Dodany: 16.07.2014 21:51|Autor: ejotek

Wojenna miłość


O tym, że powieści Sarah Jio warto poznać, przekonałam się w kwietniu, kiedy to sięgnęłam (nareszcie!) po "Marcowe fiołki". Autorka genialne potrafi wciągnąć czytelnika w opisywaną historię i już od początku tak stopniować napięcie, by nie można było odłożyć książki przed ukończeniem lektury. Jednak żyć trzeba i czytam z reguły "na raty", co tylko podsyca moją chęć poznania ciągu dalszego. "Dom na plaży" doczekał się - dwa lata po premierze - powtórnego wydania, które niestety nie przekonuje mnie swoją okładką (Między Słowami, 2014). Jednak uwierzcie - w tym przypadku nie warto nawet w najmniejszym stopniu sugerować się szatą, liczy się zawartość!

Anne jest już dziewięćdziesięcioletnią babcią. Kiedy odwiedza ją wnuczka, Jennifer, wręcza jej list znaleziony w koszu na śmieci. Pewnie starsza pani wyrzuciła go przypadkowo wraz z ulotkami i reklamami. Stempel na kopercie wywołuje w Anne ogromne emocje - list pochodzi z Bora-Bora. Jej reakcja na treść ogromnie dziwi Jennifer, dzięki czemu dziewczyna ma okazję poznać młodość Anne. Pora już bowiem na opowieść o losach pani Calloway i nie będzie to bajka.

Młodość Anne to życie stabilne, z góry zaplanowane, choć nie do końca przekonujące dziewczynę do tego, że akurat taka droga da jej szczęście. Zamożna rodzina zatrudniająca służącą Maxine oraz narzeczony Gerard, bankier - to dwie solidne podstawy, na których opiera się jej życie. Dziewczynie nie brakuje nawet przyjaźni, ma bowiem serdeczną przyjaciółkę - Kitty. Czy jednak na pewno nic nie może zburzyć tej idylli? Czy wszystko prowadzi już tylko do ustalenia daty ślubu i życia według wymogów ówczesnego świata?

Podczas przyjęcia zaręczynowego Anne dowiaduje się od Kitty, iż podjęła ona decyzję o wyjeździe na tereny objęte działaniami wojennymi. Przyjaciółki wspólnie przeszły kurs pielęgniarski; po namyśle Anne postanawia towarzyszyć Kitty. Nie jest całkowicie pewna, iż miłość do Gerarda jest tą właściwą, zatem za najlepszy pomysł na rozwianie lub potwierdzenie swoich wątpliwości Anne uznaje rozłąkę. Domem przyjaciółek na najbliższy rok staje się wyspa Bora-Bora, gdzie niosą pomoc rannym żołnierzom. W przepięknej scenerii lazurowych wybrzeży i urokliwych krzewów hibiskusa rodzi się pełna gama uczuć - od miłości poprzez przyjaźń i sympatię do nienawiści. Pielęgniarki nawiązują przyjaźnie, które niejednokrotnie przetrwają wojenny czas, a na tak małym terenie jak baza wojskowa trudno uniknąć rodzącej się pomiędzy nimi a żołnierzami miłości.

Jak nietrudno zgadnąć, również Kitty i Anne dosięgają strzały Amora. Jednak podobnie jak w ojczyźnie, z uczucia Kitty wynika sporo problemów i ta ucieczka na uroczą wyspę jeszcze bardziej gmatwa jej życie. Muszę przyznać, że jej miłosne przygody śledziłam z ogromną ciekawością, ale chwilami nie czułam ani odrobiny sympatii czy zrozumienia. Kitty często była dla mnie "czarnym charakterem" tej powieści i przez wiele stronic nie potrafiłam jej wybaczyć.

Na Bora-Bora Anne poznaje ujmującego mężczyznę o niezwykłym magnetyzmie w spojrzeniu - Westry'ego Greena. Między młodymi od samego początku rodzi się niecodzienne uczucie - porozumienie, które sprawia, że już sama obecność tej drugiej osoby daje szczególne ciepło. Ich wyrywane brutalnej, wojennej rzeczywistości chwile we dwoje sprawiają, iż Anne ma w głowie i sercu coraz większy mętlik. Coraz rzadziej myśli o Gerardzie, wieści z domu nie są pomyślne, a i kłopoty Kitty nie ułatwiają codziennego życia. Anne i Westry pragną być razem już na zawsze, sądzą, iż są sobie przeznaczeni, a w chatce na plaży przeżywają ulotne, lecz romantyczne chwile.

Co stało się z ich uczuciem? Czy wojenna miłość miała szansę przetrwać? Czy Anne wróciła do Gerarda? Jak zakończyła się wojna między USA a Japonią, a jak historie miłosne? O tym już przeczytacie w książce.

Może i jest to historia banalna, ale możecie mi wierzyć - tylko z pozoru! Powieść jest nafaszerowana tajemnicami; nie chcąc psuć Wam doskonałej lektury, nie mogę wspomnieć tutaj o choćby jednej. Jak już miałam okazję się przekonać na podstawie dwóch powieści Sarah Jio, ma ona niesamowity dar pisania. Kto przeczytał genialne "Marcowe fiołki" i sądzi, że już nie może być równie dobrze, nie musi się tego obawiać - bo może. "Dom na plaży" jest świetnym dowodem na to, że pisarka ma głowę pełną pomysłów i nie posługuje się schematami, tylko szuka naprawdę ciekawych elementów fabuły. Powieść nie tylko daje czytelnikowi orientację w walkach USA z Japonią, ale również - a może przede wszystkim - wciąga go w rozważania dotyczące przyjaźni i miłości. Musimy dobrze się zastanowić, kiedy wybieramy bliskie sobie osoby, bowiem czasami wystarczy chwila zaślepienia, źle podjęte decyzje - i pozostaniemy nieszczęśliwi na resztę życia. Autorka idealnie opisała emocje, jakie towarzyszą ludziom w sytuacjach stresowych. Kto jest wtedy naszym oparciem? Czyich rad powinniśmy słuchać? Czasami bowiem sporo racji może być nawet w wypowiedzi niby zwyczajnej służącej...

"Dom na plaży" dopisuję bez wahania do listy książek, których przesłanie pozostało w moim sercu. Zapewne długo jeszcze będę pamiętać przyjaźń nie zawsze prawdziwą i szczerą, a także miłość uderzającą nagle, trzymającą w swoich sidłach długi czas, mocną, prawdziwą i wieczną. Powieść radzę czytać z zapasem chusteczek, jest naprawdę doskonałym przykładem literatury o właściwościach zdrowotnych - przeczyszcza kanaliki łzowe. Jeśli lubicie Sarah Jio albo dobrą kobiecą powieść, koniecznie sięgnijcie po tę książkę.


[Recenzja została wcześniej opublikowana na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 628
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: