Dodany: 24.05.2009 23:02|Autor: misiak297

PRL-owski Sherlock Holmes znowu w akcji


Bohaterami tego kryminału są synowie Rothschildów lat siedemdziesiątych. Mieli wszystko. Byli młodzi, piękni i niezwykle kasiaści. I może dlatego właśnie, że mieli wszystko (a posiadanie wszystkiego rodzi nudę) pozwolili sobie na ten okrutny zakład. W grę wchodził błękitny ford mustang. Wyrok wydano jednym ciosem myśliwskiego noża. Wykonano go czterema wystrzałami z broni zagranicznej. Ofiarą stał się - zupełnie przypadkowo - ekonomista w średnim wieku.

No i zaczyna się pościg za mordercą. Major Szczęsny (swoją drogą brzmi to tak groźnie, jak stwierdzenie rzucane codziennie w TVN-ie grobowym głosem: "Wyrok wyda sędzia Anna Maria Wesołowska") niebywale inteligentny (ha, i do tego przystojny) reprezentant nieocenionej milicji tropi mordercę z namiętnością ogara.

Czytelnik ma jednakowoż pewną przewagę nad genialnym majorem Szczęsnym - zna mordercę. Morderca jest młodym potomkiem dawniejszych zbrodniarzy, kolejną realizacją Raskolnikowa czy Lafcadia, a przy tym... budzącym współczucie chłopakiem, który nie wie, co to prawdziwa rodzina, prawdziwa miłość, co to skrupuły i sumienie...

Muszę przyznać, że intrydze kryminalnej nie sposób nic zarzucić. Jednak tak samo, jak w przypadku książek Lilian Jackson Braun po "Koty" sięgamy dla tytułowego bohatera, przy milicyjnych kryminałkach Anny Kłodzińskiej warto na inną rzecz zwrócić uwagę.

Niepowtarzalny, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju jest ten klimacik, bijący z kolejnych stron "Dzieci milionerów" - to trzeba czytać przez pryzmat czasów, w których powstało. Czegoś takiego nie znajdziemy we współczesnych powieściach kryminalnych - czy to polskich, czy to zagranicznych. To wybitny przykład na to, jak zmieniło się postrzeganie rzeczywistości - chyba coś takiego znajdziemy również w niektórych starszych powieściach Krystyny Siesickiej (choć te naturalnie nie są kryminałami)

Znany dziennikarz przedzierający się bocznymi drogami swoim fiatem126p, bohaterowie biorący nie prysznic, a tusz, boazeria jako szczyt dobrego smaku, telewizor marki Sony jako wyznacznik ekstrawagancji, fryzura "na jeża" jako ostatni krzyk mody, popalane przez robotników "sporty" i słone (dlaczego nie pieprzne?) kawały opowiadane przez lokalnych żartownisiów nad talerzem "doskonałej i smacznej" pieczeni z pieczarkami. Takich rarytasów nie znajdziemy nigdzie indziej! To również kopalnia ciekawostek dla miłośników języka! Tak powszechne dziś słowa, jak patyki czy piersiówka - ujęte w kreski cudzysłowu, powszechny znak zgody pisany Bóg jeden wie czemu "o'kay" oraz rozbudowanie definicji dreszczowca do "film typu thriller". A wszystko pod patronatem naszej nieocenionej (same ochy i achy) milicji.

Nie zabrakło również morału. Oto co jeden z robotników stwierdza w ostatnim zdaniu powieści:

"Jeszcze bardzo dużo jest do zrobienia. Takich [przestępców] nie sieją, sami wyrastają jak chwasty. I ciągle niszczą nasze pola"*.

No cóż, nasz polski Sherlock Holmes (może nie ma fajeczki i Watsona, ale za to jakie zjawiskowe czarne oczy!) nieraz jeszcze zakasze rękawy - a ja z przyjemnością przeczytam o jego sukcesach. I wy sięgnijcie po te tanie książeczki przykurzone gdzieś w koszykach dworcowych antykwariatów.



---
* Anna Kłodzińska, "Dzieci milionerów", Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1980, s. 240.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 981
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: