Po udanych zakupach, wraz z mężem jechaliśmy sobie spokojnie autobusem. Jak to w komunikacji miejskiej bywa, nie obeszło się bez zerkania na ludzi. Po mojej lewej jakaś dziewczyna zawzięcie sms-uje. Hm.. Ja w sumie też dość niedawno nie mogłam się obejść bez tego wynalazku.
Obiektem, który jednak przyciągnął moją uwagę na dłużej, była książka. Pani dystyngowana, bardzo elegancko ubrana, poważna, trzymała w ręce nie za cienką lekturę. Zastanawiałam się co też tak zajmuje jej uwagę, co to za literatura. Z trudem powstrzymałam się od dziwacznego kręcenia głową, z nadzieją czekając, aż uniesie książkę, by zerknąć na tytuł. Kusiło mnie, żeby podejść i zapytać, ale nie mam w sobie aż tyle odwagi, co bohaterzy moich ulubionych książek.
Po cichu zastanawiałam się czy to może fantastyka? Nie była to, na pierwszy rzut oka, książka stara, ale i widać było, że ma też ponad trzysta stron. Tak sobie myślałam, że jak tytuł mnie zaciekawi, to sama po dzieło sięgnę. W końcu ta pani miała już niemal 3/4 lektury za sobą. Tylko... czy taka elegancka pani (rzekłabym wręcz: dama) sięgnęłaby po fantastykę? Nie... To musiała być klasyka. Ale wciąż zżerała mnie ciekawość... Co to jest?
Moja ciekawość została zaspokojona w sposób brutalny. Tytuł, który ukazał się moim oczom zwalił mnie z nóg. Nie, żebym miała coś przeciwko takiej literaturze, tylko zupełnie nie spodziewałam się tego akurat po takiej osobie. Zawsze sądziłam, iż
Pięćdziesiąt twarzy Greya (
James E. L. (właśc. Leonard Erika))
to lektura dla nieco młodszych kobiet. Wydarzenie mną w pewien sposób wstrząsnęło.
Moja polonistka w liceum była mniej więcej taką samą wyelegantowaną, a co najmniej dumną kobietą. Otwarcie jednak krytykowała całą sagę Zmierzch, Trylogię Mazurską i w ogóle literaturę niskich lotów. Nie potrafię wyobrazić sobie jej, trzymającej w ręce taką książkę.
Nie powinno się oceniać ludzi w ten sposób, zdaję sobie z tego sprawę. A jednak... Nie mogę przejść obok tego tak obojętnie.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.