Dodany: 13.09.2013 12:19|Autor: benten

Książka: Bezwzględna
Carriger Gail

1 osoba poleca ten tekst.

O "Bezwzględnej" przemyśleń kilka


Lubię Alexię. Nie znam się na fantasy, a jeszcze mniej na powieści steampunkowej, więc nie mogę określić, jak oryginalny jest to pomysł, ale seria - której pierwszą część bez przekonania dodałam do schowka, kilka razy prawie wyrzuciłam, ze względu na dość przeciętną ocenę, aż w końcu przyniesiono ją na spotkanie biblionetkowe - bardzo szybko zajęła istotną pozycję w moich planach czytelniczych.

Najpierw o "Protektoracie parasola" jako całości.

Akcja serii osadzona jest w alternatywnej wersji Londynu drugiej połowy XIX wieku. Alternatywnej w wersji fantasy, ponieważ duchy, wampiry i wilkołaki nie tylko tu istnieją, ale są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, często pełniącymi ważne funkcje w życiu politycznym. Alexia to postać wyjątkowa nawet na tle tej grupki, ponieważ oprócz prawie nienaturalnej, jak na damę z tamtego okresu, praktyczności i braku skłonności do rozrzewniania się, omdleń i zwiewności, charakteryzuje się też odziedziczoną po ojcu tytułową (patrz: część 1) bezdusznością - jest to cecha, dzięki której może samym dotykiem odbierać chwilowo cechy nadprzyrodzone innym i sprawiać, że stają się ludźmi (natomiast duchy zwyczajnie przestają istnieć). To powoduje, że jest często solą w oku zarówno dla swoich przeciwników - głównie wampirzego ula, jak i sojuszników - np. niezrzeszonego wampira lorda Akeldamy, z którym Alexia zawiązuje swoistą przyjaźń, i BUR-u, czyli policji dla nadprzyrodzonych, która zajmuje się ich nadzorowaniem i rozwiązywaniem problemów nieśmiertelnych, za wiedzą i zgodą królowej Wiktorii. Jest to w Anglii okres znacznego postępu techniczno-naukowego, w związku z czym poznajemy również sporo mniej lub bardziej szalonych naukowców oraz mamy do czynienia z maszynami codziennego i niecodziennego użytku oraz innymi urządzeniami, które w tamtych czasach mogą być odbierane jako magiczne. A wszystko to w otoczce wiktoriańskiej Anglii, gdzie nie można się obyć bez irytującej rodzicielki i sióstr, których życiowym celem jest dobór rękawiczek, trzpiotowatych przyjaciółek z zamiłowaniem do kapeluszy subtelnych jak Niania Ogg w karczmie, oraz kamerdynerów, którym niestraszna wataha wilkołaków w salonie.

Od pierwszych stron zainteresował i rozbawił mnie wszechświat stworzony przez Gail Carriger, panią archeolog. Ale, jak wiadomo, często seria jest kontynuowana ze względu na popularność, a nie na zamierzenie autora i tego się obawiałam. Nie wydaje mi się jednak, żeby tak było w tym przypadku. Pierwsza część mogła co prawda pozostać samodzielną powieścią, ale wydaje mi się, że od początku plan miał trochę większą skalę. Dlatego natychmiast rzuciłam się na drugą i trzecią część serii, i moje podejrzenia się potwierdziły. Wciąż rozwijająca się mitologia, nienachalnie rozpoczynane wątki i fragmenty rozmów sugerują, że pani Carriger istotnie ma szerszy plan. Moim zdaniem (prywatnym i subiektywnym), śledzimy wydarzenia z życia Alexii, jednocześnie obserwując, jak te pozornie drobne wydarzenia prowadzą do jakiegoś wątku ogólnego (moim zdaniem - mającego związek z ojcem Alexii).

Wciąż rozbudowywana mitologia i wykorzystywanie znajomych postaci (co wolę od wprowadzania nowych w każdym kolejnym tomie) podtrzymały moje zainteresowanie i wzbudziły chęć na lekturę czwartej części. Którą, zrządzeniem losu, wygrzebałam z kupy prezentów dixitowych (Wiwat Admin!).

Rzecz dzieje się w kilka miesięcy po wydarzeniach kończących tom trzeci. Lady Alexia Maccon jest w ósmym miesiącu ciąży (oczywiście od razu wiemy, jak to się musi skończyć, zgodnie z ustalonymi biologiczno-fizycznymi prawami światów wymyślonych, gdzie nieprawdopodobne zdarza się w 9 przypadkach na 10). Akcja toczy się w Londynie i Woolsey, więc nie uświadczymy w tej części nudnawych i oklepanych wyścigów Alpami, konno, barkami i innymi (patrz część 3). Spotykamy tu oczywiście znanych nam już bohaterów, przede wszystkim watahę Woolsey (oraz Floote'a) i lorda Akeldamę (tudzież jego trzy garderoby), madame Lefoux (z rodziną), Ivy (z kapeluszami i tajną misją) oraz wyjątkowo irytującą siostrę Alexii – Felicity (jeszcze bardziej irytującą).

Oprócz głównego wątku, w którym znaczącą rolę odgrywa ul (w życiu nie widziałam równie irytujących wampirów) i madame (ta to lubi działać z polotem i finezją), mamy też dużo nawiązań do wydarzeń z poprzedniej części. Przede wszystkim problem biednego Biffy'ego i jego związku z lordem Akeldamą oraz sposobu, w jaki wataha próbuje pomóc temu pierwszemu w przystosowaniu się do nowej sytuacji. Dodatkowo po raz kolejny ktoś dybie na życie Alexii (wiemy, kto) za pomocą nowych zwierzątek – tym razem jeżozwierzy. I jedna z najbardziej interesujących mnie kwestii – dowiadujemy się, kto był prowodyrem wydarzeń w Szkocji sprzed dwudziestu lat oraz dostajemy więcej informacji na temat poprzedniego Alfy Woolsey.

Są również dwa wątki na poły romantyczne – pierwszy dotyczy oczywiście Biffy'ego i lorda Akeldamy oraz ich próby przystosowania się do nowej sytuacji. Drugi to historia Bety Woolsey, która sprawiła, że jeszcze bardziej polubiłam tego cichego, spokojnego profesora.

Na dokładkę jest w "Bezwzględnej" sporo elementów humorystycznych. Przede wszystkim - ciąża Alexii, która sprawiła, że bohaterka jeszcze kategoryczniej zaczęła rozstawiać wszystkich po kątach. No i oczywiście panika mężczyzn w jej życiu w obliczu tego błogosławionego stanu oraz ich wytrenowanie i wyczulenie na jej potrzeby. Kolejny to Ivy w roli szpiega, z romantyczno-pensjonarską otoczką, z tajnymi hasłami i pseudonimami. Jednak Ivy jest skuteczna i bardziej rozsądna, niżby się zdawało.

Jeśli chodzi o zastrzeżenia, największe mam wobec tłumaczenia. Podobnie jak w przypadku poprzednich części, również tę (wyd. Prószyński i S-ka, 2012) przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska. Nie wiem, czy powodem było niechlujstwo, czy kwestie czasowe, ale przekład wydaje mi się niedopracowany. Zdecydowanie zabrakło jeszcze jednego przeczytania tekstu przed oddaniem go do druku. Pojawiają się powtórzenia i kalki językowe, których łatwo można było uniknąć.

Ostrzegam też wszystkich, że jeśli chodzi o całą serię, językowo nie wzbija się ona na wyżyny literatury pięknej, ani nawet nie znajduje się w okolicach większych wzniesień. Moim zdaniem, jest napisana sprawnie, ale dość prostym, jeśli nie topornym, językiem. Może to zabieg celowy, który ma nam przypominać o bezduszności bohaterki – a co za tym idzie, jej prozaiczności, praktyczności i braku romantycznych uniesień – jednak w tej części sposób prowadzenia narracji w połączeniu ze wspomnianymi potknięciami w tłumaczeniu tylko uwidocznił prostotę pisarskiego warsztatu.

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z rozpoczęcia lektury tego cyklu i mam nadzieję, że Prószyński zamierza wydać również piątą część. Tylko niech się przesadnie nie spieszy, a poświęci trochę czasu na korektę.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1056
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: