Dodany: 04.05.2008 13:01|Autor: gajda

RUCH-oma literatura


Bez wątpienia Sławomir Shuty na stałe zakorzenił się w literackiej Świętej Trójcy Młodych Polskich Twórców. Obok prekursorki – Doroty Masłowskiej i Michała Witkowskiego, jest najbardziej rozpoznawalnym pisarzem młodego pokolenia. Wspólnym elementem charakterystycznym dla nich są lingwistyczne eksperymenty. Pisarz mający w swoim dorobku wydaną w 2004 roku powieść „Zwał”, która zrewolucjonizowała ówczesny rynek literacki, podejmując tematykę istotną dla przełomu wieków, a także zbiór opowiadań „Cukier w normie” i jego poszerzone wydanie „Cukier w normie z ekstrabonusem”, teraz skupił uwagę na problemach małomiasteczkowej rzeczywistości.

Akcja umiejscowiona zostaje w zawieszonej w bliżej nieokreślonym czasie rzeczywistości. Prowincja, na którą najwyraźniej bóg (autor również piszę o Stwórcy małą literą, zapewne wyrażając stosunek doń) machnął ręką, najlepiej prezentuje się z lotu ptaka. Jest to niepozorna makieta, na której porozrzucano w nieładzie tekturowe pudełka, które mają imitować zabudowania mieszkalne i użytkowe. Domy bohaterów są bezkształtnymi bryłami o wyraźnych cechach architektonicznej samowoli. Sklecone byle jak sześciany, gdzie priorytet stanowią mocne stropy, które muszą utrzymać sypialniane pomieszczenia mieszkańców...

Mieszkańcy obdzielili dwa miejsca porcją chwały. Pierwsze z ich to lokal, w którym wyłuszczane są najskrytsze tajemnice społeczności. Knajpa przechodzi trzy fazy świetności – od złotej po brązową. Przewijają się przez nią indywidua różnej maści, a w jej trzewiach rozgrywają się intrygujące sceny. Nieopodal supermarketu, w którym zaopatruje się okoliczna społeczność, znajduje się lasek, w którym odbywają się wstydliwe rytuały.

Bardzo poważnym zarzutem wobec pisarstwa Shutego jest nieumiejętność prezentacji wnętrza bohaterów w zajmujący sposób. Większość z nich to papierowe osobowości, dla których jedyną życiową potrzebą jest zaspokajanie swoich popędów. Wśród rozbrykanej gawiedzi przewijają się więc osoby, które drwią z odbiorcy eksplikując mu, że motywacja nie jest ważna, zasadnicze jest działanie. Ruch bardzo wiele zmienia, jest siłą motoryczną, która korzystając z przywileju kreacyjnego, ucina, lub wręcz przeciwnie – pieczołowicie dzierga egzystencjalną makatkę. Postaci odczytują pewne gesty na płaszczyźnie zwyczajnej zgrywy. Niedopowiedzenia, posępne spojrzenie sprawiają, że w ich organizmach zwiększa się poziom hormonu szczęścia. Solidarne, subtelne przebąkiwanie wzmaga napięcie.

Shuty najlepiej sprawdza się w krótkich formach. Świadom swoich umiejętności, w „Ruchach” wykorzystuje finezję opisu i notuje króciutkie, zasłyszane przypadkiem historyjki. Zebrawszy pokaźną liczbę ustnych przekazów, przelał je na papier i ujął w formułę rozczłonkowanej powieści. Kilka facecji zasługuje na osobne rozświetlenie. Do łez rozbawia bajanie Ditka na temat perspiracji stóp lubej – Trzepiotki. Nieprzyjazny zapach gwałtownie obniża stopień pożądania i przyczynia się do kryzysu w ich związku. Groteskowa jest także przypadłość jednego z aktorów, który szczególną atencją darzy sklepowe manekiny. Pozorując rutynową czynność ludzi sceny, czyli rozdawanie autografów, wchodzi z nimi w relacje, które winny rozgrywać się w ukryciu przestrzeni sypialnej.

Myśli innych mieszkańców również wypełniają jedynie erotyczne dywagacje. Stali bywalcy szynku to lubieżni wyznawcy mitologicznego Bachusa. Czerpiąc z życia całymi garściami, oddają się frywolnym rozkoszom. Schadzki i wszeteczeństwo są głównym zajęciem populacji miasteczka. Rozpierając się na pokaźnych kanapach w lokalu, mężczyźni przyzywają sarny (tak nazywają kobiety), a następnie bez żadnych zahamowań dotykają najintymniejszych części ciała.

Nad atmosferą wieczornych aktów zawieszona jest myśl o zbliżającym się piana party, podczas którego dochodzi do całkowitej degrengolady. Finalizująca scena dostarczyć może niepomiernej ilości wykładni.

Lepiąc nieobyczajne fabuły, pisarz pozwala sobie na zadanie ciosu stagnacji. Bowiem to ruch toruje bohaterom drogę przez tę lepką, pajęczą czasoprzestrzeń, w której przyszło im żyć. Dla nich istotna jest egzystencja aktywna. Przeprawa przez teatralną erotyczną czeluść zmusza mieszkańców do zmiany pozycji, a co za tym idzie, do ciągłych przekształceń myślowych.

Próżno tutaj szukać linearnej akcji. Shuty utkał tę książkę z klisz i transformacji słownych, które budują nastrój małomiasteczkowości. Zwierzał się, że w czasie pisania całą swoją uwagę skupił na wątku miłosnym. Jest to widoczne, bo „Ruchy” o jednoaspektowej odmianie uczucia traktują.

Minusem jest subiektywna narracja, prowadzona z kilku perspektyw, a przez to stygmatyzowana poczuciem jednostkowości. Tę lukę stara się zapełnić obfitujący w niespotykane metafory język. Autor kpi z utartych zasad gramatycznych, wygina, przemienia i wykoślawia językowe uzusy. W tekście następuje rozproszenie stylów – od sentymentalnych listów kochanków po retorykę, którą określa się jako „mówienie Masłem”.Przy czym Sławomir Shuty nie jest filologicznym epigonem. Zwyczajnie utrzymuje się w tej samej płaszczyźnie młodzieżowego slangu, który w powieści został rozbudowany o żargon erotyczny.

W „Ruchach” porwani zostaniemy do konwulsyjnego tańca, w którym każdy gest, mimika twarzy, uścisk dłoni są sprawą zasadniczą. To książka o przemożnej potrzebie działania, zmiany stanu, pobudzania zmysłów.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1807
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: