Dodany: 11.03.2009 18:31|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Piasek w butach
Hilderbrand Elin

1 osoba poleca ten tekst.

Lato trudnych wyborów


Między kolejnymi porcjami felietonów, dzienników, publicystyki historycznej i esejów zachciało mi się przeczytać coś lżejszego, jakąś normalną historię z życia wziętą, jakąkolwiek, byle nieubarwioną soczystymi scenami erotycznymi ani humorem spod znaku inskrypcji szaletowych. Wyciągnęłam z bibliotecznej półki pierwszą przetłumaczoną na polski powieść nieznanej mi autorki, a dlaczego akurat ją wybrałam spomiędzy kilkunastu innych nowości, sama nie wiem; być może zadecydowało o tym zerknięcie na chybił trafił w tekst, a może zamieszczone na skrzydełku okładki streszczenie, informujące, że jedna z bohaterek „walczy z wykrytym niedawno rakiem płuc”[1]. Wątek medyczny zawsze działa na mnie przyciągająco, a reszta? Trzeba było sprawdzić…

I oto znalazłam się na wyspie Nantucket wraz z trzema smutnymi, rozdrażnionymi, sfrustrowanymi trzydziestoparoletnimi kobietami, których zmartwienia nie były wprawdzie moimi zmartwieniami, ale czy to znaczy, że powinny mi być obce? Rzeczą autora jest sprawić, by tak się nie stało. I rzeczywiście, chociaż daleka jestem od utożsamiania się z którąkolwiek z bohaterek, koleje losu żadnej z nich - ani jedynej pierwszoplanowej postaci płci męskiej - nie pozostawiły mnie całkowicie obojętną. Każde z tych czworga reprezentuje jakiś określony typ, a jego przeżycia odzwierciedlają pewne spektrum problemów, na jakie człowiek może natrafić w życiu - jeśli nie swoim, to kogoś bliskiego albo znajomego.

Vicki, szczęśliwa żona finansisty, energiczna i aktywna, pozwalająca sobie tylko na jedno odstępstwo od przewidywalnego i higienicznego trybu życia matki dwójki małych dzieci (raz w tygodniu partyjka pokera i wypalenie kubańskiego cygara), jeszcze nie otrząsnęła się z szoku wywołanego rozpoznaniem u niej raka płuc. Z własnego wyboru chce konieczną chemioterapię przejść nie w renomowanym ośrodku klinicznym, lecz w prowincjonalnym szpitalu, na wyspie, z którą wiążą ją wspomnienia z dzieciństwa. Mąż wyraźnie nie akceptuje tej decyzji, więc do i tak dość już ciężkiego brzemienia Vicki dołączają się obawy, czy ich związek przetrwa tę próbę…

Jej siostra Brenda, rodzinny kopciuszek i mól książkowy, która do niedawna wszystkie swoje siły i emocje wkładała w karierę naukową, nagle stała się ofiarą istnego trzęsienia ziemi, wywracającego do góry nogami wszystkie jej plany i ambicje: z podziwianej wykładowczyni college’u i kobiety po raz pierwszy szczęśliwie zakochanej przeistoczyła się wbrew własnej woli w skandalistkę i nieomal kryminalistkę. Nie ma pracy, nie ma pieniędzy, nie ma przy sobie ukochanego mężczyzny, ma na głowie ciężko chorą siostrę i jej dzieci, a w oderwaniu się od przeszłości przeszkadzają jej telefony od adwokata…

Melanie, przyjaciółka Vicki, przez kilka lat znosiła udręki niepłodności: hormony, „sproszkowany róg nosorożca i seks w pozycji do góry nogami o północy przy pełni księżyca”[2], nieudane kolejne próby in vitro i upokarzające pytania tych, którym się udało powołać na świat dzieci bez żadnego wysiłku. Organizm odpowiedział na jej rozpaczliwe błagania o kilka tygodni za późno - kiedy jedyny mężczyzna jej życia, znużony nieustannymi rozmowami o „cyklu, owulacji, zapłodnieniu, implantacji, zarodkach”[3], utkwił po uszy w gorącym romansie z bezdzietną i wcale niepragnącą tego zmienić koleżanką z pracy. Tu, na wyspie, Melanie musi ochłonąć z emocji i zdecydować, co dalej: próba ratowania małżeństwa czy samotne macierzyństwo?

Josh, dwudziestodwuletni student literatury, zarabiający w rodzinnym miasteczku na dalszą edukację, nosi w sobie traumę samobójczej śmierci matki i wciąż nie może się wyplątać z nieudanego związku z niegdysiejszą szkolną pięknością i duszą towarzystwa, dziś niedorastającą do niego ani intelektualnie, ani emocjonalnie. Pojawienie się na wyspie trzech starszych, ale interesujących i atrakcyjnych kobiet pewnie nie zmieniłoby wiele w jego życiu, gdyby nie znaleziona na lotnisku teczka…

Dla każdego z tych czworga trzy letnie miesiące mają stanowić pewien punkt zwrotny, przynieść rozstrzygnięcie wątpliwości i odpowiedź na zadawane głośno albo tylko w myśli pytania. Czy autorka wybrała najbardziej odpowiedni wariant pokierowania losami bohaterów, można dyskutować; jeden czytelnik uzna zakończenie za zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, inny stwierdzi nie bez racji, że jednak ktoś z całej tej historii wyszedł przegrany. Ale, tak czy inaczej, dawka życiowej prawdy zawarta w historii trzech mieszkanek domku przy Shell Street i ich wakacyjnego towarzysza jest wcale niemała, a charakterystyka psychologiczna każdej postaci - wiarygodna i ciekawie przedstawiona.

Mój instynkt tropicielski, nakazujący zawsze i wszędzie szukać nieścisłości i efektów działania chochlika drukarskiego, tym razem odezwał się tylko dwa razy. Raz, gdy na samym początku „mniej więcej czteroletni”[4] malec wskakuje na plecy przyszywanej ciotki „z całym impetem trzydziestokilowego ciałka”[5] (30 kg to norma dla przeciętnie rozwiniętego chłopca… 9-letniego, tak więc czterolatek o tej wadze musiałby być dzieckiem monstrualnie otyłym - nawet jak na amerykański standard - a o tym nie ma żadnej wzmianki) - i drugi raz, kiedy podczas wizyty u ginekologa Melanie słyszy „bicie serca swojego dziecka”[6], po czym pada stwierdzenie: „płód liczył dwa tygodnie i miał rozmiary śliwki”[7] (dwutygodniowej ciąży nie da się wykryć badaniem USG, a tym bardziej wysłuchać bicia serca, które w tym okresie rozwoju nie jest jeszcze wykształcone; ale to chyba czysto mechaniczna omyłka autorki - „tygodnie” zamiast „miesiące”, bo spory kawałek wcześniej dowiadujemy się, że „ciąża trwała już siedem tygodni”[8]).

Ostatecznie lektura pozostawiła wrażenia całkiem pozytywne, i choć trudno ją nazwać jakimś literackim objawieniem, trzeba przyjąć, że jest po prostu dobrą powieścią psychologiczno-obyczajową, na tyle lekką, by można ją było wykorzystać w charakterze weekendowego czytadła, i na tyle poważną, by przy czytaniu prowokowała pytania: „jak ty, czytelniczko, zachowałabyś się na miejscu Vicki, Brendy, Melanie? Co ty, czytelniku, zrobiłbyś, znalazłszy się w sytuacji Josha? Dlaczego?”. I to wystarczy.



---
[1] Elin Hilderbrand, „Piasek w butach”, przeł. Maciejka Mazan, wyd. Świat Książki, Warszawa 2008, tekst z okładki.
[2] Tamże, s. 294.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 8.
[5] Tamże, s. 9.
[6] Tamże, s. 287
[7] Tamże.
[8] Tamże, s. 175.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2574
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: norge 28.07.2012 19:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Między kolejnymi porcjami... | dot59Opiekun BiblioNETki
Książkę z przyjemnością przeczytałam, a najbardziej podobał mi się w niej humor i dystans, z jakim autorka traktuje swoje bohaterki. Muszę przyznać, że nie raz i dwa chichotałam jak szalona. Tak, "Piasek w butach" zdecydowanie wprowadził mnie w dobry nastrój. Widzę, że ty dałaś 4. Ja zdecydowałam się nawet na więcej i oceniłam na 5, co zawsze czynię, jeśli jakieś czytadło szczególnie mi przypadnie do gustu.

Nie mam, jak ty Doroto, instynktu tropiciela błędów i przeważnie ich z zapale czytania nie zauważam. Tym razem było inaczej i oprócz tych wymienionych przez ciebie, dostrzegłam jeszcze jeden - też dotyczący tematów pediatrycznych :) Otóż już w scenach końcowych, kiedy to Melanie rodzi śliczną córeczkę, w siódmym dniu po narodzinach (sprawdziłam trzy razy) okazuje się że niemowlę PODWOIŁO SWOJĄ WAGĘ! A swoją drogą ciekawa jestem, czy to wina roztargnionej tłumaczki, czy też "sypnęła się" sama autorka. Choć w to ostatnie raczej wątpię, gdyż w dziedzinie dotyczącej wychowywania małych dzieci widać wyraźnie znajomość rzeczy...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 28.07.2012 22:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę z przyjemnością p... | norge
Ach, teraz właśnie zdałam sobie sprawę, że można się nieźle machnąć przy przeliczaniu z miar anglosaskich na nasze! Co prawda zrobiłam sobie specjalną tabelkę z równoważnikami tych wszystkich mil, funtów, stóp itd., i nie liczę na piechotę, tylko używam kalkulatora, ale i tak ostatnio źle przeliczyłam trzy z dwóch wartości w tłumaczonym tekście. Zdaje się, że uwzględniłam nie takie mile jak trzeba, a z odnoszeniem stóp sześciennych do metrów sześciennych też coś sknociłam ...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: