Dodany: 02.04.2008 16:20|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Chcą „A fe!”, będą mieli „A fe!”.


Nękana dwoistymi odczuciami po lekturze „Cząstek elementarnych” i zachęcona równie dobrymi lub jeszcze lepszymi recenzjami „Platformy”, postanowiłam iść za ciosem i kontynuować zaznajamianie się z twórczością Houellebecqa, co przyszło mi o tyle łatwo, że w lokalnej bibliotece powieści tego autora wyraźnie nie cieszą się popytem i od wielu miesięcy spoczywają grzecznie na półce, ustawione w porządku chronologicznym.

Magnesem, który nie pozwolił mi odłożyć „Platformy” mimo momentów zniechęcenia, napadających mnie co kilkadziesiąt stron, był nadal styl; nie będąc w tej materii fachowcem, nie potrafię go scharakteryzować wystarczająco precyzyjnie – wiem tylko, że trafia do mnie błyskawicznie i bez zastrzeżeń. A i językowi nie można byłoby nic zarzucić – bo jest ogromnie obrazowy, ani przesadnie uproszczony, ani przeintelektualizowany – gdyby nie upodobanie autora do posługiwania się wulgaryzmami. Tzw. bezpruderyjność ma swoje uzasadnienie, bo istotnie, w dzisiejszych czasach powszechnej i dogłębnej edukacji seksualnej trudno udawać, że nie wiemy, co człowiek ma pod dolną częścią bielizny i jakie czynności przy użyciu tych części ciała wykonuje, albo że nie znamy znaczenia rozmaitych terminów, jeszcze nie tak dawno widywanych prawie wyłącznie na ścianach publicznych toalet. Ale znać i wiedzieć to jedno, a popisywać się tą wiedzą z gorliwością trzylatka, który właśnie nauczył się nowego słówka i podpatrzył, że na jego dźwięk dorośli parskają skrywanym śmiechem lub płoną rumieńcem zażenowania, szepcąc z lekką zgrozą w głosie: „A fe, Michasiu*, coś ty powiedział!” – to drugie. Niestety, mam wrażenie, że wielu dzisiejszych twórców pozostaje w pewnej sferze swojej psychiki na poziomie tego małego Michasia, wnioskującego (zresztą nie zawsze bezpodstawnie), że dziwaczna reakcja odbiorcy oznacza raczej jego fascynację niż dezaprobatę, zaś „A fe!” jest przekornym wyzwaniem, nie połajanką. Skoro za pierwszym razem napisano o nim czy o niej, że skandalist(k)a czy prowokator(ka), no to dobra - trzeba iść na całość! Chcą „A fe!”, będą mieli „A fe!”.

Lecz jeśli czytelnik nie tylko tego w literaturze poszukuje, zaczyna się zastanawiać, czy autor przypadkiem nie uważa go za półgłówka, który bez trudu uwierzy, że wszyscy na całym świecie używają podobnego języka, albo za hipokrytę, w skrytości ducha rzucającego „ch..ami” i „p......eniem” jak każdy, tylko nieumiejącego się do tego przyznać. I w tym momencie chwyt, który, zastosowany jednorazowo i z wyczuciem, mógł być atutem, staje się już tylko słabością dzieła. Podobnie zresztą jak nieustanne przypominanie czytelnikowi, że są ludzie, u których intelekt i wolna wola wegetują wstydliwie w cieniu pierwotnego popędu, nakazującego natychmiastowe przystąpienie do kopulacji z każdym osobnikiem płci przeciwnej, świadomie lub nieświadomie okazującym gotowość do tego aktu. Są, to już wiemy. Być może jest ich nawet więcej, niż się spodziewamy. Ale czy to znaczy, że trzeba tę melodyjkę powtarzać do znudzenia?

I nie jest to, niestety, jedyna wtórność, z jaką się w „Platformie” spotykamy. Bo praktycznie wtórne w stosunku do „Cząstek elementarnych” jest całe przesłanie: człowiek przełomu tysiącleci, nafaszerowany gigabajtami często zbędnej wiedzy, oszołomiony i zdemoralizowany dostępnością WSZYSTKIEGO, powoli zaczyna się wyzbywać uczuć na rzecz popędów, duszy na rzecz ciała, aż w końcu staje się tylko samym ciałem, wchłaniającym z bezrozumną łapczywością wszystko, co tylko perfekcyjnie zorganizowana machina handlu zechce mu sprzedać – nie zdając sobie sprawy z tego, że sam już dawno został przehandlowany... A jeśli nawet jakimś cudem do tego dojdzie – tak jak w przypadku Michela Dzierżyńskiego z „Cząstek...” i Michela Renault z „Platformy” – i tak nie ma już odwrotu. Tak, rzeczywiście – to zastanawia, uderza, szokuje, ale zdecydowanie mocniej za pierwszym razem. Być może, gdybym zaczęła właśnie od „Platformy”, słabsze wydałyby mi się „Cząstki...” – lecz tylko „być może”...

Najpewniej powiem sobie „do trzech razy sztuka”, ale jeśli i „Możliwość wyspy” nie wniesie do mojej czytelniczej świadomości nic więcej, niż te dwie powieści, nie będę czekała na kolejne dzieła Houellebecqa. Poszukam czegoś, co pozwoli mi zobaczyć te same sprawy w zwierciadle bardziej krzywym, albo odwrotnie, bardziej wiernym – byle nie tym samym.



---
* Niniejszym przepraszam wszystkich Michasiów, Michałków i Michałów, którzy mogliby się poczuć urażeni posądzaniem ich o podobne zachowania ;). Gdyby autor miał na imię Jean, jako przykładu użyłabym Jasia...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4789
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: exilvia 03.04.2008 12:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Nękana dwoistymi odczucia... | dot59Opiekun BiblioNETki
Całkiem inaczej odebrałam tę powieść. Ona jest dla mnie rozwinięciem "Cząstek.." i jest jedną z najdotkliwszych i najważniejszych dla mnie teraz powieści o miłości. Mam do H. osobliwy stosunek - bardzo osobisty. Dla mnie było ważne, że on przyznał, po tym wszystkim co było w "Cząstkach..." (a co wydało mi się b. trafne, na pewno nie wtórne, bo mimo, że nie jestem żadnym ekspertem, to zajmowałam się i czytałam całkiem sporo na temat współczesnego zachodniego społeczeństwa konsumpcyjnego i kultury popularnej), że miłość jest możliwa (w konsumpcyjnym, postmodernistycznym świecie), autentyczna miłość jest możliwa (nie jakieś kalki) i że to jest najważniejsze na świecie.
Główna myśl "Platformy" jest więc całkiem odmienna od "Cząstek..", chociaż tamta nie jest nieobecna w "Platformie", gdyż to jest kontynuacja rozmyślań na ten sam temat, tylko z innym położeniem akcentów. To samo będzie z "Możliwością wyspy".
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.04.2008 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Całkiem inaczej odebrałam... | exilvia
Wiesz, że ja do końca nie jestem pewna, czy aby to, co było między Michelem a Valerie, to była autentyczna miłość? Ze wszystkich uczuć opisywanych w tych dwóch powieściach najbardziej pasuje mi do tego pojęcia związek między Michelem i Annabelle w "Cząstkach...". Ale jeśli ta relacja daje się też podciągnąć pod definicję miłości, to jednak została jakoś spłycona przez wysunięcie na plan pierwszy zaspokojenia seksualnego, tych wszystkich eksperymentów w trójkę etc. A końcowa konkluzja też nie wydaje się optymistyczna - praktycznie sprowadza się do tego, że nawet jeśli człowiekowi coś większego się w życiu przydarzy, to i tak "pero, pero, bilans musi wyjść na zero" i ogólnie znów życie nie będzie miało sensu...
Użytkownik: exilvia 03.04.2008 20:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, że ja do końca nie... | dot59Opiekun BiblioNETki
No bo życie nie ma sensu :)

To była miłość. W moim rozumieniu tego słowa i spójna ze światem wykreowanym przez H. Wszystko się zgadza, każdy element pasuje w tej układance. Dlatego tak bardzo lubię czytać H. - podobnie patrzę na świat. Dlatego też trudno mi dyskutować o jego książkach bez emocji i przy Twojej recenzji "Cząstek.." nic nie napisałam.
Użytkownik: Skierniewianka 17.08.2011 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Nękana dwoistymi odczucia... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zgadzam się ogólnie z oceną książki "Platforma" zawartą w twojej recenzji, dodam tylko, że język autora nie brzmi aż tak wulgarnie w oryginale (czyli po francusku), jak po polsku. Tak się składa, że czytałam tę ksążkę w oryginale i chociaż trochę tych wulgaryzmów jest za duzo, to jednak cytowane w recenzji wyrazy nie mają takiego ciężaru, jak w polskim. Zachęcam do przeczytania "Możliwości wyspy"...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.08.2011 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się ogólnie z oce... | Skierniewianka
A, widzisz, na to nie wpadłam, że te same teoretycznie wyrazy mogą mieć inny wydźwięk w tłumaczeniu! Może dlatego, że ja jestem głównie angielsko- i rosyjskojęzyczna, i w tych językach takiej różnicy nie obserwowałam.
Tę "Możliwość wyspy" nawet już kiedyś przyuważyłam w bibliotece, ale jakoś nie miałam siły się za nią zabrać. Nie wykluczam, że w przyszłości...
Użytkownik: Skierniewianka 19.08.2011 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: A, widzisz, na to nie wpa... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dla mnie "Możliwość wyspy", to najlepsza książka tego autora...
Cała jego twórczość jest przygnębiająca, bo chce nam pokazać, do czego dążymy, jacy będziemy niedługo zwyrodniali, ale "Możliwość wyspy", chociaż wielkim optymizmem też nie grzeszy, jest inaczej napisana... Są w niej dwa różne plany czasowe i to w dużej mierze powoduje, że czyta się ją zupełnie inaczej, właściwie, jak science fiction... Spróbuj!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: