Dodany: 07.10.2008 13:55|Autor: miłośniczka

Przyjemna, choć groza; groza, choć przyjemna


O Walpole’u słyszałam już wcześniej – trochę na historii literatury, trochę, gdy zainteresowałam się Scottem, czyli pokrewnym rodzajem literatury. „Zamczysko…” jakoś szczególnie mnie nie pociągało; owszem, myślałam, może być interesującą ciekawostką, jako powieść-prekursor gotyckiej powieści grozy, ale sama po nią nie sięgnę. I nie sięgnęłabym, gdyby nie została mi ona podsunięta przez miłego biblioNETkowicza, który, przyszedłszy na spotkanie, po prostu włożył mi ją do ręki i powiedział: przeczytaj.

Wczoraj wieczorem wzięłam się za tę nieznaczną książeczkę. Czytałam, dopóki oczy mi się nie zamknęły; obudziłam się rano i, ledwie przetarłszy oczy, sięgnęłam po nią znów, żeby dowiedzieć się, co działo się z bohaterami, podczas gdy smacznie chrapałam.

Walpole nie rozczarował mnie. Okazał się o wiele lepszy, niż sądziłam. W „Zamczysku w Otranto” opowiada historię pana wielkiego zamku, Manfreda, podłego i podstępnego bufona, który, by osiągnąć swój cel, gotów unieszczęśliwić wszystkich wokół, nie wyłączając żony i córki. Gdy bowiem syn Manfreda, Konrad, ginie w tajemniczych okolicznościach, ów postanawia nakłonić Kościół do zgody na rozwód z małżonką, by poślubić przyrzeczoną wcześniej Konradowi piękną Izabelę, podstępem zresztą przed laty zwabioną do zamku. W zamku jednakże znajduje się COŚ. COŚ jest ogromne, uzbrojone i… straszy. Wokół omdlewają panny, dzielni pachołkowie poprzysięgają nigdy więcej nie postawić nogi w nawiedzonych komnatach. A akcja zapętla się… i zapętla… prowadząc do zaskakującego finału. Ale o tym sza.

Powieść, choć pochodzi z 1764 r., czyta się praktycznie jednym tchem. Lekkość pióra autora jest zdumiewająca. Brak bufonady, mimo sztuczności stylu, tworzonej przez wyniosłe zwroty, liczne epitety i inwersje. Jest tak przyjemna, że może tylko cieszyć. Tak, właśnie przyjemna; choć nie wiem, czy nie paradoksem jest nazwanie takim określeniem powieści GROZY. Sęk w tym, że to, co straszyło 250 lat temu, już przerażającym nie jest; zastanawiałam się nawet, co ówcześni czytelnicy powiedzieliby, na przykład, na temat Kinga? Tylko takiego „uwspółcześnionego”. Pewnie poumieraliby ze strachu.

„Zamczysko w Otranto” dostało ode mnie czwórkę. Horace Walpole napisał świetną powieść, ale była ona pierwszą z tego gatunku. Dlatego też niektórzy z tych, którzy jedynie wzorowali się na nim, choćby po trosze, są w moim mniemaniu lepsi (Scotta może i wolniej się czyta, ale jest jeszcze ciekawszy).

Zastanawia mnie też, dlaczego, tak do końca, pisarz nie chciał przyznać się do autorstwa powieści. Czy powodowała nim jedynie ówczesna moda na literackie mistyfikacje? A może sam bał się przyznać do stworzenia czegoś, co, w ówczesnym pojmowaniu literatury, było nie na miejscu, nieodpowiednie, śmieszne? „Zamczysko…” zrobiło furorę. Patrząc z perspektywy czasu, trudno się temu dziwić; i dzisiaj przecież, po dwóch i pół wieku, zachwyca. I mówi się o nim, i pozytywnie ocenia, i poleca. Ile książek przetrzyma taką próbę czasu? Powodzenie swego ulubionego dzieła przewidział Walpole: w liście do swej przyjaciółki, lady Du Deffand, pisał: „Sądzę nawet, że w przyszłości, gdy gust wróci na miejsce zajęte dziś przez filozofię, moje biedne »Zamczysko« znajdzie wielbicieli. Nie jest pisane dla obecnego wieku, który pragnie tylko zimnego rozumu”*. Popieram. Popieram i polecam. Gorąco.



---
* Maria Przymanowska, „Posłowie” w: Horace Walpole, „Zamczysko w Otranto”, tłum. Maria Przymanowska, Wydawnictwo Literackie, 1976, s. 105.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6972
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: