23:07|Autor: oceanna
Cudo... niebieskimi nićmi szyte
Gdy dostałam tę książkę z księgarni internetowej (9 zł zamiast 42 zł ceny okładkowej), w pierwszej chwili pomyślałam, że przyszedł jakiś wybrakowany egzemplarz, a potem… się zachwyciłam. To chyba najbardziej nietypowo wydana książka, jaką widziałam - z boku widać „bebechy”, czyli szycie i klejenie, bez eleganckiego, wygładzonego grzbietu, a tekst zaczyna się… na okładce, z marszu wprowadzając nas w środek wydarzeń, po czym idzie przez kolejne usztywnione, niebieskie kartki, by przejść na zwykłe, białe, acz z ładnego, grubszego papieru. To, co jest zwykle na pierwszych stronach, zostaje umieszczone na końcu. Do tego ładny, czytelny skład i szycie niebieskimi (sic!) nićmi. Solidnie wykonana, wygodnie się ją otwiera na każdej stronie, by móc czytać bez trzymania. Po prostu cudowna!
Ale nie oceniajmy książki po okładce ;). W środku znajdziemy opowieść norweskiego chłopca Finna, zaczynającą się w 1961 roku, roku lotu Gagarina w kosmos i budowy muru berlińskiego, a dziejącą się w Oslo (i okolicach), w czasach, gdy Norwegia nie była jeszcze krajem dobrobytu, a wyrozumiałość dla wszelkiej inności dopiero się kształtowała. W tym to pamiętnym roku w życiu Finna i jego mamy, zmuszonej do poszukiwania lokatora dla podciągnięcia domowego budżetu, niespodziewanie pojawia się przyrodnia siostra chłopca, 6-letnia Linda. Trochę dziwna, nie do końca „normalna”, niemniej Finn traktować ją będzie z wielką atencją, ucząc tego, co sam potrafi, ale i nie stosując wobec niej żadnej taryfy ulgowej.
Poznajemy ten świat z perspektywy dziecka, któremu nie wszystko się mówi, który czegoś się domyśla z zasłyszanych słów, obserwuje i nie zawsze rozumie dorosłych. A czasem zdaje się rozumieć i zachowywać zupełnie jak ktoś znacznie dojrzalszy. Finn opowiada o kolegach, relacji z mamą i Lindą, rodzinnych świętach, przy okazji których wychodzą domowe, zamiatane pod dywan pretensje i żale, o zimowej wyprawie na biegówkach z nowym lokatorem czy wspaniałych, beztroskich wakacjach pod namiotem.
Mimo idyllicznego wspomnienia najwspanialszego lata i równie pięknych świąt całościowo „Cudowne dzieci” nie są tak sielskie, pozostawiając po lekturze pewien smutek. Nie są też książką dla dzieci, choć nic się nie stanie, jeśli jakieś dziecko ją przeczyta - nie ma w niej scen drastycznych. O problemach mówi się nie wprost, pozostają w sferze domysłów, ale ich zarys widzimy i odczuwamy niczym „bebechy” szycia i klejenia książki z lat kryzysu, bez wygładzonego grzbietu.
Bardzo polecam.
[Recenzję (i zdjęcia książki) opublikowałam również na moich stronach]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.