Dodany: 27.02.2008 09:46|Autor: Sznajper

Cytat z "Ciekawych czasów" Pratchetta


Srebrna Orda wędrowała po uliczkach Hunghung.
- Nie nazwałbym tego pieprzonym czesaniem miasta i rąbaniem każdego spotkanego głąba - mruczał Truckle. - Kiedy jeździłem z Bruce’em Hunem, nigdy nie wchodziliśmy przez główną bramę jak banda ckliwych matko...
- Panie Nieuprzejmy - przerwał mu pospiesznie Saveloy. - To chyba odpowiednia chwila, żeby zajrzeć do listy, którą dla pana przygotowałem.
- Jakiej pieprzonej listy? - zapytał Truckle, groźnie wysuwając szczękę.
- Listy przyjętych, cywilizowanych słów, prawda? - Saveloy zwrócił się do pozostałych. - Pamiętacie, co wam mówiłem o cy-wi-li-zo-wa-nym za-cho-wa-niu? Cywilizowane zachowanie jest kluczowe dla powodzenia naszej długoterminowej strategii.
- A co to jest długoterminowa strategia? - zainteresował się Caleb Rozpruwacz.
- To, co chcemy robić później - wyjaśnił Cohen.
- A co to takiego?
- To plan.
- No niech mnie za... - zaczął Truckle.
- Lista, panie Nieuprzejmy. Tylko słowa z listy - warknął gniewnie Saveloy. - Posłuchajcie, chylę czoło przed waszym doświadczeniem, gdy przychodzi wędrować przez pustkowia, ale to jest cywilizacja i musicie używać odpowiednich słów. Proszę.
- Lepiej rób, co on mówi, Truckle - poradził Cohen.
Naburmuszony Truckle wyłowił z kieszeni pomiętą kartkę papieru. Rozwinął ją.
- Licho? - zawołał. - Co to jest licho? I co ma kogo trafiać?
- To są... cywilizowane przekleństwa.
- No to możesz je sobie wsadzić...
- No! - Saveloy ostrzegawczo uniósł palec.
- Możesz je wepchnąć w...
- No!
- Możesz...
- No!
Truckle zamknął oczy i zacisnął pięści.
- Niech to wszystko piorun strzeli! - krzyknął.
- Dobrze - pochwalił go Saveloy. - Dużo lepiej.
Zwrócił się do Cohena, który uśmiechał się złośliwie, widząc zakłopotanie Truckle’a.
- Cohen, tam jest stragan z jabłkami. Masz ochotę na jabłko?
- No, zjadłoby się - przyznał Cohen ostrożnym tonem człowieka, który wręcza iluzjoniście swój zegarek, widząc przy tym, że tamten szczerzy zęby i trzyma w ręku młotek.
- Dobrze. Klasa... to znaczy: uważajcie, panowie. Dżyngis chciałby jabłko. Tam oto widzimy stragan z owocami i orzechami. Co Dżyngis powinien zrobić? - Saveloy z nadzieją popatrzył na swych podopiecznych. - Ktoś wie? Tak?
- To łatwe. Trzeba zabić tego małego... - znowu zaszeleścił rozwijany papier - ...faceta za straganem...
- Nie, panie Nieuprzejmy. Ktoś jeszcze?
- Co?
- Można podpalić...
- Nie, panie Vincent. Jeszcze...?
- Zgwałcić...
- Nie, nie, panie Rozpruwacz - zaprotestował Saveloy. - Bierzemy trochę pie... pie...?
Spojrzał na nich wyczekująco.
- ...pieniędzy... - odpowiedziała chórem Srebrna Orda.
- I...? Co potem robimy? Przecież ćwiczyliśmy to setki razy. Potem...
To był trudny element. Pokryte zmarszczkami twarze wykrzywiły się i pofałdowały jeszcze bardziej, gdy ordyńcy próbowali wyrwać swe umysły z otchłani przyzwyczajeń.
- Da... - zaczął z wahaniem Cohen.
Saveloy uśmiechnął się szeroko i zachęcająco kiwnął głową.
- Dajemy? Je... - Wargi Cohena aż pobielały z wysiłku. - Jemu?
- Tak! Dobra odpowiedź. W zamian za jabłko. O braniu reszty i mówieniu „dziękuję” porozmawiamy kiedy indziej, kiedy będziecie do tego gotowi. A teraz, Dżyngis, masz tutaj monetę. Do dzieła.
Cohen otarł czoło. Zaczynał się pocić.
- A może pociąłbym go choć trochę...
- Nie. To jest cywilizacja.
Cohen przytaknął nerwowo. Wyprostował się i podszedł do straganu. Sprzedawca jabłek, który podejrzliwie obserwował całą grupę, skinął mu na powitanie.
Cohen zagapił się przed siebie. Poruszał bezgłośnie wargami, jakby powtarzał w pamięci scenariusz. Wreszcie się odezwał:
- Hej, tłusty handlarzu, oddaj mi wszystkie... jedno jabłko... a ja ci dam... tę monetę.
Obejrzał się. Saveloy wystawił kciuk do góry.
- Chcesz jabłko, dobrze zrozumiałem? - upewnił się sprzedawca.
- Tak!
Sprzedawca wybrał jeden owoc. Miecz Cohena pozostał ukryty w wózku inwalidzkim, jednak sprzedawca, reagując na jakiś podświadomy impuls, zadbał, żeby to było naprawdę dobre jabłko. Potem wziął monetę, co okazało się dość trudne, gdyż klient nie chciał jej wypuścić.
- No dalej, oddaj mi ją, czcigodny - powiedział sprzedawca.
Minęło pełne wydarzeń siedem sekund.
Kiedy skryli się już bezpiecznie za rogiem, Saveloy zwrócił się do ordyńców.
- Uwaga! Kto mi powie, co Cohen zrobił nieprawidłowo?
- Nie powiedział proszę?
- Co?
- Nie.
- Nie powiedział dziękuję?
- Co?
- Nie.
- Walnął handlarza arbuzem, pchnął go w truskawki, kopnął w orzechy, podpalił stragan i ukradł wszystkie pieniądze?
- Co?
- Prawidłowa odpowiedź. - Saveloy westchnął. - Dżyngis, a tak dobrze ci szło...
- Mógł mnie nie nazywać, tak jak nazwał!
- Ale „czcigodny” znaczy stary i mądry, Dżyngis.
- O... naprawdę?
- Tak.
- No... ale zostawiłem mu pieniądze za jabłko.
- Owszem, tylko mam wrażenie, że zabrałeś wszystkie pozostałe.
- Ale za jabłko zapłaciłem - odparł Cohen trochę nadąsany.
Saveloy westchnął ciężko.
- Wiesz, Dżyngis, wydaje mi się czasem, że parę tysięcy lat powolnego rozwoju zasad własności fiskalnej jakoś cię ominęło.
- Jeszcze raz?
- Niekiedy możliwe jest, by pieniądze legalnie należały do kogoś innego - wyjaśnił cierpliwie Saveloy.
Orda przystanęła, by jakoś przyswoić tę ideę. Wiedzieli oczywiście, że fakt taki w teorii jest prawdziwy. Kupcy zawsze mieli pieniądze. Ale wydawało się niewłaściwe, by myśleć o pieniądzach jako należących do kupców; należały do tego, kto je zabrał. Kupcy nie byli właścicielami; po prostu dbali o nie, dopóki nie były potrzebne.
- Teraz inny temat. Widzę tam starszą damę sprzedającą kaczki. Myślę, że w kolejnym etapie... Panie Willie, nie stoję w tamtym miejscu; jestem pewien, że to, na co pan teraz patrzy, jest niezwykle interesujące, ale proszę raczej uważać na to, co mówię. W kolejnym etapie przećwiczymy stosunki towarzyskie.
- He, he, he - zarechotał Caleb Rozpruwacz.
- Chodzi mi o to, panie Rozpruwacz, że ma pan podejść do niej i zapytać, ile kosztuje jedna kaczka.
- He, he, he... Co?
- I nie wolno panu rozdzierać na niej ubrania. To niecywilizowane.
Caleb poskrobał się po głowie, sypiąc łupieżem.
- No to co właściwie mam robić?
- Eee... Zająć ją rozmową.
- Niby jak? O czym można gadać z jakąś babą?
Saveloy znów się zawahał. W pewnym zakresie terytorium to było obce również dla niego. Doświadczenia z kobietami w ostatniej szkole ograniczały się do zdawkowych rozmów z gosposią, a w jednym przypadku szkolna matrona pozwoliła mu położyć dłoń na swoim kolanie. Skończył czterdzieści lat, nim odkrył, że seks oralny nie polega na rozmowie o seksie. Kobiety zawsze jawiły mu się jako istoty odległe i cudowne, a nie - jak wierzyła cała Srebrna Orda - jako chwilowe zajęcie. Dlatego teraz był nieco zdenerwowany.
- O pogodzie? - zaproponował niepewnie. Pamięć podsunęła mu niewyraźne wspomnienia rozmów ciotki, starej panny, która go wychowała. - O zdrowiu? O kłopotach z dzisiejszą młodzieżą?
- I dopiero wtedy zerwę z niej ubranie?
- Możliwe. W końcu. Jeśli wyrazi chęć. Pragnę też zwrócić uwagę na naszą dyskusję sprzed kilku dni, dotyczącą regularnych kąpieli.. - albo chociaż rzadkich kąpieli, dodał w myślach - ...a także dbania o paznokcie, włosy i zmianę odzieży.
- To przecież skóra - zaprotestował Caleb. - Nie trzeba jej zmieniać. Nie gnije przez całe lata.
Po raz kolejny Saveloy musiał zmienić punkt widzenia. Sądził, że Cywilizacja nałoży się na Ordę jak okleina. Mylił się.
Ale zabawna historia, myślał, gdy Orda obserwowała żałosne próby Caleba nawiązania konwersacji z reprezentantką połowy ludzkości. Chociaż różnili się tak bardzo, jak to tylko możliwe, od ludzi, z którymi zwykle spotykał się w pokojach nauczycielskich - a może właśnie dlatego że różnili się tak bardzo, jak to tylko możliwe, od ludzi, których zwykle spotykał w pokojach nauczycielskich - naprawdę ich polubił. Każdy z nich uważał książkę albo za wyposażenie toalety, albo za przenośny zbiór zapalniczek, i sądził, że higiena to rodzaj powitania. Mimo to byli uczciwi (z ich specyficznego punktu widzenia), przyzwoici (z ich specyficznego punktu widzenia) i widzieli świat jako całkiem prosty. Rabowali bogatych kupców, świątynie i królów. Nie napadali na ubogich. Nie dlatego że ubóstwo jest jakąś cnotą, ale dlatego że ludzie ubodzy nie mają pieniędzy.
I chociaż nie starali się rozdawać pieniędzy biedakom, jednak w ostatecznym rozrachunku to właśnie robili (jeśli przyjąć, że biedacy składają się z oberżystów, dam negocjowanej cnoty, kieszonkowców, szulerów i rozmaitych pieczeniarzy). Choć bowiem podejmowali niezwykłe wysiłki, by ukraść pieniądze, potem zachowywali nad nimi taką kontrolę, jak człowiek próbujący pędzić przed sobą stado kotów. Pieniądze służyły do tego, by je wydawać i przepuszczać. Dbali więc o stały obrót kapitału, co w dowolnym społeczeństwie jest rzeczą godną pochwały.
Nigdy nie przejmowali się tym, co pomyślą inni. Saveloy uważał takie podejście za dziwnie atrakcyjne. On przez całe życie martwił się, co pomyślą inni, był pomijany przy awansach i wskutek tego traktowany jak fragment umeblowania. W dodatku ordyńcy nigdy się niczym nie dręczyli, nie zastanawiali, czy postępują słusznie, i ogólnie mieli świetną zabawę. Kierowali się też swego rodzaju honorem.
Lubił ordę. Podobali mu się.
Caleb wrócił nietypowo dla siebie zamyślony.
- Gratuluję, panie Rozpruwacz! - zawołał Saveloy. - Jak widzę, nadal jest w pełni ubrana.
- No, co powiedziała? - dopytywał się Mały Willie.
- Uśmiechała się do mnie - wyznał Caleb. Poskrobał sztywną brodę. - W każdym razie trochę - dodał.
- Świetnie - pochwalił Saveloy.
- I ona, tego... powiedziała, że no... że chętnie by się ze mną spotkała... później...
- Dobra robota!
- Ale... Ucz, co to jest golenie?
Saveloy wyjaśnił.
Caleb wysłuchał uważnie, krzywiąc się od czasu do czasu. Niekiedy oglądał się, żeby spojrzeć na sprzedawczynię kaczek, która pomachała mu dyskretnie.
- Niech to... - powiedział. - Sam nie wiem. - Znów się obejrzał. - Jeszcze nigdy nie widziałem kobiety, która nie ucieka.

Ciekawe czasy (Pratchett Terry)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4197
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: maramara 27.02.2008 14:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Srebrna Orda wędrowała po... | Sznajper
:))))))))
Czy można nie kochać tego faceta? (Nie, nie Caleba. Pratchetta).
Użytkownik: Gaduła^^ 27.02.2008 19:09 napisał(a):
Odpowiedź na: :)))))))) Czy można nie ... | maramara
chyba. bo nikt tak pieknie nie pisal czego sie ludzkość boi
Użytkownik: joanna.syrenka 27.02.2008 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Srebrna Orda wędrowała po... | Sznajper
Jeden z lepszych fragmentów :)))
Użytkownik: Annvina 28.02.2008 11:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Srebrna Orda wędrowała po... | Sznajper
Boskie!!!!
Do schowka!!!
Użytkownik: McAgnes 28.02.2008 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Srebrna Orda wędrowała po... | Sznajper
Pędzić przed sobą stado kotów - jakże celne porównanie! :)
Użytkownik: jakozak 28.02.2008 14:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Srebrna Orda wędrowała po... | Sznajper
Dzięki Tobie, Sznajper, znów zatęskniłam za Pratchettem. :-)
Użytkownik: Edycia 02.03.2008 09:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Srebrna Orda wędrowała po... | Sznajper
Sznajperku ; Masz talent do wciągających cytatów. Tyle słyszałam na temat książek Pratchetta i dzięki Twojej czytatce muszę przeczytać. Dzięki.:)
Użytkownik: Kaoru 03.03.2008 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Srebrna Orda wędrowała po... | Sznajper
Ja mam chrapkę na "Straż nocną", ale na razie tylko koło niej krążę :)
Użytkownik: Sznajper 03.03.2008 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam chrapkę na "S... | Kaoru
Też mam na nią wielką ochotę, ale powstrzymuję się od kupna... Zdrowy, wredny rozsądek każe mi poczekać do końca marca, aż się egzaminy skończą. :(
Użytkownik: Kaoru 03.03.2008 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Też mam na nią wielką och... | Sznajper
Moje się skończyły prawie miesiąc temu, ale zbyt wiele to w sytuacji nie zmieniło...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: