Przeprowadzam się. Niedaleko, w zasadzie kilka kroków. Zachodu z tym jednak - sporo. Czas płynie, mój nastrój się zmienia, od euforii po przygnębienie i zmęczenie, a potem znowu, z powrotem do radości.
Najcięższa i największa była sofa w niebieskie pasy, ustawiona przy drzwiach i momentalnie zasypana drobiazgami czekającymi na ustawienie na swoich miejscach. Nie wiem, czy to się dziś uda, a co za tym idzie, czy będę miała gdzie spać :P.
Najciekawszy jednak był transport książek i to o nim w zasadzie chciałam tutaj opowiedzieć. Jak zwykle, zyskałam sobie opinię wariatki. Że za dużo i dużo takich... dziwnych w dodatku. Cóż, mimo, że dzielnie, już rok podaję na podaju (niewiele), trudno mi się rozstawać z książkami, niełatwo wymyślić powód, dla którego niby miałabym to robić.
Wysnuwam trzy jasne i czytelne wnioski z przeprowadzki.
Jeden. Jestem sentymentalna. Nie mogę wyrzucić ani oddać literatury dziecięcej, wmawiam sobie, że to z myślą o rodzeństwie (bo przecież nie o progeniturze). Ustawiam ją na widocznej półeczce, nie wstydząc się Musierowicz ani Montgomery, i ciesząc się błękitną okładką Birdsall czy Bahdaja. Dlatego, że będę do niej sięgać, usiłując wrócić do sielskiej-anielskiej krainy niewinności i lekkomyślności, punktowanej co chwilę przełomami czytelniczymi - pierwszy raz z "Tajemniczym ogrodem", pierwszy raz z "Małym Księciem".
Dwa. Coraz więcej u mnie książek o tematyce podróżniczej (najnowszy nabytek to wspaniały prezent: Choszcz,
Moja Afryka (
Choszcz Kinga)
). W tym roku zgromadziłam też sporo science-fiction, z racji tematyki ulubionych zajęć i seminarium. Tematyczne układanie książek sprawia dużo przyjemności, choć bywa okupione minutami, kwadransami wahania. Herbata z syropem klonowym stygnie, a ja zastanawiam się, gdzie co postawić. A wieczorem: topią się powoli kostki lodu w mrożonej kawie, a ja głowię się, jak zmieścić obcojęzyczną literaturę na jednej pachnącej świeżym drewnem półce.
Trzy, po ostatnie.
Znalazły się takie powieści, których jeszcze nie przeczytałam. Znalazły się dawno pożyczone od znajomych Balzaki. Żadnych odkryć na miarę azteckich świątyń ukrytych w gąszczu dżungli, ale ciepło w sercu na widok tych przyjaciółek, których dawno nie odwiedzałam (tj. do których dawno nie zaglądałam). To miłe :-).
Wracam do układania, gdy tylko przeczytam jeszcze dwie stroniczki
Mag (
Fowles John)
a. ;-). Leżał niepozornie pod Krystyną i czekał na swoją kolej.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.