Dodany: 08.01.2009 01:02|Autor: aerien

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Merde! Rok w Paryżu
Clarke Stephen

2 osoby polecają ten tekst.

A ja Wam powiem: merde!


Nie ocenia się książki po okładce? Szkoda, bo może czasami warto odstąpić od podobnych zasad. Świeżo po lekturze doskonałej powieści (doskonałej w swoim gatunku, gatunku lektur lekkich i zabawnych), nie mogę się nadziwić większości m.in. biblionetkowych recenzji. Niepochlebnych recenzji, gorzkich recenzji, recenzji złorzeczących.

Matko! Ich Autorzy, jak sami przyznają, oczekiwali nietuzinkowego, a przy tym najlepiej w pełni wiarygodnego przewodnika po Paryżu i jakiejś ukrytej w nim głębszej myśli, zapewne w formie zdań-perełek, godnych podkreślenia, zapisania w kajeciku i zapamiętania. Oraz cytowania w sprzyjających okolicznościach. Arcydzieła. Za trochę ponad 30 zł., w miękkiej okładce.

A tu co zastają, pod adresem "Merde! rok w Paryżu"? Seks i kupę, w wymiarze jak najbardziej dosłownym i cuchnącym, i oczywiście skrajnie obrzydliwym. Masa dzikich Francuzek w stringach, transwestyci i oszuści. Rzeczywiście, rzecz bardzo gorsząca. A przewodnik po Paryżu z tego żaden, choć wydawca obiecywał, że jakiś jest. I ja też twierdzę, że jest.

Stephen Clarke zafundował czytelnikom zupełnie nietypowy przewodnik po Paryżu: zamiast zwiedzać Luwr, odwiedzamy podejrzane lokale, stoimy w kolejce do jedynej otwartej w Paryżu apteki (dziesiątki innych akurat strajkują), siedzimy na ławce na cmentarzu Père-Lachaise popijając kawę (o zgrozo!) i skubiąc croissanty.

Bardzo to rzecz przykra, takie rozczarowanie i pieniężne marnotrawstwo, ale wystarczyło zerknąć na okładkę od strony wierzchniej, nie zadniej, nie tej z kłamliwym opisem. Przyjrzeć się właśnie okładce, gdzie pod nazwiskiem autora i tytułem powieści widzimy rzecz zgoła zabawną, niecodzienną i już zapowiadającą śmichy-chichy: oto ślimak o nadąsanej ludzkiej twarzy, w skorupie o barwach stricte francuskich, nadziewany na widelec. Dla mnie wszystko było już jasne, właśnie dzięki tej okładce, więc po lekturze "Merde! rok w Paryżu" oczekiwałam jedynie rozrywki. I dostałam. W najlepszym z możliwych wydań.

Bohaterem i narratorem powieści, budzącym równie silne emocje (i moją bezgraniczną sympatię) jak sama książka, jest tutaj pewien "anglosaski barbarzyńca"[1] o wdzięcznym nazwisku: Paul West. Młody i przedsiębiorczy specjalista od marketingu przybywa do Paryża na roczny kontrakt: wraz z właścicielem jednej z francuskich firm zamierza rozpowszechnić angielskie "five o'clock", zakładając w Paryżu sieć herbaciarni. Mnie ostatnimi czasy herbata jest bardzo bliska, zdarzyło się, że oto sama pracuję w herbacianej branży, więc automatycznie temat wydał mi się fascynujący i na czasie. Powieść jednakże rozwinęła się w innym kierunku - bo jak można pisać o herbaciarniach, gdy nad ich projektem, wraz z Paulem, czuwa "banda nierozgarniętych współpracowników, nadzorowanych przez dwulicowego szefa"[2]? Paul West zatem w pracy popija kawę, flirtuje z sekretarką i czyta żarty o żabojadach, nadesłane w licznych mailach od przyjaciół-rodaków. Za to po pracy...

Jak już pisałam - kupy i seks. Przelotne znajomości z pięknymi francuskojęzycznymi kobietami, wdeptywanie w rozliczne psie odchody szczodrze ulokowane na paryskich chodnikach, popijanie piwa w knajpkach, czyli z pamiętnika młodego, jurnego turysty, rzecz zgodna z mottem opowieści, zaczerpniętym z "Trzech panów w łodce, nie licząc psa" Jerome’a. I rzecz opowiedziana w sposób tak zabawny i przewrotny, pięknie przetłumaczona z angielsko-francuskiego na nasze (pomijając nieprzetłumaczone "billingi" telefoniczne), że nie sposób nie uśmiechać się do tej książki. Ja się uśmiechałam. Cały czas. I wiem, że będę nadal, albowiem "Merde" ma kontynuację. W równie zabawnych i bardzo-wiele-mówiących okładkach.



---
[1] Stephen Clarke, „Merde! Rok w Paryżu”, przeł. Agnieszka Barbara Ciepłowska, wyd. WAB, Warszawa 2006, s. 235.
[2] Tamże, tekst z okładki.



(tekst opublikowałam także na swoim blogu)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5943
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: lirael 09.01.2009 16:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ocenia się książki po... | aerien
Czy istnieje jakiś związek między liczbą stron i typem okładki a wartością literacką książki?
Sugerujesz, że nie należy się spodziewać zbyt wiele po pozycji "za trochę ponad 30 zł., w miękkiej okładce". Tzn. gdyby książka kosztowala 50 zł i była w twardej okładce, to miałabym prawo czuć się rozczarowana?
Niestety, zaliczam się do bigoteryjnej i wyzutej z poczucia humoru części populacji, która w przeciwieństwie do Ciebie w "Merde!..." nie widzi rozrywki "w najlepszym z mozliwych wydań". O zgrozo, napisałam też jedną z recenzji, które określasz mianem "złorzeczących" (???). Powiem więcej - widziałam ślimaka na okładce i z rozpaczą stwierdzam, że we mnie nie wzbudził ekstatycznych dreszczy ani paroksyzmów śmiechu.
Istnieją książki o podróżach "z ukrytą w nich głębszą myślą", a jednocześnie zabawne, i nie bardzo rozumiem dlaczego chęć przeczytania tego rodzaju literatury wzbudza w Tobie niesmak (przywołujesz przykład "zdań-perełek, godnych podkreślenia, zapisania w kajeciku i zapamiętania. Oraz cytowania w sprzyjających okolicznościach")?


Użytkownik: aerien 09.01.2009 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy istnieje jakiś związe... | lirael
Ło rety. Jasne, ja wiem, że arcydzieła można nabyć i w oprawach broszurowych, i za 5zł., i z gazetą, i w hipermarketach w koszach taniej książki. "Za trochę ponad 30zł. w miękkiej okładce" napisałam dla puenty, ładnie mi ta rzecz zamknęła zdanie ;), uznałam też, że może być zabawnie, i trochę w stylu Paula Westa.
O okładkach wspomniałam dlatego, że ja - nie wiedząc absolutnie nic o książce (wybrałam na chybił trafił z bibliotecznej półki z nowościami) - od razu pomyślałam: będzie śmiesznie i prześmiewczo. Opis z tyłu też przeczytałam, ale opis też zabawny i naprawdę niekłamliwy: przewodnik po małych dziwactwach (a nie po zabytkach Paryża). Więc nie wiem skąd te wymagania, że miało być sama nie wiem jak. Chęć czytania ambitniejszej literatury absolutnie nie wzbudza we mnie niesmaku, ale dziwi aż taka krytyka książki dobrej w swoim gatunku - plażowej, owszem, lecz inteligentnej prozy.
Użytkownik: Fanka_R+ 14.01.2009 15:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ocenia się książki po... | aerien
Nie czytałam książki, ale sam tytuł "Merde! Rok w Paryżu" sugeruje, że nie będzie to przewodnik po Luwrze :) po prostu "merde" znaczy "gówno". Widzieliście kiedyś przewodnik po Paryżu czy innym mieście i "zdania perełki" połączone ze słowem "merde"? Ja nie. Dlatego nie dziwię się, że treść jest taka a nie inna.
Użytkownik: tomaso11111 16.08.2009 22:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ocenia się książki po... | aerien
Całkowicie zgadzam się z Autorką. Książka ma przede wszystkim bawić i spełnia to zadanie w 100%. Clark szydzi zarówno z Francuzów jak i z samego siebie z dużą gracją i bez wulgarności, mimo, że tytuł mógłby sugerować co innego. Czytałem również drugą i trzecią część serii, w których poziom trochę spada, ale i tak super.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: