Dodany: 24.04.2008 15:57|Autor: WBrzoskwinia

Gambit, czyli rozgrywka na europejskim poziomie


Po przeczytaniu „Azazela” druga książka „cyklu fandorinowskiego”, „Gambit turecki” od razu zaskakuje. W pierwszej na oczach czytelnika powstał interesujący i sympatyczny bohater, detektyw zawodowiec. Czytelnik spodziewa się zatem, że Fandorin stanie się głównym bohaterem cyklu, jak to jest, dajmy na to, w cyklu „poirotowskim” albo „wimseyowskim”. Spodziewa się też, że moskiewskie czy rosyjskie realia lat 70. XIX wieku, tak dobrze uchwycone w pierwszym tomie, powinny tu mieć kontynuację. Nic podobnego: w akcji „Gambitu” działania głównego bohatera rozgrywają się właściwie gdzieś poza sceną, tj. on tylko od czasu do czasu pojawia się na pierwszym planie – zaś Moskwa została bardzo daleko od miejsca akcji: rzecz dzieje się na Bałkanach podczas wojny rosyjsko-tureckiej, w 1877 roku. „Gambit turecki” nie jest kryminałem, jak „Azazel”, lecz powieścią sensacyjno-szpiegowską.

Przez rzeczywistość powieściową prowadzi czytelnika Warwara Andriejewna Suworowa, kobieta nowoczesna epoki, aczkolwiek nie wojująca sufrażystka. Przypadkowo spotyka się z Erastem Pietrowiczem Fandorinem, po pobycie w niewoli tureckiej zmierzającym do tego samego celu: do sztabu wojsk rosyjskich; ona w sprawie prywatnej, on zaś w sprawie o kluczowym znaczeniu dla toczącej się wojny. Przypadek w osobie zwierzchnika Fandorina łączy ich w zespół i stawia zadanie: wykryć tureckiego agenta, który śmiałymi posunięciami paraliżuje działania wojsk rosyjskich uderzających na Sofię i Konstantynopol.

Tu właśnie ujawnia się kluczowy walor, znamienny dla tego cyklu Akunina. Jest to autor nowoczesny, ale ewidentnie ze starej, dobrej szkoły twórców literatury historycznej: ze szkoły Dumasa. Jak u Dumasa, France’a, Sienkiewicza, Gąsiorowskiego, losy bohaterów wplecione są w autentyczne, o rzeczywistym przebiegu, wydarzenia historyczne. Tu akurat chodzi głównie o sławne oblężenie Plewny. Co prawda u Dumasa, Sienkiewicza główni bohaterowie to z reguły postacie historyczne, którym autor dorabia fikcyjne cechy i życiorysy, tu zaś z historycznymi postaciami spotkamy się w końcowym epizodzie, ale to szczegół. Istotniejsze, że w klasycznej XIX-wiecznej, a i późniejszej, powieści tego typu „szeregowi” główni bohaterowie biorą udział w zdarzeniach epoki, których siłę sprawczą stanowią osoby ze świata władzy, postacie historyczne bądź to nie występujące w powieści, bądź będące bohaterami drugoplanowymi lub epizodycznymi. Natomiast w literaturze, a zwłaszcza filmie sensacyjnym (acz nie historycznym) naszych czasów taki bohater, nienależący do sfer rządzących (zwykle „szeregowy” superagent wywiadu wojskowego, superpilot, superglina, superkomandos itp.), obowiązkowo staje się „sprawcą”: ratuje świat, a co najmniej wielki fragment najbliższej nam rzeczywistości (np. fort Knox albo Waszyngton), obowiązkowo w samotnej, bliskiej samobójstwa akcji, obowiązkowo z widowiskowymi pościgami, strzelaninami, wiszeniem na skalnym urwisku albo nad stupiętrowym szybem wentylacyjnym, że o wybuchach i kobietach nie wspomnę. Ten schemat fabularny w ciągu półwiecza od np. bardzo dobrego „Północ–północny zachód” Hitchcocka uległ dramatycznemu wręcz spłyceniu w trybie eskalacji trudności „fizycznych”, które bohater musi pokonać (do absurdalnej niemożliwości włącznie) oraz eskalacji znaczenia zadania bohatera (j.w. - włącznie do uratowania w pojedynkę całego świata).

W „Gambicie tureckim” podobnie chodzi o sprawę w tej skali, jak to widać z dialogu Warwary i Erasta: „To znaczy, że wystarczy po prostu znaleźć owego »J«, żeby Pietia został uwolniony, Plewna zdobyta, a wojna się skończyła? – Pani łańcuch logiczny jest nie całkiem p-poprawny, ale w zasadzie słuszny”[1]. A jest zarazem zupełnie inaczej, bo rzecz nie rozgrywa się na poziomie „Rambów” lub „Szklanych pułapek”, lecz raczej na poziomie np. Hitchcocka: to problem bardziej dla intelektu bohaterów, a zdecydowanie mniej dla ich sprawności fizycznej. Oczywiście i tutaj trzeba umieć dobrze jeździć konno, ale też korzysta się i z pociągów, jak to w wieku pary i elektryczności konieczne. Oczywiście i tutaj nie brak obowiązkowego w literaturze przygodowo-historycznej pojedynku o honor damy, ale Akunin jak zwykle podchodzi do konwencji z przymrużeniem oka. W klasycznej literaturze taki pojedynek zawsze rozgrywa się na oczach czytelnika, tu zaś świadek pojedynku relacjonuje jego przebieg bohaterce. Oczywiście i tutaj jest „trupa moc”, co należy do standardu literatury historycznej na kanwie wydarzeń wojennych. Jednak w klasyce France’a, Hugo, Sienkiewicza wielka bitwa też rozgrywa się na naszych oczach (narrator wszystkowiedzący przekazuje treść w zobiektywizowanej formie), a tu można wręcz odnieść wrażenie, że autor zastosował się do opinii znanych z BiblioNETki: że te opisy bitewne takie okropne, długaśne, szczegółowe, nudne etc. Jeden z najsławniejszych szturmów pozycji ufortyfikowanej oglądamy tu oczyma bohaterki, i rzeczywiście dzieje się tak, jak jej Fandorin przepowiedział: „Najpierw będą długo strzelać z armat, potem pobiegną naprzód, p-podniosą się kłęby dymu, nic pani nie zobaczy, tylko usłyszy, jak jedni krzyczą »hura!«, a drudzy krzyczą z bólu”[2]. Opis jest zatem krótki – dla tych, których pełniejszy mógłby nużyć – ale korzystając z tego, że bohaterka to nie fachowiec w sprawach militarnych, w rozmowach z innymi bohaterami (fachowcami) pojawia się niezbędne minimum wiadomości o militarno-historycznych okolicznościach. Motyw wojenny nie został zatem potraktowany „per noga”. Przy tej okazji godne uwagi są trzy rzeczy. W literaturze XIX-wiecznej, jak i w filmie XX-wiecznym, bitwę pokazuje się na ogół w konwencji bohaterskiej; od tego schematu odchodzi dopiero część literatury międzywojennej i filmów po II wojnie światowej, np. dotyczących wojny wietnamskiej. Tu także nie mamy do czynienia z apoteozą wojny – tu pojawia się m.in. to właśnie, co raz a dobrze potrafi oduczyć militaryzmu i ograniczania się do powierzchownej fascynacji wojną lub walką zbrojną jako barwnym widowiskiem: obrazy z taborów rannych i szpitala po bitwie, oczywiście przekazane skrótowo i nic niemające wspólnego z łzawą czułostkowością, a tylko troszeczkę z literaturą antywojenną (to tylko akcent, bo przecież „Gambit...” jest z gruntu powieścią sensacyjną). Po drugie, obraz rzeczywistości pola walki jest tu precyzyjny. W realiach XIX-wiecznych lub dawniejszych bitwy naprawdę się nie widziało: ją się słyszało i czuło (toczyła się z użyciem czarnego prochu strzelniczego, nieprzypadkowo zwanego dymnym, i z reguły przy dobrych warunkach atmosferycznych, stąd tumany dymu i pyłu). Obserwator, a zwłaszcza bezpośredni uczestnik każdej bitwy (niezależnie od momentu historycznego) postrzegał zawsze tylko jej część, nigdy całość. Zestawiwszy akuninowski opis bitwy o Plewnę np. z „Redutą Ordona”, a zwłaszcza z „węgierskim” fragmentem pamiętnika Rzeckiego z „Lalki”, widzi się ewidentne analogie, bowiem ta literatura piękna w rysunku realiów opiera się na autentycznych doświadczeniach uczestników. Po trzecie zaś, jak zresztą z powyższego wynika, konwencja przedstawienia bitwy oczyma bohatera literackiego nie jest żadną nowością. Wcześniej bywała wielokrotnie realizowana, trudno jednak przypuszczać, by Akunin zaczerpnął ją od Mickiewicza bądź Prusa. Najbardziej znaną w literaturze światowej realizacją tej konwencji jest bitwa pod Waterloo w „Czerwonym i czarnym” Stendhala (można ją wręcz czytać jako dyskusję z konwencją „bohaterską” reprezentowaną przez równie szeroko znany opis tej samej bitwy w „Nędznikach” Hugo – z tej samej literatury francuskiej, z tego samego wieku XIX...). Oczywiście autor wcale nie udaje, że to wymyślił, przeciwnie: w ramach swej gry z czytelnikiem ustami Fandorina wspomni o tym właśnie opisie u Stendhala (i o pomijaniu go przez czytelników jako „nudnego i długiego”), ale dopiero w następnym tomie cyklu.

Walki o Plewnę jako takie oczywiście nie należą do głównego wątku powieści, lecz do tła akcji, nie stanowią też najbardziej ważkiego elementu tła. Tę rolę pełni kwestia historyczno-polityczna, przewijająca się przez całą powieść, a szerzej wyartykułowana w chwili jej powiązania z watkiem głównym w finale, z czym łączy się wyjaśnienie tytułu książki. Na tym przykładzie jednak dobrze można prześledzić, jak zręcznie powieść Akunina została wyważona pod kątem szerokiego odbiorcy, a jednocześnie uwzględnia oczekiwania odbiorcy bardziej wyrobionego, a nawet można ją polecać czytelnikom o wysokich wymaganiach – ma się rozumieć, w ramach intelektualnego wypoczynku przy lekkiej literaturze. Taka właśnie uniwersalność to charakterystyczna cecha książek „cyklu fandorinowskiego”; informacja wydawcy, że należą one do „literatury środka”, nie jest reklamową przesadą. Kwestii interesujących na różnych poziomach, wartych wręcz dyskusji, można znaleźć więcej, o ile ktoś nie ogranicza swego zainteresowania do wątku sensacyjnego (jeśli ogranicza, to nic nie szkodzi: te książki można czytać też w ten sposób). Ot, nie pominąwszy wspomnianej kwestii historyczno-politycznej, chociażby ta, że autor-mężczyzna główną postacią narracji uczynił literackiego bohatera-kobietę. Ponieważ Akunin zawsze stara się o identyfikację czytelnika z bohaterem (widać to jak na dłoni dzięki szerokiemu stosowaniu mowy pozornie zależnej), powstaje kwestia: czy naprawdę zrobił to dobrze? czy kobiety naprawdę myślą i działają w taki sposób, z takich motywacji, jak bohaterka? Nie było tego w „Azazelu”, tam mieliśmy typową drugoplanową femme fatale.

A po zamknięciu ostatniej strony „Gambitu...” nie sposób oprzeć się zaintrygowaniu. Skoro już wiadomo, że „cykl fandorinowski” to gra w literackie konwencje, skoro „Azazel” był powieścią detektywistyczną dziejącą się w Moskwie, „Gambit...” sensacyjno-szpiegowską zupełnie nie w Moskwie, to – co i jak będzie dalej, skoro Fandorin ma jechać na placówkę dyplomatyczną do Japonii? Po jaką konwencję autor sięgnie następnym razem, jak w nią zagra, no i – co z bohaterem? Skoro w dyplomacji, to może kryminał polityczny...

Nie uprzedzając wypadków: wiadomo, że znów spotkamy się z Fandorinem, wiadomo, że znów spotkamy się z dużą klasą niegłupiej literatury pisanej dla rozrywki, no i wiadomo, że znów coś będzie tak, jak się spodziewamy, ale zarazem inaczej, niż się spodziewamy... Ot, na przykład: będzie kryminał polityczny – ale nie zaraz w następnej części cyklu, w tej bowiem zagra się w zupełnie inną konwencję.


---
[1] Borys Akunin, „Gambit turecki”, tłum. Jerzy Czech, wyd. Świat Książki, 2003, s. 106.
[2] Tamże, s. 114.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6424
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Magrat 20.11.2009 13:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Po przeczytaniu „Azazela”... | WBrzoskwinia
recenzja pierwsza klasa :) ja na początku trochę żałowałam, ze akcja nie dzieje się w Rosji, ale przecież Bałkany tak rzadko pojawiają się w literaturze, że w sumie wychodzi na plus :)
Użytkownik: jakozak 13.04.2010 09:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Po przeczytaniu „Azazela”... | WBrzoskwinia
Piękna recenzja, Brzoskwinio.
Dziękuję Ci za przybliżenie mi książki.

Tu jest właśnie pies pogrzebany. To literatura nie dla mnie.
Poszukam Azazela...

:-)
Użytkownik: michal_ssj 02.09.2012 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Po przeczytaniu „Azazela”... | WBrzoskwinia
Twoja recenzja sprawiła, że wystawiłem książce ocenę o pół stopnia wyższą niż zamierzałem. Gratuluję lekkiego pióra.
Użytkownik: anja992 31.10.2012 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Po przeczytaniu „Azazela”... | WBrzoskwinia
Wspaniała recenzja. Właśnie skończyłam czytać drugą część przygód Fandorina, która wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Niestety, nie ma róży bez kolców - bardzo drażniła mnie postać Warii. Na okładce podano, że "myśli i postępuje jak współczesne nam kobiety". Brzmiało zachęcająco, pomyślałam, że taka postać będzie interesującym partnerem dla Erasta. Niestety, rozczarowałam się. Warwara wydała mi się dziewczyną bardzo powierzchowną i naiwną, żeby nie powiedzieć - głupiutką. Myślała głównie o kokietowaniu spotkanych w obozie mężczyzn, narzeczonego natomiast traktowała niezbyt wylewnie. Ciekawa jestem, czy ktoś miał podobne odczucia, czy tylko ja się czepiam ;)
Użytkownik: WBrzoskwinia 03.11.2012 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja. Właśn... | anja992
Jako się rzekło w recenzji: "...autor-mężczyzna główną postacią narracji uczynił literackiego bohatera-kobietę (...), czy naprawdę zrobił to dobrze? czy kobiety naprawdę myślą i działają w taki sposób?". No i po czterech latach doczekałem się pierwszej wypowiedzi... Dziękuję.
Proponuję mieć na względzie, że noty okładkowe książek, filmów, zrobiły się w ostatnich latach mniej informacją o dziele, bardziej reklamą zachęcającą do kupna, wobec czego czasem bywają w nich treści słabo korespondujące z dziełem (co zdarza się we wszelkich reklamach). Po drugie, Waria ma lat bodajże 21 - ale w wieku XIX, kiedy to i czas biegnie wolniej, niż teraz, i kobiety traktuje się inaczej, tak więc szans, żeby ona była dojrzała jak dzisiejsza 21-latka, raczej nie ma, wziąwszy pod uwagę środowisko, z którego pochodzi. Po trzecie, z tych samych powodów małe są szanse, żeby była trzpiotowatą idiotką, jak dziś bywa (i pewnie wtedy też). Po czwarte: powiadasz, że dopiero co skończyłaś to czytać, jak i że Waria wydała Ci się taka a taka. Skoro tak, daj sobie i jej trochę czasu, toż pierwsze wrażenie może być niedokładne bądź wręcz mylne, a skoro coś się wydaje, to a nuż to w ogóle złudzenie... Tak przecież bywa, że coś w kimś (lub w czymś) postrzega się ostro, jaskrawo, coś drażni - i przez to przysłania inne strony medalu, nie pozwala dostrzec i zwartościować całości.

Pomyśl. Przecież gdy się ma lat 20, człowiek wciąż jeszcze nie jest ukształtowany, niemniej na tyle w sobie zorientowany, że to typowe, iż w tym mniej więcej wieku wchodzi w etap poszukiwania siebie (na ogół nie zdając sobie z tego dokładnie sprawy). Oczywiste, że skoro Waria wybiera się na wojnę, jest to zupełnie nieodpowiedzialne, głupia baba - ale na tym nie kropka, bo to jedna strona medalu. Przecież to, że ona nie wie, co jej grozi, jak ryzykuje, to sprawa epoki: bo skąd miała się dowiedzieć? Przecież to 1877 czy 78 rok - nie istnieje żadna literatura ani obiegowe informacje o tej stronie wojny. Takie rzeczy wiedzą ludzie ze wsi i miast, przez które np. przeszło wojsko, np. o które toczyły się walki, zostało zdobyte; takie rzeczy wiedzą sami żołnierze, dowódcy, a zwłaszcza ludzie z sądownictwa wojskowego. Ale nawet jeśli Waria ma w rodzinie (albo w rodzinach znajomych) kogoś takiego, kto miał z bliska do czynienia z walkami na Krymie (a to przed jej urodzeniem) lub jeszcze dawniejszymi sprawami tureckimi, polskimi, a nawet nienowym już us'mierieniemm polskogo matieża roku 1863 - mowy nie ma, żeby o tej stronie medalu z Warią rozmawiał. Przecie to nieobyczajne! Nie temat dla młodych panienek z dobrych domów (ani w ogóle dla nikogo). Oczywiście, że wówczas jest dobra literatura wojenna, niemniej z "Opowieści sewastopolskich" itp. nie sposób się takich rzeczy dowiedzieć (prędzej wyczuć).
A i to nie koniec. Za taką wyprawą dziewczyny na wojnę stoi nie tylko nieodpowiedzialność, poszukiwanie siebie, brak wiedzy, ciekawość, zakochanie i parę innych rzeczy. Przecież to jednak jest cały karwas świata, owszem, już, rzec można, zorganizowanego technicznie po II rewolucji przemysłowej, niemniej z Rosji do Bułgarii to nie w kij dmuchał. Do tego trzeba mieć charakter, nie tylko charakterek; żeby nie powiedzieć - do tego trzeba odwagi.

A przecież owa wyprawa Warii to tylko jedna z jej spraw w tym dziele - i, jak widać, już tej jednej nie sposób sprowadzić do powierzchowności ni głupoty (choć nie przeczę, że one mają pewien udział). To nie jest postać schematyczna czy papierowa (acz z drugiej strony to nie literatura psychologiczna; ot, to literatura środka). A zresztą, jeśli mi nie wierzysz, że to nie jest takie proste, by swe patrzenie na to ograniczyć do rozdrażnienia - to spotkaj się z nią, pomów z nią. Z kim? No z Warią! Jako dziewczynom powinno Wam być łatwiej się dogadać.
Użytkownik: anja992 10.11.2012 13:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Jako się rzekło w recenzj... | WBrzoskwinia
Dziękuję za tak obszerną i mądrą odpowiedź!;)Masz rację, za szybko "skreśliłam" Warię, bo nie spełniła moich oczekiwań wywołanych notką na okładce. Faktycznie, Akunin nie mógł jej uczynić w pełni nowoczesną i wyzwoloną kobietą XXI wieku, bo przecież akcja powieści toczyła się w wieku XIX. Poza tym zgadzam się, że charakter dwudziestolatki nie jest w pełni ukształtowany - np. ja (mając właśnie 20 lat) nadal nie mogę pozbyć się skłonności do zbyt szybkiego i kategorycznego oceniania książkowych postaci.;)Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Fandorinem, mam nadzieję, że również będzie pretekstem do ciekawej rozmowy. Pozdrawiam!
Użytkownik: WBrzoskwinia 21.11.2012 17:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za tak obszerną ... | anja992
Rad jestem, że mogłem cokolwiek pomóc. Jeszcze cenniejsze jest, że traktujesz to z pozycji otwarcia (i oby ludzi w literaturze, jako i w życiu też). Wtedy zawsze warto porozmawiać, więc jak najchętniej porozmawiam z Tobą przy okazji "Lewiatana" czy jakiejś innej.
A w międzyczasie, zgodnie z sugestią z poprzedniego listu, proponuję pomyśleć o innych sprawach Warii wedle podobnego sposobu, jak o tej jej wyprawie na wojnę. Np. o "tylko kokietowaniu".
To przecież nie jest tak jednoznaczne. Sama pomyśl (będzie Ci łatwiej, niż mnie). Wyjdź od tego, co najprostsze. Przecież ona jest tam poniekąd sama, to jedyna przystojna młoda dama w promieniu setek wiorst. I otacza ją wieniec dżentelmenów - i to jakich... prócz tego, że przeróżnych. A to przecież nie salon gdzieś w cywilizacji, lecz sytuacja skrajna, wojenna; niejeden z nich może następnego dnia już nie wrócić (na co Waria ma, pamiętasz, dowód bezpośredni od pierwszego dnia). Nie ma siły, żeby oni wobec niej - i ona wobec nich - funkcjonowali "jak zwykle", i to ani XX-, ani nawet XIX-wiecznie. Pomyśl. Samo Twoje pojawienie się, sama obecność w tym środowisku w tej sytuacji jest niemożliwe, taka to epoka - więc musi skupić na Tobie uwagę. Jak Waria, i Ty wiedziałabyś, że to wynika z owej wyjątkowej sytuacji, a nie tylko z Ciebie samej. Co nie stoi na przeszkodzie, żeby Ci owo zainteresowanie tylu i takich mężczyzn pochlebiało (o ile to dobre słowo; może lepiej: niemożliwe, by to nie robiło na Tobie wrażenia). Pewna jesteś, że choć trochę /nie mówię, że całkiem/ nie zawróciłoby Ci to w głowie? /a jeśli jesteś pewna, to przecież Waria w tym punkcie nie musi być taka sama, jak Ty/. A wtedy całkiem odruchowo, wręcz nieświadomie, dołożyłabyś jakichś starań, żeby odpowiednio się znaleźć, sprostać temu zainteresowaniu po damsku (posługuję się skrótami, hasłami omownymi; mam nadzieję, że rozumiesz, znając powieść; a i nie mogę za bardzo wprost, żeby nie zdradzać za dużo takim, którzy i które jeszcze nie czytali, czytały). Do tego całkiem nie pasuje słowo "kokieteria", a już z zawężeniem do "tylko" to już zupełnie nie to. Kokieterii Waria użyje raz, i to z przyczyn służbowych, jako damskiej broni do wykonania zadań kontrwywiadu, w którym przecież pracuje, a nie dlatego, że taka z niej kokietka. I pamiętasz, że jej to niezbyt się powiedzie - a jednym z powodów jest przecież i to właśnie, że kokietką nie jest, więc nie umie tej broni użyć jak zawodowiec, boż zawodowcem w tej robocie też nie jest, skoro ów przydział do kontrwywiadu był przypadkowy, a nie zamierzony, ni przygotowany, ni zgodny z jej chęciami, tym bardziej możliwościami.
Użytkownik: anja992 21.12.2012 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Rad jestem, że mogłem cok... | WBrzoskwinia
Dziękuję za kolejną porcję interesujących przemyśleń.;) Rzeczywiście, nie mogę z całą mocą stwierdzić, że obecność takich mężczyzn jak m. in. Fandorin byłaby dla mnie zupełnie obojętna. Szczególnie po lekturze następnej części cyklu, w której damy jeśli się w Eraście Pietrowiczu nie zakochują bez pamięci, to przynajmniej dostrzegają jego urok osobisty i "śliczne oczka".;) Właśnie skończyłam czytać "Lewiatana" - tu mamy dopiero niezwykłą i zaskakującą postać kobiecą!
Użytkownik: WBrzoskwinia 24.12.2012 14:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za kolejną porcj... | anja992
Jeśli uznać te przemyślenia za interesujące, to tylko dlatego, że interesująca jest ta literatura.
Hm, podawałem raczej przykład odczytania typowo literacko "autoporównawczego". Niemniej, jeśli chcesz się zaangażować bardziej, nic nie stoi na przeszkodzie. Wszakże przypominam, co się tam rzekło, na pewno pamiętasz: Fandorin ma lat 19, strasznie młody; otóż to właśnie, Tobie pasowałby ktoś poważniejszy, pod trzydziestkę.

Obawiam się, że o kobiecie z "Lewiatana" jako niezwykłej i zaskakującej porozmawiać nie możemy, bo wymagałoby to jej ujawnienia, a wtedy zaskoczenie dziadzi wezmą (mam na myśli tych, którzy jeszcze nie czytali). Niemniej najwyraźniej przeczytaliśmy tam każde coś po swojemu (i dobrze): dla mnie tam jedna była zaskakująca, a inna niezwykła... No, ale jeśli byłoby do rozważenia coś tak niezbyt zdradzającego akcję, jak moje i Twoje komentarze powyżej, to nie tu, lecz pod "Lewiatanem".
A na koniec: Czchartiszwili powiada o sobie, że się na kobietach zna i uznaje je za dużo ciekawsze od mężczyzn. Jeśli połączyć to również ze znajomością kobiet literackich, widać, że do dało dooobry efekt w cyklu. Toć one zawsze tam, w całym cyklu, są interesujące, a przecież każda inna.

Miłych, oby jak najlepszych i jak najbardziej domowych Świąt życzę. Życzę też, by były literackie, jeśli się da. Mogą być też z Fandorinem! O zbrodni w święta czytać nie pasuje - ale w cyklu fandorinowskim jest "Walet pikowy", który się wystarczająco dobrze nadaje. A i stopień spójności poszczególnych części jest nie aż taki, by nie można go czytać od razu po "Lewiatanie". No, ale to już wedle woli.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: