Dodany: 21.02.2014 13:20|Autor: carmaniola

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Bum!
Mo Yan (właśc. Guan Moye)

2 osoby polecają ten tekst.

Siódmego dnia siódmego miesiąca księżycowego


Co się dzieje, kiedy pisarz ma obsesję na punkcie jedzenia i kobiecych piersi wypełnionych mlekiem? Otóż powstają powieści takie jak „Obfite piersi, pełne biodra” albo „Bum!”. To oczywiście drobny żart, chociaż „Bum!” powiela schemat znany już z tej wcześniejszej pozycji – bohaterska, silna matka oraz słaby, niezaradny ojciec i syn. I oczywiście apoteoza jedzenia.

Nie bardzo rozumiem, skąd wziął się polski tytuł najnowszej książki Mo Yana. W posłowiu autora jest on tłumaczony jako „Czterdzieści jeden wystrzałów” i to ma sens, oddaje treść i wyjaśnia jednocześnie, dlaczego zamiast „rozdziałów” są „wystrzały”. I tych wystrzałów (rozdziałów) jest właśnie czterdzieści jeden. Ot, zagwozdka!

Nie, nie zdradzę, skąd taka liczba. Zacytuję natomiast początek powieści, który w przewrotny dość sposób sygnalizuje czytelnikowi, z czym może się spotkać i że powinien mieć się na baczności, dając się porwać nurtowi opowieści.

„Wielki mnichu, w naszych stronach dzieci, które lubią się przechwalać i opowiadać bajki nazywamy »działkami« – to jednak, co tu opowiem, stanowi od początku do końca najczystszą prawdę”*.

Siódmego dnia siódmego miesiąca księżycowego w starej Świątyni Pięciu Bóstw pewien dwudziestoletni młodzieniec imieniem Luo Xiaotong zaczyna opowiadać staremu mnichowi historię swojego życia. Jednocześnie relacjonuje wydarzenia rozgrywające się w czasie bieżącym i wokół sakralnego przybytku. W jego opowieści splatają się więc przeszłość i teraźniejszość, świat rzeczywisty i surrealistyczne wizje. Bowiem o ile wspomnienia chłopca utrzymują się, przynajmniej do czasu, w realiach świata, który możemy uznać za rzeczywisty, o tyle sceny przypisane teraźniejszości to już czyste szaleństwo, rozpasany karnawał wyobraźni. Ale im dalej posuwa się relacja, im szybszego nabiera tempa, tym bardziej zaciera się granica pomiędzy tym, co realne a tym, co wyobrażone. Opowieść wymyka się spod kontroli i zaczyna żyć swoim własnym życiem.

W posłowiu autor odnosi się do „Blaszanego bębenka” Güntera Grassa. Luo Xiaotong, tak jak Oskar, odmawia wejścia w dorosłe życie i niepowstrzymanym potokiem słów stara się zatrzymać swoje dzieciństwo. Przy czym postać wykreowana przez Mo Yana to jakby odwrotność bohatera „Blaszanego bębenka” – jest dojrzała fizycznie, natomiast jej rozwój psychiczny, lub może raczej emocjonalny, zatrzymał się na wieku dziesięciu lat.

Nie jestem pewna, czy młodzieńcem powoduje rzeczywiście strach przed dorosłością – z jego opowieści wynika, że nigdy nie zaznał prawdziwego dzieciństwa, a nawet starał się przed nim umknąć. Albo ono umykało przed nim… Myślę, że boi się on raczej samotności, braku celu w życiu. Bo chociaż twierdzi, że opowiada, gdyż pragnie zostać mnichem, to jednak ten wybór wydaje się przypadkowy lub wynika z faktu, że zasadniczo pozwoliłby mu utrzymać dotychczasowe status quo.

Nowa powieść Mo Yana płynie jak rwąca rzeka, ale wydaje się nieco łatwiejsza w odbiorze niż jego wcześniej wydane w Polsce utwory, ponieważ pewnemu rozgraniczeniu, przynajmniej na początku – podkreślam ponownie – podlega to, co realne i to, co fantastyczne; realizm króluje w historii życia chłopca, absurd i groteska dominują w wizjach teraźniejszości. Całość jest dodatkowo rozdzielona graficznie – wydarzenia teraźniejsze są zapisane italikiem. Może dzięki temu noblista – nawet jeśli mu na tym nie zależy („Ona [powieść] właśnie ma być taka długa, taka gęsta, taka trudna, a jak ktoś nie chce czytać, to niech nie czyta. I choć miałby mi pozostać tylko jeden jedyny czytelnik, i tak będę pisać właśnie w ten sposób**)” – zyska szersze grono czytelników. Jednego wiernego wielbiciela ma na pewno – mnie.


---
* Mo Yan, „Bum”, przeł. Agnieszka Walulik, wyd. WAB, 2013, s. 15.
** Tamże, s. 15.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3087
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: adas 22.02.2014 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Co się dzieje, kiedy pisa... | carmaniola
Przepraszam bardzo, ale po pierwszym akapicie postanowiłem nie czytać dalej. Bo tego Mo Yana przeczytam, ale nie teraz, na pewno nie dziś. Dziś, pewnie już za chwilę, powinienem zacząć "Klan czerwonego sorga", więc mi pewnie by starczyło Mo Yana na jakieś pół roku, ale nie wiem czy dziś zacznę. Boję się, tak bardzo się boję. No dobra, pajacuję trochę, ale boję się trochę też! To może być dziwna podróż.

Do diaska. Zajrzałem do drugiego akapitu. Jest to książka tłumaczona z chińskiego? Nie aby z angielskiego? Słaby znam lengwidż, ale "Pow!" to może byłaby ta sama książka?
Użytkownik: carmaniola 22.02.2014 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam bardzo, ale p... | adas
Szczegółów nie zdradzam, ale ja też wolę czytać recenzje po lekturze. :) Nie mam pojęcia z jakiego języka była tłumaczona w Polsce ta powieść. Obawiam się, że możesz mieć rację i to może być tłumaczenie z angielskiego. Jak wspominam wyżej, brak w tym sensu i konsekwencji, bo w posłowiu nie ma żadnych "bumów", tylko owe, logiczne (bo nawiązujące do treści), "czterdzieści jeden wystrzałów".

PS. Czytaj, czytaj "Klan czerwonego sorga", ja na niego już zaczynam polować, bo to jest ta powieść, która wzbudziła moją największą ciekawość. I dodam jeszcze, że po "Bum!" nie mam Mo Yana dość na dłużej - mogę sięgać natychmiast. :)

Edit: Znalazłam w Sieci zapisany po chińsku tytuł (w książce też jest, ale jak przerysować to na ekran?!) i!!! Uwaga!!! Wygląda to tak:

四十一炮 Forty-one gun Czterdzieści jeden (gun battle to palba) wystrzałów. W każdym razie na pewno nie "Bum!". :)

Użytkownik: adas 27.02.2014 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Szczegółów nie zdradzam, ... | carmaniola
"klan" połknąłem w dwa dni. I kilka wniosków mam. Na ile Mo Yan pisze cały czas tę samą książkę? Bo to tak jakby "Obfite", tylko trochę uboższe, mniej wariackie. Książka i tak liczy 500 stron, jest rzecz jasna straszno, okrutnie i jeszcze raz straszno, opisów umierania nie powstydziłyby się najbardziej radykalne zespoły deathmetalowe (teraz to panowie około 50-tki), ale mniej tu gier literackich, mniej bezwzględnej ironii. Momentami robi się wręcz nudno (nie, to nie jest dobre słowo, nie gdy mowa przede wszystkim o śmierci), no może nie nudno - męcząco?, ale są takie akapity, że dech zapiera. I znowu, przynajmniej 20 stron to absolutne literackie wyżyny, coś czego nigdy nie czytałem.

Może dlatego, że to debiut? Książka wydana jeszcze w latach 80.? Swoją drogą, ciekawe czy dokładnie w takiej formie? Bo znowu np. Armia Czerwona wcale nie jest taka bohaterska. Niesamowita plastyczność... sorga w opisach. To się czuje. Facet jest wybitnym pisarzem, a ja zaczynam dochodzić do wniosku, że nobel to nie taka głupia nagroda;) (nawet Alice Munro zaczynam rozumieć...)
Użytkownik: carmaniola 27.02.2014 19:01 napisał(a):
Odpowiedź na: "klan" połknąłem w dwa dn... | adas
To ja się już cieszę na lekturę, bo lada chwila dostanę w łapki. Z tego, co czytałam, to "Klan..." zdobył popularność dopiero po zrealizowaniu filmu na jego podstawie. Może właśnie dlatego, że Mo Yan nie próbuje ułatwiać swoim czytelnikom życia i nie każdy jest gotów zmierzyć się z jego pisarstwem i/albo szaloną wyobraźnią. Tego mu nie brakuje. Literackich zdolności również. W każdym razie ten nobel, wg mnie, wyjątkowo trafny, chociaż podobno w związku z jego przyznaniem buntował się Xingjian Gao. Ja się nie buntuję, Mo Yan zarzeka się, że szczyci się tym, że w jego twórczości nie ma żadnej ideologii. Za to jest to pisarstwo z najwyższej półki.

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: