Dodany: 04.07.2014 18:44|Autor: Frider

Zemsta Szekspira


Bycie uczniem to nie jest bułka z masłem. To ciężki kawałek czerstwego chleba, na który trzeba sobie nieuczciwie zapracować. Oczywiście nie sama szkoła stanowi problem, o nie. Chodzenie do szkoły może przynosić sporo satysfakcji - na przerwach kwitnie handel, prowadzone są ważne (choć może mało naukowe) dyskusje, rozwija się życie towarzyskie. Problemem jest zbędna konieczność nauki oraz Ciało... gogiczne. Czyli grono profesorskie, z ludźmi związane głównie nazwą. Groźny ów twór, wielogłowy i wieloręki, sprawuje okrutny nadzór nad ciemiężoną młodzieżą, rozpaczliwie i uparcie próbującą się spod jego jarzma uwolnić.

„Na terenie szkoły zwalczają się dwie tendencje, czyli dążenia. Tendencja gogów i tendencja uczniów. Gogowie mają swoje pojęcie doskonałości, lecz my mamy swoje pojęcie doskonałości. Jest zrozumiałe, że gogowie w imię swych szlachetnych celów mają skłonność do śrubowania poziomu, zabierania nam czasu i nakładania na nas coraz większych ciężarów. Gdybyśmy nie przeciwstawiali się gogom, przekarmiliby nas tłustymi pulpetami wiadomości, doprowadzili do utraty kondycji fizycznej i ogólnego charłactwa, co w konsekwencji obróciłoby się przeciw samym nieumiarkowanym i zachłannym gogom. Na szczęście od wieków dzielna młodzież przeciwstawia nieumiarkowanym gogom swoją własną tendencję, kładziemy im zbawienne tamy i przeszkody. Są to zdrowe zabiegi dietetyczne i higieniczne”[1].

Dzielna młodzież, hmm... Ciało ma inne o niej zdanie, wyprane ze złudnych nadziei, znacznie gorsze niż ona sama o sobie. Otóż młodzież to według gogów „gibbony w ludzkim ciele”[2], wydające z siebie „dźwięki nieartykułowane, a szczególnie krzyk pospolity”[3].

Ciało ma jednak jedną cechę ewidentnie ludzką - przysłowiową piętę. Na szczęście dla młodzieży, bo jak wiemy, pięta oznacza słabostkę, miejsce delikatne i podatne „na cios”:

„- Zgadzacie się, że psorowie są  t e ż  ludźmi?
Spojrzeliśmy na niego niespokojnie.
- Chyba tak - odparliśmy raczej bez większego przekonania.
(…) jeśli psorowie są ludźmi takimi jak wszyscy, to każdy z nich ma piętę”[4].

Grzech nie wykorzystać słabego miejsca swojego przeciwnika. Grupa uczniów w pocie czoła stara się o poznanie pięty jednego z gogów. Wiedza ta umożliwi im zastosowanie Sposobu na niego, Wielkiego Bluffu zapewniającego bezstresowe uczestnictwo w lekcjach, wolne od zagrożenia lufami. Jak można się domyślić, po Sposób nie sięgają prymusi, uczniowie pilni i ulubieńcy Ciała. O nie, potrzebujący Sposobu to raczej ci przedstawiciele społeczności uczniowskiej, którzy w szkole nie szukają wiedzy ani ogłady. Oni nie zastanawiają się, jak sprawić, żeby nauka była łatwiejsza, zadają sobie raczej fundamentalne pytanie: „czy nie ma takiego sposobu, żeby się w ogóle nie uczyć?”[5]. Nie można im się jednak dziwić, gdyż ich „czół (…) nie zdobiły cnoty”[6], a zresztą „pielęgnowanie cnót w szkole jest rzeczą trudną, często wręcz niemożliwą”[7]. Czoło bez wyrytych na nim cnót działa drażniąco na Ciało; jak mawia jeden z bohaterów powieści: „mam (...) taką niefortunną twarz, że ilekroć myślę intensywnie, wyglądam na skończonego imbecyla, a to prowokuje gogów”[8].

Co gorsza, konieczność użycia Sposobu nie zostaje wymuszona bezpośrednio przez działania gogów, rozpaczliwy ten krok jest efektem ultimatum postawionego przez kolegów ze starszego rocznika, zaniepokojonych wyraźnym i niepospolitym rozdrażnieniem Ciała. Ultimatum brzmi jasno: „wyznaczono wam miesięczny termin dla uspokojenia wzburzonego Ciała (…) jeśli wam się nie uda, marny wasz los. Będziemy musieli przejechać się po kolegach”[9].

Naświetlę nieco genezę i zasadę działania Sposobu. Jak już wspomniałem, jest on systemem działań umożliwiającym prześlizgiwanie się przez gęste oka gogicznych sieci, zarzucanych na ławice swobodnie dryfującej młodzieży. Istnieje odpowiedni Sposób na każdego z gogów, wypracowany kosztem sił psychicznych i fizycznych (a czasami także dodatkowych lat spędzonych w tej samej klasie) przez całe pokolenia znakomitych absolwentów uczelni. Sposoby opierają się na głębokiej znajomości wszelkich zakresów funkcjonowania, fizjologii, psychologii, wymiarów antropometrycznych, a nawet uwarunkowań meteorologicznych poszczególnych gogów i pozostają wspólnym dobrem uczniów. Jednak... aby dostąpić zaszczytu poznania zawierającej je przepastnej kartoteki, trzeba być uczniem jednej z ostatnich klas. Młodsi mogą Sposób co najwyżej kupić na czarnym rynku podczas szkolnych przerw. I tutaj zaczynają się schody. Większość Sposobów to drogi interes, gogowie najgroźniejsi, srożący się wśród młodzieży jak słoń na polanie stokrotek, wymagają wydatku przerastającego możliwości przeciętnej, dziurawej uczniowskiej kieszeni. Najtańsza jest metoda na goga od historii zwanego Alcybiadesem, który sam wymaga ochrony przed młodzieżą, jako zagrożony wyginięciem... Ale cóż robić, w obliczu zarówno działań gogów, jak i ultimatum starszych kolegów trzeba się zdecydować na kroki desperackie, które mogą prowadzić bądź w przepaść, bądź ku lepszej przyszłości. Innego wyjścia nie ma. Rozpoczyna się więc Wielki Bluff.

„Sposób nie był zupełnie bezpieczny (…) Wymagał stykania się z mułem wieków, wdychania zaduchu dziejów. To zrozumiałe, że pobrudzili się i nałykali stęchłego powietrza historii”[10].

Ciąg dalszy to przezabawny, ciepły opis budzenia się głodu wiedzy i rozkwitu młodego intelektu. Pochwała młodości, radości życia oraz przyjemności płynącej z przyswajania nowych wiadomości. Obrazek wyidealizowany, co nie oznacza, iż całkowicie nieprawdopodobny, sam pamiętam, że niektórych przedmiotów uczyłem się z większą przyjemnością tylko ze względu na osobę „sora” (tak się u mnie mówiło), potrafiącego z nauki zrobić przygodę. W tej powieści wolę jednak fazę „niesforną”, dotyczącą młodzieży zbuntowanej, opornej na zabiegi gogiczne i niechętnie poddającej się naukowej indoktrynacji. Ta część jest tak komiczna, że momentami wydaje się, iż Edmund Niziurski po sztubacku błaznuje. Ale... „być dobrym błaznem to też sztuka”[11] i w literaturze nie każdy to potrafi, a już na pewno nie w tak mistrzowskim stylu.


---
[1] Edmund Niziurski, „Sposób na Alcybiadesa”, wyd. Czytelnik, 1980, str. 20.
[2] Tamże, str. 39.
[3] Tamże, str. 93.
[4] Tamże, str. 25.
[5] Tamże, str. 126.
[6] Tamże, str. 6.
[7] Tamże, str. 118.
[8] Tamże, str. 186.
[9] Tamże, str. 22.
[10] Tamże, str. 157.
[11] Tamże, str. 119.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1490
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: