Dodany: 03.10.2008 13:42|Autor: hburdon

O tym, jak Bertie Wooster trafił do kryminału Alistaira MacLeana


Hugh Laurie znany mi jest przede wszystkim jako aktor, ostatnio z serialu "Doktor House", a wcześniej z serialu będącego ekranizacją cyklu powieści P.G. Wodehouse’a o Jeevesie i Woosterze. Zdziwiłam się, kiedy dojrzałam w bibliotece powieść "Sprzedawca broni", bo nie wiedziałam, że Laurie pisuje książki (jak się okazuje, ta jest na razie jedyna – kolejna zapowiadana jest na przyszły rok). Próbowałam sprawdzić w notce biograficznej, czy to na pewno ten Hugh Laurie, co okazało się trudne, ponieważ osoba wklejająca karty biblioteczne do książek ma zwyczaj umieszczać je centralnie pośrodku pierwszej dostępnej strony, czyli właśnie tam, gdzie często znajduje się notka. Udało mi się przeczytać tylko to, co sąsiadowało bezpośrednio z prawym marginesem: słowa "Cambridge" i "Edinburgh Fringe" niewiele mi powiedziały, ale poniżej znalazłam to, czego szukałam: "Blackadder" oraz "Jeeves and Wooster". No tak, zapomniałam o "Czarnej Żmii". To rzeczywiście ten Hugh Laurie.

"Sprzedawca broni" to powieść szpiegowska, ale napisana z humorem. Już od pierwszych stron wybuchałam co chwilę śmiechem, mocno zbijając z tropu mojego męża, próbującego obok czytać "Ring" Suzuki. Laurie prezentuje humor trochę w stylu Wodehouse’a, ale też mocno w stylu Alistaira MacLeana. W ogóle całość jest mocno w stylu MacLeana: pierwszoosobowa narracja, cyniczny i pozbawiony złudzeń bohater, żaden tam heros, ale były żołnierz, więc jak przychodzi co do czego, to potrafi sobie poradzić; zlecenie, które okazuje się zupełnie innym zleceniem, niż się początkowo wydawało; rządowe operacje przeprowadzane za plecami demokratycznych wyborców; no i na okrasę piękne kobiety, którym nasz bohater nie jest tak do końca obojętny.

Niestety, w pewnym momencie stwierdziłam, że mąż czyta "Ring" zupełnie bez zakłóceń; gdzieś w drugiej połowie książka przestała mnie śmieszyć. Nie wiem, czy to ja się zmęczyłam, czy Lauriego zawiodło poczucie humoru, a może po prostu tak sobie książkę rozplanował: na początku bohater sprawę traktuje lekko, a potem nagle zaczyna się zastanawiać nad tym, czy jest dobrym człowiekiem. O ile jednak zabawne fragmenty były naprawdę zabawne, o tyle fragmenty poważne są co najwyżej przeciętne. Zbyt dużo pojawia się też półserio wygłaszanych przemów na tematy takie jak relacje damsko-męskie i podejście każdej z płci do seksu. Sprawia to wrażenie dość żenującej próby wytłumaczenia się z faktu, że się sypia nie z tą kobietą, którą się rzekomo kocha niemal od pierwszych stron. Prawdziwy twardziel się z takich rzeczy nie tłumaczy.

"Sprzedawca broni" jako powieść humorystyczna świetnie dawał sobie radę, jako powieść szpiegowska już dużo gorzej. Nie jest to bardzo zła książka, ale – jak zawsze w przypadku książek, których początek lepszy jest od końcówki – odchodzi się od niej z poczuciem rozczarowania. Chyba lepiej mimo wszystko obejrzeć jeszcze jeden odcinek "Doktora House’a".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5746
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Valeri 27.03.2009 23:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Hugh Laurie znany mi jest... | hburdon
Jestem wielbicielką serialu "Dr.House" i też byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam się o "Sprzedawcy broni".Książki nie przeczytałam jeszcze, ale szukam (i mam nadzieję, że po jej przeczytaniu moja sympatia do Hugh'a Laurie'ego wzrośnie).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: