Dodany: 06.07.2014 17:41|Autor: sylkwiatek

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Korekty
Franzen Jonathan

3 osoby polecają ten tekst.

Rodzina do poprawki, czyli o "Korektach" Jonathana Franzena


W "Korektach" Franzen nawiązuje do tradycji panoramicznej sagi rodzinnej, robi to jednak na własnych zasadach, oferując autorski miks realizmu i groteski. Koncentruje się na losach dwóch pokoleń rodziny Lambertów. Najpierw poznajemy starzejących się rodziców – Alfreda, niegdyś patriarchalnego i chłodnego pana i władcy rodziny, dziś cierpiącego na chorobę Parkinsona i niedołężniejącego, oraz jego żonę Enid, kobietę z klasy średniej, żyjącą w cieniu męża, niespełnioną emocjonalnie i seksualnie, która wpada na pomysł zorganizowania ostatniej wspólnej Gwiazdki w rodzinnym domu w St. Jude - prowincjonalnym, konserwatywnym miasteczku na środkowym zachodzie USA. Później przyglądamy się życiu trojga dorosłych dzieci Alfreda i Enid, które już dawno uciekły w wielki świat, by popełniać swoje własne błędy i przeżywać więcej upadków niż wzlotów. Rodzina jakich wiele, niby nie patologicznie rozbita, a jednak taka, w której nikt tak naprawdę nie jest szczęśliwy. Czy da się wyjść poza te ramy, czy negując wartości hołubione przez starsze pokolenie można się od nich uwolnić, czy możliwe są jakieś korekty?

Każdy rozdział skupia się na jednym z członków rodziny. Oprócz Alfreda i Enid do głosu dochodzą: Gary – ich najstarszy syn z pozornie satysfakcjonującą karierą i pozornie idyllicznym życiem rodzinnym, na których pojawiają się niezapowiedziane rysy i pęknięcia; Chip – ex-wykładowca uniwersytecki, specjalista od "niepraktycznej” humanistyki (co zresztą sprawia, że jest mi on szczególnie bliski), próbujący swych sił jako scenarzysta i rzucony przez los w wir przewrotu polityczno-społecznego na Litwie; jedyna córka Alfreda i Enid - Denise - restauratorka robiąca szybką karierę, uwikłana w przedziwne relacje damsko-męskie, z trudem odkrywająca swoją tożsamość.

Zwykli ludzie i ich zawiedzione ambicje, niespełnione nadzieje, toksyczne związki, codzienność, o jakiej nigdy nie marzyli, smutek. Tragiczni bohaterowie naszych czasów, którym nie dane dokonać wielkich czynów, których decyzje nie mają wpływu na losy narodów, którzy nie walczą o nic doniosłego. Ludzie, jakich wielu – może właśnie dlatego tak psychologicznie przekonujący. Uderzyła mnie wnikliwość, z jaką Franzen przygląda się każdemu z nich z osobna, nikogo nie usprawiedliwiając i na nikogo nie zrzucając odpowiedzialności. Zmusza czytelnika do obejrzenia członków rodziny Lambertów pod lupą, chłodnej analizy ich zachowań, zrozumienia mechanizmów, które nimi rządzą. I gdzieś po drodze, czytając zapis kłótni małżonków, rozmowy z matką lub myśli, które trapią bohaterów w bezsenną noc, odnajdujemy w nich siebie i jeśli budzi się w nas współczucie, irytacja czy złość, to również w odniesieniu do nas samych.

Jednak nawet bardzo dokładny rys psychologiczny nie wypełniłby ponad sześciuset stron drobnym drukiem. Wokół perypetii tej niezbyt sympatycznej, choć prawdziwej do szpiku kości rodziny Franzen maluje więc szczegółowy obraz Ameryki początku XXI wieku. To Ameryka tuż przed głębokim kryzysem ekonomicznym, ogarnięta szałem pomnażania wirtualnych majątków, żyjąca na kredyt, zamieszkana przez ludzi fizycznie sytych, lecz emocjonalnie głodnych. Ameryka, w której tradycyjny przemysł oparty na wytwarzaniu realnych dóbr materialnych ustępuje wirtualnym inwestycjom, a stara firma kolejowa, zapewniająca niegdyś pracę całym populacjom niewielkich miasteczek upada, by jej miejsce na rynku mógł zająć koncern zajmujący się niepokojącymi biotechnologiami. To post-industrialne, post-nowoczesne społeczeństwo, w którym istotną kwestią jest wzór krawata, bo pytanie brzmi, czy dany krawat podkreśla nasz status społeczno materialny w sposób dyskretny, czy może stał się nadmiernie ostentacyjną oznaką luksusu. Kraina ludzi, których życie toczy się na zbyt wysokim poziomie abstrakcji, którzy tak bardzo chcą uniknąć błędów wychowawczych swoich rodziców, że bezustannie pracują nad swoimi związkami i komunikacją, czytają tony książek, by poprawić swoje umiejętności rodzicielskie, gdzieś po drodze zapominając, jak cieszyć się sobą nawzajem. Brzmi znajomo? Nie wątpię.

Mimo poważnych tematów, Franzenowi udaje się uniknąć ciężkości i nadęcia, bo w "Korektach" sporo jest groteski, zahaczającej momentami o farsę. Oto zmagający się ze starczą demencją Alfred prowadzi mentalny dialog z własnymi ekskrementami, nad którymi nie jest już w stanie panować. Obrzydliwe? Trochę, ale jednocześnie w jakiś sposób oswajające nasz strach przed starzeniem się i umieraniem. Oto obraz Litwy, tak stereotypowy, że brakuje już tylko białych niedźwiedzi na ulicach, co najprawdopodobniej w parodystyczny sposób ilustruje wyobrażenia i wiedzę przeciętnego Amerykanina o świecie. Oto lek na wszystko o wdzięcznej nazwie Aslan, bo kto nie chciałby czasem wyemigrować do Narnii...

Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, czytajcie "Korekty" właśnie teraz, na urlopie, gdy macie dużo czasu. Powieść wciąga na poziomie akcji, bo Franzen pomalutku podsuwa nam kawałki układanki, które lepiej pozwalają nam zrozumieć dynamikę rodziny Lambertów, i jednocześnie zmusza do myślenia, oferując wystarczająco dużo momentów komicznych, by nie przytłoczyć. Nie daje nam tanich wzruszeń, lecz wnikliwą obserwację. Naprawdę bardzo, bardzo dobra literatura.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1164
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: