O radości miłosnej
Któż ze starszych biblionetkowiczów nie pamięta Szymona Kobylińskiego i jego świetnych rysunków satyrycznych? Pamiętam go też wybornym gawędziarzem, dystyngowanym panem w najlepszym, przedwojennym wydaniu, także świetnym znawcą literatury i polskiego życia kulturalnego.
Był i pisarzem. Zabrałem ze sobą jego małą książeczkę „Pasjansów erotycznych” z powodu szczególnego rodzaju ciekawości, mianowicie książka ta stanowi część biblioteki odziedziczonej po ojcu, i mając parę dni wolnych od pracy, przeczytałem ją z wielką przyjemnością.
O czym jest? O radości miłosnej, by użyć słów autora. O bogactwie i pięknie wrażeń przeżywanych we dwoje. Temat banalny? Tylko z powodu wielości tytułów obecnie dostępnych na rynku, na pewno nie ze względu na osobę autora, humanisty posługującego się piękną polszczyzną. Przeżywałem przyjemność obcowania z tekstem napisanym swobodnie, tak po prostu, a jednocześnie z elegancją, o którą trudno teraz w mass mediach, a nawet i we współczesnych powieściach. Smakowałem polszczyznę bogatszą o zapominane słowa (ba!, słowa dla wielu Polaków już zupełnie nieznane), które pod takim piórem stawały się swoistą przyprawą, czarodziejskim aromatem naszych... sypialni.
Autor nie odkrywa żadnej Ameryki, nawet nie stara się o to, ale barwy opisywanych znanych nam lądów są tutaj pyszne swoim ciepłem, bogactwem odcieni i po wielekroć podkreślaną radością ich zwiedzania. Opisuje on krainy, w których odruchy kochanków w siebie nawzajem wsłuchanych, ochota, tolerancja, inwencja są jedynymi prawami, a nagrodą wspólne przeżywanie rozkosznych uniesień.
U Kobylińskiego znajdzie się też gratka dla marcelniętych: Proust wspominany tu jest kilkakrotnie, nawet cytowany jest i opatrzony ciekawym komentarzem fragment jego dzieła z córką Vinteuila i jej przyjaciółką w rolach głównych.
Są anegdotki o sławnych ludziach, dowcipy à propos tematów poruszanych w książce, jest i poezja.
Kto w chwili pocałunków nie zagrzał swej dłoni
Na twych bioder nawrzałej żądzą przegięcinie,
Nie potrafi określić upojeń tej woni,
Co z ciebie, jako z róży, snem potartej, płynie.
Kto ustami w nóg twoich nie wdumał się dreszcze,
Nigdy dość nie wysłowi twych oczu omdlenia,
A choćby je dzień cały badał bez wytchnienia,
Nie wypatrzy z nich tego, co ja z nich wypieszczę![1]
Cóż można więcej dodać po słowach Leśmiana, o którym Kobyliński pisze, iż był osobistym przyjacielem Pana? Chyba tylko powtórzyć sobie cichutko, w rozmarzeniu, słowa o tej woni, która z niej, „jako z róży, snem potartej, płynie”...
-----
[1] Szymon Kobyliński, „Pasjans erotyczny”, wyd. Glob, Szczecin 1986, str. 80.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.