Dodany: 30.08.2008 18:22|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Schiza
Grych Paulina

Normalni "nienormalni"


„Idzie ulicą dwóch wariatów i...”, „Psychiatra pyta pacjenta...”...

Każdy, kto choć raz w życiu opowiedział dowcip zaczynający się od tych słów, kto z lekceważeniem albo tylko bez zastanowienia stwierdził, że „Iksińskiego z parteru znowu wywieźli do wariatkowa” – ale także i ten, komu wydaje się, że diagnoza choroby psychicznej albo pobyt w szpitalu psychiatrycznym to wstyd i odium nie do zmycia – powinien poznać bohaterów tej powieści, nie zrażając się tytułem zaczerpniętym z młodzieżowego żargonu.

To ludzie jak my wszyscy, chociaż trochę odmienni. Diana, spragniona miłości tak bardzo, że „nie odmawiała, wierząc, że zabawy na obcych tapczanach lub w parku doprowadzą do weseliska”[1]. Artystka Jenny, tęskniąca nie tylko za miłością, ale i za innym światem, który jednak okazał się nie taki jak w wymarzonej bajce. Karol, niespełniony literat i... niespełniony mężczyzna, autor pisanych do szuflady „powieści, których bohater nie był rudzielcem z parteru i nie bał się kobiet”[2]. Beata, kiedyś ekonomistka, dziś „dewotka po trzydziestce, która słyszała czasem głosy aniołów”[3]. Henryk, zmagający się z potrójną traumą: żydowskiego pochodzenia, dzieciństwa w domu pozbawionym miłości i opuszczenia przez jedyną kobietę, którą traktował poważnie. I Marek, weteran wojny w Iraku, któremu pośpiesznie przyznana emerytura nie pomogła ukoić lęku i bólu. Niektórzy z nich, do sprawnego funkcjonowania potrzebujący garści tabletek, a raz na jakiś czas wizyty u psychiatry albo pobytu w szpitalu, muszą żyć z groszowych rent; inni, których problemy nie znajdują ujścia w szokujących lub niebezpiecznych zachowaniach i w związku z tym nie są ciężarem dla otoczenia, sami się z nimi zmagają. A każdemu z nich brakuje kogoś, kto nie wyśmieje, nie obrazi, nie wykorzysta, kto w trudnych chwilach wysłucha, potrzyma za rękę, naleje zupy. Po prostu będzie.

I tak się składa, że ci odrzuceni, niepewni, skrzywdzeni zaczynają nie z inspiracji psychologów i psychiatrów, lecz sami z siebie i sami dla siebie, organizować się w swoistą grupę wsparcia. Nie taką z „przedszkola dla dorosłych”[4], ale prawdziwą, złożoną z ludzi podobnych do siebie i rozumiejących nawzajem swoje potrzeby. Czy ten mimowolny eksperyment zda egzamin, czy choćby jednemu z „potłuczonych”, jak nazywa ich w swojej dedykacji autorka, pozwoli na chwilę poczuć się zwykłym człowiekiem, a nie „wariatką” lub „świrem”?...

Temat godny uwagi, bo choć dzięki mediom i dziełom takim jak „Obłęd” czy „Szklany klosz” wiemy już co nieco o chorobach psychicznych, nadal napawają nas one lękiem lub odrazą, a w najlepszym razie sceptycyzmem co do powrotu chorych do normalnego życia. Chociaż... co właściwie znaczy „do normalnego życia”? Takiego jak pani Ziuty, spędzającej czas na podglądaniu i obgadywaniu sąsiadów? Jak pani Klary i jej męża, po których w pamięci syna pozostały tylko „awantury, prezenty i przebaczenia. Krzyki, nawet bicie, potem łóżko”[5]? Jak żałosnego macho z blokowiska, który „opieprzył żonę, rozdał dzieciom klapsy i otworzył kolejną puszkę piwa (...), prztyknął petem na zewnątrz”[6], a następnie w poczuciu bezkarności – bo „komu uwierzą? Wariatce?”[7] – skrzywdził bezbronną kobietę?... Dlaczego fakt rozmawiania z aniołami ma być bardziej stygmatyzujący od brutalności i chamstwa, a chorobliwa naiwność i przylepność od „zdrowej” umiejętności cynicznego okradania niezaradnego członka rodziny?

Skłonienie czytelnika do zastanowienia się nad podobnymi kwestiami, otwarcie mu oczu na istnienie ludzi potrzebujących zrozumienia, tolerancji i pomocy to jeden z głównych plusów „Schizy”. Drugi to dbałość o realia, począwszy od atmosfery knajpy z lat 50., na chodniku przed którą Janka szkicowała swój pierwszy obraz, aż po scenki zupełnie współczesne: kolejki po obiad w Caritasie, zakupy w lumpeksie, prasłowiański piknik. Trzecim – przynajmniej z mojej perspektywy - jest umiejętność wywoływania wzruszeń. Z biegiem czasu coraz rzadziej zdarza mi się zapłakać nad książką, lecz przy tej parę razy zrobiło mi się wilgotno w oczach.

I gdybym tę powieść czytała kiedy indziej, może dałabym jej znacznie wyższą ocenę. Ale trafiłam na nią bezpośredni po trzech kolejnych lekturach przedstawiających równie poważne sprawy w perfekcyjnej oprawie literackiej („Podróż do kresu nocy” Céline’a, „Zło” Guillou i „Dom Augusty” Axelsson), a na takim tle wszelkie niedoskonałości rysują się o wiele wyraźniej. W tym przypadku jest to styl – momentami zbyt dydaktyczny, czytankowy, zarówno w narracji („Henryk, który naczytał się porad w tygodnikach, też błysnął wiedzą i dodał, że zakazy dotyczące seksu hamują naturalne instynkty, ograniczają swobodę, powodują frustrację”[8]), jak i w dialogach, gdzie brzmi czasem wręcz sztucznie („Zaskoczyło mnie ich zachowanie, dlatego prawie nie protestowałam. Niedawno otrzymałam ze spółdzielni nominację na mieszkanie: byłam tam zameldowana od początku, więc stałam się głównym lokatorem”[9]). Jest też i niedopatrzenie merytoryczne: o jednej z postaci drugoplanowych, Robercie, najpierw dowiadujemy się, że „u chłopaka rozpoznano schizofrenię”[10], a kilkanaście stron później spotykamy go w aktywnej fazie choroby i wówczas czytamy, że „Diana tyle razy będąc w szpitalu widziała takie przypadki: choroba dwubiegunowa. Robert był na górce, a stamtąd, zaraz w dół, do kompletnego odrętwienia”[11]. Tymczasem schizofrenia i choroba dwubiegunowa (dawniej cyklofrenia) to dwie całkiem różne jednostki, o zupełnie odmiennej patogenezie, których współistnienie byłoby bardzo rzadkim przypadkiem, godnym utrwalenia w piśmiennictwie medycznym. Ale to można wybaczyć, zwłaszcza że omyłka jest raczej nie do dostrzeżenia przez czytelnika „niesiedzącego w temacie”. Ze względu na dużą wartość poznawczo-dydaktyczną jestem skłonna minusy techniczne potraktować łagodnie, a zważywszy, że to dopiero druga powieść autorki – i podobno (piszę „podobno”, bo tamtej nie znam) lepsza od pierwszej - uznać, że stać ją na udoskonalenie warsztatu.

Ostatecznie więc całkiem porządna czwórka.



---
[1] Paulina Grych, „Schiza”, wyd. WAB, Warszawa 2008, s. 47.
[2] Tamże, s. 33.
[3] Tamże, s. 101.
[4] Tamże, s. 112.
[5] Tamże, s. 256.
[6] Tamże, s. 335.
[7] Tamże, s. 338.
[8] Tamże, s. 180.
[9] Tamże, s. 340.
[10] Tamże, s. 44.
[11] Tamże, s. 59.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2250
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: reniferze 27.02.2012 09:46 napisał(a):
Odpowiedź na: „Idzie ulicą dwóch wariat... | dot59Opiekun BiblioNETki
Do połowy książka robi bardzo dobre wrażenie - postacie są wiarygodne, opisy chorób dość przyzwoite (chociaż pomylenie ChAD i schizofrenii rzeczywiście rażące). Ale potem jest kompletna katastrofa - autorka traci styl, zupełnie jakby pisała pogadankę dla gimnazjalistów (prostota języka w drugiej połowie książki mnie poraziła). No i ten nieszczęsny happy end, zupełnie nieprawdopodobny z punktu widzenia psychiatrii, który zdegustował mnie tak bardzo, że postawiłam dwójkę. Uwierzcie dot- istnieją o wiele lepsze książki dotyczące chorób psychicznych.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: