Dodany: 07.02.2009 03:01|Autor: missvile

Przedostatnie marzenie, duże oczekiwania, lekkie rozczarowania...


Książka Angeli Becerry trafiła do mnie przez przypadek, jednak opinie z okładki (m.in. ta Beaty Tyszkiewicz) podziałały jak magnes. Od razu zabrałam się do czytania. Początkowo rozwój akcji przypomina zagadkę kryminalną, ale już po kilkudziesięciu stronach, kiedy tekst pisany inną czcionką przenosi nas ze współczesności do lat 30. XX w., wkraczamy w wielopokoleniową opowieść. Opowieść, która łączy wątki historyczne, ukazuje współczesne podejście do życia, ale przede wszystkim opowieść o miłości. W pewnym momencie zauważałam nawet podobieństwa do "Cienia wiatru" Zafóna, tylko zamiast książki, bohaterów łączy fortepian i miłość do muzyki, jednak mniej więcej od połowy książki uznałam, że takie porównanie byłoby świętokradztwem...

Dla tych, którzy czytali "Przedostatnie marzenie" napiszę, że ta piękna historia miłości, która czeka ponad 60 lat na spełnienie staje się banalna, kiedy ma się powtórzyć bohaterom, którzy są dziećmi naszych "spóźnionych kochanków", a co gorsze (czego dowiadujemy się na samym końcu) także ich dzieciom. Uczucie wszechobecności kiczu na kolejnych kartkach ogarnęło mnie w momencie pojawienia się wątku miłości Aurory i Andreu oraz łatwości, z jaką podejmowali decyzje, czyli, z mojego punktu widzenia, dużej nieżyciowości i skrótowości. Rozwód Aurory; nastoletnia córka bez żadnych sprzeciwów akceptuje decyzję matki, że opuszcza męża dla kochanka, a co śmieszniejsze, tak łatwa zgoda na rozwód męża, który powiedział: "Jedyne o co proszę, to nie zarzucajmy wspólnych kolacji… choćby raz na tydzień"*. Zbyt naciągana wydała mi się również szybka przemiana duchowa Andreu. To tyle, jeśli chodzi o fabułę.

Zamiast wzruszać, coraz bardziej śmieszyło mnie słownictwo stosowane w celu opisania miłosnych uniesień i potajemnych spotkań. Niestety, nie każdy pisarz potrafi ująć w słowa akt miłosny, który - moim zdaniem - jeśli nie może być pięknie opisany, powinien zostać pominięty, a jedynie zasugerowany naszej wyobraźni. Nie mogę oprzeć się zacytowaniu fragmentu, który mocno mnie rozbawił: "miodowe uda... gładki brzuch... pożądliwe biodra i delikatne owłosienie łona... pieszczoty skręcone w pierścionki... A w tej dżungli... ukryte... wilgotne wargi... palce pianisty zmoczone ich rosą"**. Moje rozbawienie wynikało również z tego, że da się zauważyć, iż "trzykropkowanie" to jedyna metoda autorki na opisanie takich scen. Poza tym na okrągło powtarzające się określenia bohaterów, którzy nazywali siebie nawzajem "moją dziewczyną utkaną z powietrza" i "moim pianistą morskich fal" stawały się lekko irytujące i zbyt ckliwe.

Na zakończenie napiszę, że opowieść ta naprawdę świetnie się zaczyna, jednak bardziej wymagającym czytelnikom zbyt mocno przypomina później lekko rozbudowanego harlequina. Nie da się odmówić tej książce, że wciąga. To jedynie moja opinia i wiem, że to, co ja uznałam za wady, dla innych może być głównymi zaletami "Przedostatniego marzenia". Miłej lektury.



---
* Angela Becerra, "Przedostatnie marzenia", tłum. Elżbieta Komarnicka, wyd. Świat Książki, 2008, s. 381.
** Tamże, s. 482.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2387
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: