Dodany: 08.12.2008 23:39|Autor: mika_p

Galeria kocich portretów


Zbiór opowiadań "Kot, który wiedział..." jest znakomitym zakończeniem serii. Nie spotykamy tu Jima Qwillerana i jego syjamczyków; każda historia jest zamkniętą całością i można je czytać w dowolnym czasie i kolejności, rozkładając przyjemność na dłużej.

Wszystkie przedstawione tu koty są niezwykłe.

W niektórych opowiadaniach narracja prowadzona jest z kociego punktu widzenia, jak choćby w pierwszym, pt. "Kot, który wiedział": "Już w bardzo młodym wieku Phuut Phat zorientował się, że ludzie należą do gatunków niższych. Nie widzą w ciemnościach. Jedzą i piją najdziwniejsze rzeczy. Przede wszystkim jednak mają tylko pięć zmysłów - ci dwoje, którzy mieszkali razem z nim razem, nie potrafili nawet przekazać sobie myśli, nie uciekając się do użycia słów. Przez ponad rok, czyli odkąd przybył do tego domu, Phuut Phat usiłował wprowadzić własny, o wiele doskonalszy system porozumiewania się (...). W porze kolacji siadał i koncentrował się, aż wreszcie któreś z nich stwierdzało: »Pora nakarmić kota« - jakby samo wpadło na tę myśl".[1]

Wierni czytelnicy serii na pewno rozpoznają ten motyw - Jim Qwilleran wielokrotnie zastanawiał się, czy Koko nie przekazuje mu swoich myśli. Phuut Phat próbował, z całą pewnością.

Z kocią perspektywą spotkamy się także w "Grzechu Madame Phloi". Tytułowa bohaterka mieszkała w ludzkim domu razem z synem: "To zaspane, pozbawione ambicji stworzenie - jej syn - pozostawało dla Madame Phloi zagadką, gdyż ona sama był zawsze czujna i pełna energii. Nie próbowała go zrozumieć, po prostu go kochała"[2].

Tę kocicę można by z powodzeniem umieścić w dowolnym zestawieniu archetypów opisywanych hasłem "uniwersalny portret matki", bo jej miłość to nie tylko słowa - ale o tym nie mogę napisać, bo to cała fabuła opowiadania.

Inną kocią matkę poznamy w historii pt. "Tipsy konta inspekcja". Ale ta opowieść jest pisana z ludzkiej perspektywy i mówi o konsekwencjach trzymania kota w lokalu gastronomicznym w czasach Wielkiego Kryzysu; kara nakładana przez inspekcję sanitarną wynosiła wtedy dziesięć dolarów ("kiedy sandwicze można było dostać za dziesięć centów sztuka, a wielką michę zupy za pięć"[3]. A kiedy jeszcze pojawiły się kocięta...

Tych, którym imię wydaje się znajome, pragnę zapewnić: tak, mowa o TEJ Tipsy, która dała imię tawernie często odwiedzanej przez Jima Qwillerana w powieściach.

Jest jeszcze co najmniej jedno opowiadanie, w którym spotykamy postacie, miejsca z cyklu powieściowego. Miejscem akcji "Szalonego myszołowcy z muzeum" jest muzeum w Lockmaster, a z bohaterką rozmawia pan Tibbit, dawny dyrektor szkoły.

Ale powieściowe klimaty pobrzmiewają też i w innych opowiadaniach: "Kochankowie z Kanionu" i "Kot zwany Sumieniem", będące - podobnie jak "Tipsy..." - zapisem wywiadu przeprowadzonego w domu spokojnej straości, dzieją się w takich miejscach, że określenie "czterysta mil na północ od wszystkiego" pasuje idealnie.

Jak widać, zbiór opowiadań - choć niewielki - jest bogaty, bo opowiadania są rozmaite: różni je czas akcji, perspektywa, z której opisywane są wydarzenia, poziom realizmu (jedno nadawałoby się całkiem dobrze do zbioru opowiadań science fiction). Łączą je koty, koty niezwykłe.



_____
[1] L.J. Braun, "Kot, który wiedział i inne opowiadania", przełożył S. Kroszczyński, wyd. Elipsa, 2008, s. 5.
[2] Tamże, s. 167.
[3] Tamże, s. 103.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1178
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: