Zmarnowany pomysł
Julianna, Roza, Anastazja, Gabriela, Joanna, Mimi, Kornelia. Mieszkanki Czerwonych Bagien, przeklętej okolicy. Silne, odważne, kochające, namiętne - trwały w rodzinnej posiadłości na przekór wielkiej historii z jej wojnami i przemianami społecznymi i na przekór własnym losom - a życie nie szczędziło im cierpienia.
"Kobiety z Czerwonych Bagien" - przejmująca saga kobiet, które kochały tylko raz, ale przeważnie traciły swoich mężczyzn w dramatycznych okolicznościach. A jednak trwały, żyły dalej, odnajdywały sens w codzienności. Walczyły o własne szczęście. Czerwone Bagna były ich azylem, punktem odniesienia. Kobiety w tej rodzinie potrafiły dawać sobie wsparcie. A historia się powtarzała.
"Kobiety z Czerwonych Bagien" zapowiadały się bardziej niż świetnie. Powieść Jeromin-Gałuszki mogłaby bez trudu dorównać trylogii "Cukiernia Pod Amorem" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk czy cyklowi o Zawrociu Hanny Kowalewskiej. I cóż z tego, skoro to w gruncie rzeczy kiepska książka?
Tak, owszem, jest parę plusów. Roi się od ciekawych, wyrazistych bohaterek. Językowi nie można również wiele zarzucić. Fabuła jest interesująca (przynajmniej w zarysie). Dużo tu też ciepła. Dlaczego więc jest tak źle? Cóż, potencjalne atuty obracają się przeciwko powieści. Rzecz w tym, że Jeromin-Gałuszka postawiła na opowiadanie zamiast opisywania. To trudna sztuka i niestety - w tym przypadku - nietrafny wybór. Trzeba po prostu umieć opowiadać w taki sposób, aby nie zostawiać czytelnika z wrażeniem niedosytu (czy inaczej: z wrażeniem, że akcja gna, a jemu mnóstwo rzeczy umyka, bo nie zostają pokazane). To świetnie udało się Gutowskiej-Adamczyk we wspomnianej już "Cukierni Pod Amorem". Natomiast "Kobiety z Czerwonych Bagien" niestety pogrążyło. Bo co z tego, że bohaterki - a także ich poplątane życiorysy - są ciekawe, skoro tak powierzchownie zostały opisane (niektóre przedstawicielki rodu pojawiają się zaledwie na kilku stronach)? Co po ciekawej fabule, skoro akcja gna, gna i gna - a po drodze gubi cały dramatyzm, gdy ważne zdarzenia w życiu bohaterek zamknięte są często w jednym akapicie? Hyc! Minęły cztery lata, dziesięć! Ile straty dla czytelnika!
A im bliżej końca, tym jest gorzej, tym bardziej wszystko się rozmywa (całe nieszczęście Kornelii wydaje się nieprzekonujące Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu i wtłoczone w fabułę po prostu na siłę. Coś, co mogło być monumentalną sagą kobiet, stało się banalnym, prostym, niespełna trzystustronicowym czytadłem, jakich wiele na rynku. Do przeczytania i natychmiastowego zapomnienia. A przecież tych wszystkich błędów dałoby się uniknąć. Gdyby tylko autorce chciało się bardziej pochylić nad bohaterkami, poświęcić więcej czasu i stron fascynującej historii, którą chciała przekazać.
Julianna, Roza, Anastazja, Gabriela, Joanna, Mimi, Kornelia. Silne kobiety, które przetrwały zawieruchy wielkiej historii i burze własnych losów, ale nie mogły uchronić się przed pisarską nieudolnością. Dołączą one do całkiem długiego szeregu bohaterek ciekawych w założeniach i zupełnie spłaszczonych w realizacji - bo z potencjałem uśmierconym przez czyjeś pióro. A sama powieść spłynie po czytelniku jak woda po gęsi. Szkoda czasu na tę przeciętną pozycję. Może kiedyś ktoś napisze podobną historię - tylko potraktuje swoją Juliannę, Rozę, Anastazję, Gabrielę, Joannę, Mimi czy Kornelię z należytym szacunkiem.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.