Gdy przeczytałam
Tajemne serce zegara (
Canetti Elias)
i nie zachwyciłam się w ogóle (4 dałam trochę na wyrost, za parę pięknych notatek), pomyślałam, że pewnie nie dorosłam i nie dojrzałam do mądrości noblisty. Że nie poznałam się na nowatorstwie formy, że nie odkryłam głębi treści.
Ale dziś pocieszył mnie Herling-Grudziński, muszę zacytować - żeby poprawić sobie samopoczucie, że nie jestem aż tak głupia i ślepa na genialność "Zegara".
Podaję za "Dziennik pisany nocą 1984-1988", notatka z 17.01.1988 r.(wydanie Plejady, takich niuansów jak rok wydania, itp. nie podawano chyba:)
"Żyje jeszcze Bogu dzięki noblista z roku 1981, Elias Canetti. Żyje i wydał właśnie swoje zeszyty z lat 1973-1985. Tom nazywan się "Tajemne serce segara", obiecuje zatem eksplorację delikatnego mechanizmu. Poza kilkoma dłuższymi notatkami, od biedy skłaniającymi do cjwili namysłu, zawiera masę wyrwanych z nieznanego kontekstu zdań, które na pewno mówią coś autorowi, nic lub prawie nic nie mówiąc czytelnikowi. Nie wiadomo dlaczego Canetti sądzi, że powinny coś mówić również i nam takie, wybrane na chybił trafił, zdania: "Gdy inni głodują, on pisze; pisze, gdy inni umierają". "Nie jestem próżny, powiedział najpróżniejszy ze wszystkich, jestem wrażliwy". Wybitny pisarz, nie mam co do tego wątpliwości, zasłużył na noblowski laur, jego postne zeszyty są dla mnie jedynie potwierdzeniem szerszego zjawiska. Podejrzewam mianowicie od dość dawna, że w miarę słabnięcia wpływu i znaczenia literatury, poprawia się stale i nieoczekiwanie dobre mniemanie sławnych pisarzy o sobie. Są, zdaje się, przekonani że cokolwiek powiedzą będzie powitane okrzykami podziwu, że w każdym ich najbardziej banalnym zdaniu usłyszymy bicie "tajemnego serca zegara"."
Dla mnie - BINGO!!. Otóż to - Canetti jako pisarz nie okazał się dla mnie taki straszny (jak straszny był "Zegar"), podejście do wspomnień jego z dzieciństwa wspominam bardzo dobrze. Ale "Tajemne serce" - jednak banał, zdania zupełnie bez głębszego sensu, wyrwane z konteksu. Oprócz tych właśnie wspomnianych kilku dłuższych wypowiedzi.
Wielki szacunek dla Herling-Grudzińskiego za to, że tak pięknie napisał to, co mi się tłukło po głowie.
Zresztą wypowiedź Herling-Grudzińskiego jest w kontekście innej, podobnej książki - "Zapisnyje kniżki" Czechowa. Tylko że w przypadku Czechowa zostało to wydane po jego śmierci. A Herling-Grudziński stwierdza: "W sumie jednak Czechow, gdyby mu za życia zaproponowano wydanie jego zeszytów, kazałby wydawcy stuknąć się w głowę. Traktował je jako wióry z warsztatu i zdawkowowe okruchy życia, czytelne i ważne wyłącznie dla właściciela, po jakimś czasie przeznaczone do spalenia. W najlepszym razie zgodziłby się (z ociąganiem) oddać zeszyty do archiwum, dostępnego kiedyś (po śmierci) dla badaczy jego twórczości. Był przeciwieństem pychy pisarskiej. Był uosobieniem skromności, powściągliwości, i co tutaj najawązniejsze - kwitował zazwyczaj smutnym, zakłopotanym uśmiechem wszelkie ekscesy egzaltacji na temat roli pisarza i wagi literatury."
I już chyba wiem o co mi chodzi - precz z egzaltacją, precz z przeświadczeniem, że cokolwiek napiszę (ja - wielki pisarz) będzie świetne. Trochę powściągliwości, właśnie - powściągliwości, wielcy pisarze.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.