Dodany: 07.08.2008 10:12|Autor: chen
Kury górą
Jeżeli miarą jakości dzieła literackiego miałby być stopień irytacji, jaki wzbudza w czytelniku, książka „Kura salonowa” Anny Białowąs byłaby arcydziełem.
Niestety, moim zdaniem, nie jest. Udało mi się znaleźć dwa pozytywy. Po pierwsze - książka jest krótka. Po drugie - autorka odważyła się sprzeciwić obowiązującym modom i w czasach, gdy tyle mówi się o rozwoju i samorealizacji kobiet, pokazała, że istnieją też kobiety o odmiennych poglądach, kreując bohaterkę, która nie dąży do kariery, nie chce ani pracować, ani się rozwijać, a celem jej życia są dom, mąż i dzieci, czyli cele od lat tradycyjnie przypisywane krytykowanej przez feministki „Matce Polce”.
Przykry jest jednak fakt, iż mimo tak szczytnych założeń i deklaracji miłości, która osładza znój dnia codziennego, życie rodzinne bohaterki nie jest udane, powiedziałabym wręcz, że okazuje się katastrofą. Skoro bowiem poświęciła siebie, swe zainteresowania i niezależność, można by oczekiwać, że jej rodzina funkcjonuje idealnie. Widzimy jednak męża, z którym bohaterka nie rozmawia, nie znajduje nawet czasu, by wysłuchać jego problemów i którego zmusza do porzucenia pracy lubianej na rzecz lepiej płatnej. Widzimy dzieci uzależnione od komputera, odnoszące się do siebie nieładnie (rozumiem kłótnie wśród rodzeństwa, ale wyzywanie młodszego brata od głupków nie mieści się już w dopuszczalnych ramach) i od czasu do czasu domagających się od mamy trochę uwagi, na przykład poczytania im przed pójściem spać. Jednak kochająca mama nie znajduje czasu na lekturę do snu, bo w tym czasie roztrząsa z przyjaciółką problem domniemanej kochanki męża. Przyjaciółka okazuje się oczywiście wredną żmiją, grzebiąc tym samym wszelkie mrzonki o wspólnocie jajników.
Reasumując, obraz życia przedstawiony przez Alinę Białowąs jest przerażający. Za fasadą miłości widzimy pustkę, nadmierną dbałość o formę i zero treści. Jeżeli więc chcecie mieć „normalną” rodzinę, to nie pracujcie, pierzcie, sprzątajcie i gotujcie, nie poświęcajcie czasu dzieciom i mężowi, nie przyjaźnijcie się z nikim, a broń Boże z samotnymi kobietami. I nie sięgajcie, nawet przez przypadek, do słownika wyrazów obcych, bo możecie się czegoś dowiedzieć i narazić na śmieszność.
Chyba że książka miała być właśnie prześmiewcza, a ja, zwykła kura domowa, nawet nie salonowa, po prostu nie zrozumiałam.
W takim razie, wybaczcie…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.