Dodany: 21.06.2008 11:50|Autor: verdiana

Polak, Rusek - dwa bratanki


Narratorem książki jest Rosjanin w Polsce o wdzięcznym nazwisku – Smirnoff. Fabuła jest prosta: Smirnoff chce pojąć za żonę Polkę Stasię, a jego przyjaciel, Rosjanin Maksym, chce pojąć za żonę Polkę Kasię. Pary wymieniają się wrażeniami.

Pierwsze wrażenie, jeszcze w trakcie czytania: nieobiektywne, przesadzone, zbyt uogólnione, niezrozumiałe. Często miałam uczucie, że nie łapię dowcipów* Strelnikoffa i nie rozumiem jego oburzenia**. Takie dowcipy i oburzanie się nie na to, na co trzeba, długo sprawiały, że nie wierzyłam w nic, co Strelnikoff pisał. Miałam wrażenie, że czepia się wszystkich i wszystkiego (nie wyłączając własnego kraju i ludzi innych narodowości) dla samego czepiania – ot, taka sztuka dla sztuki.

Drugie wrażenie, wciąż w trakcie czytania, ale pod koniec książki: interesujące, bo osobiste i subiektywne, bo mówiąc o innych, Strelnikoff tak naprawdę mówi o sobie, pozwala się poznać, a więc książka ma walory poznawcze, to zawsze mnie ciekawi i podnosi książce ocenę.

Wrażenie w kilka dni po przeczytaniu: Strelnikoff znakomicie ukazał dulszczyznę drobnomieszczaństwa (szczególnie u rodziców Kasi, narzeczonej Maksyma) oraz nieprawdopodobną, głupkowatą wręcz, biurokrację kościelną – w miarę czytania coraz bardziej otwierałam oczy ze zdumienia i dziękowałam bogu (jakiemukolwiek) za to, że nie muszę i nie będę musiała nigdy brać ślubu mieszanego wyznaniowo***. To w Polsce absurd nad absurdami, nie wiem, czy jeszcze gdzieś jest to tak utrudnione, jak u nas.

Nie miałam wrażenia, że Strelnikoff porównuje Polskę z Rosją, a tym bardziej, że Rosję idealizuje. Nie odczułam też specjalnie zderzenia kultur. Pozbyłam się również dość szybko wrażenia, że autor Polski bardzo nie lubi. Na pewno lubi polski język – posługuje się nim znakomicie (książkę napisał po polsku, nie jest tłumaczona!). Jego polszczyzna jest barwna, wartka, nie ma w niej zgrzytów ani kalek językowych. To duży plus tej książki.

Mnie wystarczają walory poznawcze „Ruskiego miesiąca”, ale jeśli komuś nie wystarczą, to raczej się nie zachwyci. Nie zachwyci się też ten, kto nie ma dystansu do Kościoła katolickiego****. Spodoba się ta książka tym, którzy lubią poznawać Innego, kimkolwiek jest, bo mam wrażenie, że Smirnoffowi dość blisko do Strelnikoffa.



---
* Dowcipy niewybredne, często dzielące różne grupy ludzi, a więc nieśmieszne, rasistowskie, np. dowcip o „albańskich wieśniakach, którym zdechła krowa”.
** Weźmy na przykład oburzenie na wydeptywanie ścieżek. W normalnym kraju najpierw obserwuje się, którędy chodzą ludzie, a potem tam kładzie się chodniki. U nas odwrotnie – kładzie się chodniki w niepraktycznych miejscach, a potem obserwuje się deptanie ścieżek na trawnikach. Bohatera tej książki oburza to deptanie, mimo że jest ono naturalne, a nie oburza fakt, że w miejscach wydeptanych nie kładzie się chodników. Mnie oburza oburzenie Smirnoffa. :-)
*** A swoją drogą na co tej parze był katolicki ślub kościelny? Smirnoff był innego wyznania, a jego narzeczona nie była wierząca, skoro żyła z mężczyzną przed ślubem kościelnym i – także przed ślubem kościelnym – miała z nim dziecko. Mam wrażenie, że to tylko chwyt fabularny – inaczej Strelnikoff nie miałby o czym pisać. Ale też to właśnie pierepałki z urzędami kościelnymi, po pierwszym szoku, są najbardziej w książce zabawne.
**** W ogóle można odnieść wrażenie, że Polska jest krajem kościelnym, bo zabawy z kościelnymi urzędnikami to jakieś 80% treści.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1912
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: