Dodany: 11.04.2008 15:53|Autor: norge
Julita i jej dwa anioły
Od dawna chciałam przeczytać powieść, której tłem byłyby losy mojego pokolenia, tego urodzonych w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Nasze dzieciństwo i młodość upłynęły w PRL-u. Mieliśmy po 20 lat 13 grudnia 1981 roku. Uczyliśmy się dorosłości w smutnej, szarej rzeczywistości lat osiemdziesiątych. Głosowaliśmy w 1989 roku. Dziś jesteśmy po czterdziestce i próbujemy jakoś uporządkować otaczającą nas rzeczywistość. Myślę, że nasze życie upłynęło w ciekawych czasach...
”Julita i huśtawki” Hanny Kowalewskiej to ”prawie” taka właśnie powieść. Wprawdzie jej bohaterowie urodzili się o kilka lat wcześniej, bo w połowie lat 50., ale ich doświadczenia i przeżycia są bardzo mi bliskie. Zaczynam czytać i od razu przenoszę się w wieloświat dzieciństwa Metki, Bazylego, Medyka, Julity i Bąka. A tam ”bliska obecność duchów, diabłów i aniołów. Powietrze ma jeszcze wtedy właściwości półprzeźroczystej zasłony – nie do końca skrywa poboczne krainy. A jest tego trochę. Za każdą fałdką powietrza, za każdym słonecznym filarem może się kryć Bóg wie co”*.
Jak żywe stają mi przed oczyma „kałuże o niepojętych kształtach i głębiach, szerokie rynsztoki wypełnione burzową wodą, rwącą po kamieniach, ciepłą i zamuloną. [...] Wszyscy byliśmy wtedy bliżej ziemi i wody, bliżej trawy i dżdżownic, wypełzających po deszczu z ziemi. Dziś ulice są gładkie, a dzieciaki nurzają się w strumień elektronów płynący z telewizora albo komputera. Ten strumień nie pachnie lipcem ani burzą, ani niczym prawdziwym”*.
Powracają i inne wspomnienia. Jakże pamiętam klimat ówczesnej szkoły, gdzie w czytankach ”najpierw umierają dzieci na gruzach Warszawy, potem latarnik i konik pana Morcinka, i Rozalka męczy się w imperialistycznym piecu... Smutek, rozpacz i śmierć! Bo przecież dzieci muszą wiedzieć, że choć tyle niewygód i zasadzek czyha na nie teraz, to przecież żyją i tak w świecie dużo lepszym od tego sprzed wojny. Trzeba dobrze zapamiętać – Jasia, który nie doczekał, piwniczną izbę, naszą szkapę i inne straszne historie”*.
Tkwi w pamięci hucznie świętowanie 1 Majów i 8 Marców. Tasiemcowe, powitalne przemówienia na pierwszego września. ”Władza lubi przemawiać. Pokolenie ma na twarzy powagę i zaciekawienie, w środku senną pustkę. Nie słuchają, więc nie czują potrzeby opierania się ani treści, pełnej frazesów i pustosłowia, ani zawikłanemu stylowi. Zresztą się przyzwyczaili. Lata ćwiczeń!
Władzy trzeba słuchać, a przynajmniej udawać, że się słucha. Bo ta sama władza buduje domy, a właściwie mieszkania. I da pracę. I zadba o przedszkole dla ich przyszłych dzieci. I o stołówkę. O wszystko, czy o prawie wszystko, bo jak się robi tak dużo, to przecież czasami o czymś się zapomina. [...] W zamian za to władza wymaga tylko tego, by jej nie przeszkadzać w takich chwilach, jak ta, nawet jeśli bredzi, nudzi czy kłamie. Więc tylko ukradkiem przestępują z nogi na nogę i ziewają”*.
Hanna Kowalewska po raz kolejny mnie oczarowała. ”Julita i huśtawki” to chyba najlepsza jej powieść. Jest taka jak być powinna. Nostalgiczna, ale pozbawiona taniego sentymentalizmu. Zachwyca leciutkimi jak mgiełka elementami magii, którymi otoczona jest postać tytułowej bohaterki. Dwa anioły stróże Julity są cudownym przykładem na ”nieuchwytne i niewytłumaczalne”. Napisana piękną polszczyzną, precyzyjnie skonstruowana i zawierająca elementy subtelnego humoru książka Kowalewskiej jest przykładem literatury, którą chce się czytać. Jeszcze i jeszcze.
Polecam.
---
* Hanna Kowalewska, ”Julita i huśtawki”, wyd. Świat Książki, 2007.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.