Dodany: 22.04.2008 19:37|Autor: gajda
Teledyskowa opowieść
„Zrób mi jakąś krzywdę, czyli wszystkie gry video są o miłości” projektu literackiego Jakuba Żulczyka bez wahania można określić mianem powieści totalnej. Pojęcie to ukuto dla nazwania utworu literackiego, w którym mieszają się ze sobą wątki sensacyjne, romansowe i kryminalne. Debiut młodego dziennikarza jest wymarzoną egzemplifikacją tego określenia.
Autor, nie bojąc się doraźnej i powszechnej tematyki, przedstawia historię dwojga młodych ludzi, których miłość popycha do niesamowitych czynów.
Dawid, dwudziestopięcioipółletni student prawa, to wzorcowy przykład współczesnego Piotrusia Pana. Próbuje skończyć studia, realizować swoje pasje, a także znaleźć wymarzoną kobietę, z którą mógłby stworzyć szczęśliwy związek. W knajpie prowadzonej przez kumpla poznaje Kaśkę – zamkniętą w sobie nastolatkę, dla której całym światem, wydaje się, są gry komputerowe. Wielka fascynacja niedostępnością i tajemniczym spojrzeniem dziewczyny sprawia, iż młodzieniec zatraca się bez reszty. Postanawia ją porwać i przeżyć przygodę swojego życia. Spontaniczny zryw otwiera obojgu drogę do niesamowitych doświadczeń. Podróżując przez Polskę, spotykają bardzo wielu fascynujących ludzi, którzy starają się im pomóc.
Jedną z napotkanych przez nich postaci, która dołącza do wędrówki bohaterów, jest Wiktor. Mentor i powiernik Dawida, który niejednokrotnie pomoże bohaterom wyjść z opresji, bacznie przygląda się łączącej ich relacji i w głębi serca wie, że mimo młodego wieku partnerów, jest ona dojrzała.
Podczas lektury często można natknąć się na wypowiedzi Dawida, w których deklaruje, że Kaśka jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Pisze, że ona nie istnieje – zbudował ją z setek innych dziewczyn, które spotykał na co dzień. Kontaminacja sennych rojeń i rzeczywistości sprawia, że chłopak nie może się odnaleźć.
Dość humorystyczne są passusy, w których stara się za wszelką cenę podkreślić męski temperament. Spowodowane jest to jego niskim poczuciem własnej wartości. „Teraz muszę wstać, wciągnąć brzuch, napiąć muskle i działać, brać, kształtować, pomagać i być tym, czego wymaga pieprzony patriarchat. Do dzieła rycerzu”* – mówi, kiedy musi spełnić powinność chronienia dziewczyny.
Powieść Żulczyka to kolaż popkulturowych pocztówek pokolenia urodzonego w latach 80. i 90. Na jej kartach autor wypowiada rozbrajające tezy na temat młodych ludzi, którzy umieją korzystać z życia i przejść przez nie w sposób niebanalny. Z przymrużeniem oka pisze o infantylnych deklaracjach studenterii, która zarzeka się, że pierwsza miłość jest jedynym i najtrwalszym uczuciem w ich życiu. Wydzielająca się wówczas fenyloetyloamina pobudza ich do takich deklaracji.
Jest to książka na wskroś młodzieżowa. Łączy młodzieńcze pragnienie wolności z fascynacją światem wirtualnym. W powieści Żulczyka te dwie sfery wzajemnie się przenikają. Tytuły gier, slogany z portali internetowych towarzyszą bohaterom podczas ich wędrówki. Poza innowacyjnym zabiegiem włączenia do klasycznej miłosnej historii Nintendo i Pegzusa, brakuje w tej historii czegoś, co owładnie czytelnikiem do reszty. Niestety, książka po dwustu stronach staje się przewidywalna. Ja miałem wrażenie, że nic nowego nie spotka już bohaterów. Nieustanna wędrówka przerywana irytującymi retrospekcjami po pewnym czasie staje się nużąca.
Jestem przekonany, że ciąg wydarzeń, które opisuje Żulczyk, miał zaszokować czytelnika. Niestety, zabieg się nie powiódł. Książka, skierowana głównie do młodego odbiorcy, traktuje o przeżyciach, które stały się lub niebawem staną udziałem każdego z nas.
Kolejną słabą stroną publikacji jest pobieżny rys charakteru bohaterów. Oprócz zdawkowych informacji nie możemy o nich powiedzieć zbyt wiele. Autor posługuje się tutaj jakąś manieryczną poetyką przewidywalności i oczywistości zachowań. Wydaje mi się, że wiele rzeczy zostało przezeń przemilczane ze względu na to, iż uważał je za coś, o czym nie warto nawet wspominać. Moim zdaniem popełnia tutaj niewybaczalny błąd. Książka o tak rozbudowanej tkance fabularnej, jak „Zrób mi jakąś krzywdę” obliguje go do wydrążenia korytarza w osobowości bohaterów, po to, aby czytelnik mógł się tam swobodnie poruszać, podziwiać, krytykować i analizować zachowania postaci. Niestety, bohaterowie ukazani są tutaj w konkretnym momencie swojego życia, zatem obrazowanie ich duszy również jest wyrywkowe. Poza momentem, w którym dowiadujemy się, że Dawid wyjątkowym szacunkiem i zamiłowaniem darzy czasy PRL-u, nie jesteśmy w stanie po odłożeniu książki odpowiedzieć na pytanie, kim tak naprawdę byli owi młodzi ludzie, co ich drażniło, a co stanowiło przedmiot ich fascynacji.
Na myśl o Kaśce w moim umyśle pojawia się niesmak. Rozumiem, że celowym zabiegiem było przedstawienie outsiderki, która w trudnych sytuacjach spuszcza głowę i wpatruje się w ekran Nintendo, ale obcując z nią przez kilka dni zaobserwowałem, że tak naprawdę nie ma nic ważnego do przekazania. Bohaterka jest odrobinę zdegenerowaną piętnastolatką, która, aby zaspokoić swój głód, podłącza się do gniazdka i czerpie z niego energię do życia.
Pierwszoosobowa narracja, z której korzysta Żulczyk, pozwala mu na uzewnętrznienie swojego światopoglądu. Gdyby nie to, że przed lekturą „Zrób mi jakąś krzywdę” przeczytałem artykuł, w którym napisano, że bliżej mu do Kaśki, byłbym skłonny pomyśleć - przygodę tę przeżył sam Jakub.
Zakamarki adolescencji i brak zgody na wkroczenie w stan dorosłości, zaprawione wątkiem romansowym, są zasadniczym rdzeniem treściowym książki. Psychodelia i atmosfera wirtualności zaaplikowana przez autora w dużej dawce doprowadziła do zmącenia mojej oceny. Z pewnością „Zrób mi jakąś krzywdę”, z wdzięcznym podtytułem „wszystkie gry są o miłości”, to dobra powieść rozrywkowa, skierowana przede wszystkim do małoletniego bibliofila, który szuka w literaturze jednorazowych przeżyć oraz dobrej zabawy. Rozczarowanie przyniesie tym odbiorcom, według których literatura poza setną zabawą winna dostarczać przeżyć wyższej rangi.
---
* Jakub Żulczyk, "Zrób mi jakąś krzywdę...", wyd. Lampa i Iskra Boża, 2006, str. 198.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.