Dodany: 16.09.2013 03:39|Autor: Antoni Borsuk

Książka: Droga
Zelazny Roger

Droga trochę donikąd


Z przeogromnego katalogu dzieł znanych pisarzy SF wybrałem jedną z wielu pozycji Rogera Zelaznego - „Drogę”. Skusiłem się, gdyż po pierwsze, nieco wcześniej przeczytałem (z uczuciami bardziej pozytywnymi niż mieszanymi) napisaną wspólnie przez R. Zelaznego i P.K. Dicka powieść „Deus Irae”. Po drugie, zaintrygował mnie cytat zamieszczony na okładce: „Droga biegnie przez czas, każdy zjazd z drogi to inny rok, inne miejsce. Red Dorakeen znajduje się na drodze od tak dawna, jak tylko sięga pamięcią. Kiedyś wędrował nią jako stary człowiek (…)”*. Intrygujące. Intrygujące nawet dla kogoś, kto z zasady nie przepada za literaturą science fiction, mimo że zachłysnął się chociażby prozą wspominanego Dicka.

Zacząłem czytać. Po kilkunastu, może trzydziestu stronach miałem dość. Mimo to przeczytałem całość. Właściwie nic mi się nie podobało. Irytowały mnie wszechobecne dialogi, krótkie rozdziały (tytułowane na przemian „Dwa” i „Jeden” - to akurat zgrabny zabieg) nie pozwalały chłonąć historii. A sama opowieść jawiła mi się jako wymyślona na siłę i jednocześnie sztampowa. Pomysł, aby móc podróżować w czasie, ale bez pewności, gdzie się wyląduje, wydawał się niezły. Wątki o spekulacji i innych ludzkich słabostkach czy interesikach też były ciekawe. Jednak... jednak na pierwszy plan wysuwało się coś innego - nadmiar dynamiki rodem z tanich sensacyjnych filmów czy powieści i brak naszkicowanych chociażby portretów psychologicznych bohaterów. Kostium SF, tutaj jednak jakby mniej udanie zastosowany, plus wartka i sensacyjna oraz bardzo spłycona akcja: tak się zaczęło… i tak się skończyło. Chociaż, na szczęście, było coś więcej. Trochę filozofii, nawiązań do historii czy mitów, złożoność przywiązania do innych ludzi bądź do przedmiotów… Jednak to za mało, aby się zachwycić, aby być chociaż trochę ukontentowanym.

Literatura rozrywkowa w kostiumie SF. Fabuła, która mogłaby z powodzeniem znaleźć się w jednej z wielu gier wideo lub posłużyć za kanwę któregoś z wielu nijakich filmów klasy B… Spodziewałem się więcej. Dużo więcej. A kilka perełek, kilka zręcznie napisanych akapitów to zbyt mało, nawet jak na cieniutką książkę. Liczyłem, że pisarz science fiction, autor, który zdobył wiele branżowych nagród, zaserwuje mi coś więcej, zwłaszcza że współpracował z bodaj najwybitniejszym amerykańskim twórcą swojego gatunku. Science fiction u Dicka to kostium kryjący erudycję, filozofię górnych lotów i pytania z gatunku tych, które są ponadczasowe i nie stają się banałami. U Zelaznego (w przypadku „Drogi”) jest inaczej - inaczej, czyli znacznie, znacznie gorzej. Sięgnę jeszcze po jedną czy może dwie powieści tegoż autora, łudząc się, że „Droga” to wypadek przy pracy. Wypadek, który zdarza się tylko raz.



---
* Roger Zelazny, „Droga”, przeł. Małgorzata Kowalik, wyd. Agencja Wydawnicza "Tor", 1993, s. 159.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 968
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: