Dodany: 08.01.2009 10:38|Autor: jakozak
Po spotkaniu w Katowicach w dniu 07.01.2009
W środę - nietypowo.
Jadąc autobusem do Katowic zobaczyłam przed sobą czarnego bałwanka. Bałwanek wyjął książkę i czytał.
"To musi być Olimpia" - pomyślałam, ale nie rzuciłam jej się na szyję. Siedziałam grzecznie i czekałam. Autobus się zatrzymał na ostatnim przystanku, wysiadłyśmy. Mijając kobietę powiedziałam do siebie "Olimpia". Reakcji nie było. Poszła sobie do jakiejś bramy...
Na dworze mróz. Weszłam do oszklonej mocno kawiarni, kupiłam kawę, siadłam przy szybie i się gapię. Z gapienia nic nie wyszło, bo gdyby Neska nie miała lepszych oczu - nie wypatrzyłabym jej. Szła prosto na mnie, uśmiechała się, więc zaczęłam coś podejrzewać. Nie zdążyła wejść na mnie, bo ją wreszcie poznałam. Siedzimy, gapimy się przez szybę na żabę.
- Patrz, tam stoi jakaś. Z reklamówką, ale ona nie jest bałwanek. Nie czarna.
Kobieta stoi.
Stoi.
Stoi.
-Ty, może to Olimpia...
- E tam, co Ty, to nie bałwanek.
Po ok. 20 minutach gapienia się mówię:
- To ja spytam.
Poszłam.
Zanim doszłam do dziewczyny i zanim powiedziałam "BiblioNETka?" już się śmiała do mnie.
Olimpia.
Potem już dziewczyny nadchodziły co chwilę. W sumie zebrało się nas sześć:
Marylek, Neska, Olimpia, Jakozak, Koko, Villena.
Poszłyśmy do pizzerii. Na pięterko.
Zakaz palenia? Nie wiem - dym mnie otaczał i osaczał.
Poza tym świetnie było. Zajęłyśmy dwa stoliki, zaaresztowałyśmy trzeci, "bo przecież dojdą jeszcze trzy dziewczyny". Płaszcz na tym stoliku wzbudził pewnej klientce pizzerii niesmak. "Jak można?! Płaszcz na stole! Przecież tu ktoś będzie jadł!". Zdjęłyśmy zatem płaszcz.
Doszła Reniferze, Epa i Madame Seneka.
Dziewczyny jadły pierogi i piły kawki, herbatki.
Ja? No piwo! Potem Olimpia paskuda jedna wymówiła słowo "tiramisu". Skutek był natychmiastowy.
- Wyciągamy książeczki? Stosików nie ma - upominam się od początku
- Nie, najpierw jemy.
Czekały dziewczyny, czekały, czekały. Jadły, jadły...
Zaraz, zaraz!!! Stosików jeszcze nie było, talerzy nie było, gdy Villena podarowała nam wspaniałe, śliczne, oryginalne, wykonane przez siebie zakładki-kotki.
Pomysłowo to zrobiła. Każdy miał inna minę, inne paski, inaczej trzymał łapki. Z tyłu miały kotki ogonki! Majstersztyk! Pokażę na zdjęciach, ale nie dziś. Mój kot ma minę pod tytułem "Przeczytałem Wybór Zofii".
Świetnie było. Książeczki poszły wreszcie na stoły. Marylek liczyła. Ja nie dosłyszałam, ile tego było.
Zdjęcia jutro.
Rozmawiałyśmy dużo, wesoło, głośno przez w sumie 4 godziny.
Zostały do gadania jeszcze Marylek, Madame Seneka i Epa.
Uwiozłam ze sobą: Prezes i Kreska, Los powtórzony, Zespoły napięć, Ruchome obrazki, Piramidy.
Neska, kochana - obiecany Ci Urbanowicz został biedaczek na moim regale. Samiutki. Następnym razem Ci go pożyczę.
Dzięki dziewczyny, było wspaniale!
Nawet autobusy zrobiły mi Dzień Dziecka. Miałam oba bez czekania. A więc po 2 godzinach od wyjścia z pizzerii byłam już w ciepłym domku.
:-)))