Dodany: 18.07.2014 22:22|Autor: verdiana

Czytatnik: Artes Liberales

1 osoba poleca ten tekst.

Artes Liberales - nowa książka Krzysztofa Rutkowskiego wyjdzie jesienią


Według Steinera, w uproszczeniu, można sporządzić trzy scenariusze relacji pomiędzy nauczycielem (mistrzem) i uczniem.
Scenariusz pierwszy: nauczyciele niszczą swoich uczniów psychicznie i niekiedy fizycznie, znęcają się nad nimi rozmaicie w szkołach podstawowych, średnich i wyższych, o wojsku nawet nie wspominam. Najczęściej nauczyciele niszczą swoich uczniów nijakością, czyli mętnicą zniechęcającą na życie do myślenia drenującego wyobraźnię i ciekawość świata. „Domena duszy roi się od wampirów” – powiada Steiner.
Scenariusz drugi: Uczeń zdradza, niszczy, wydaje swego mistrza. Pomińmy zdradę judaszową, pomyślmy raczej o stosunku Heideggera do Husserla.
Scenariusz trzeci: wymiana, Eros, przyjaźń, wspólnota, wzajemne zaufanie, podwyższone ryzyko, wspólna podróż, wspólna droga, umiłowanie („uczeń umiłowany”, biesiada, uczta, pierwsze śniadanie i ostatnia wieczerza). W osmozie, we współczynieniu, mistrz uczy się od ucznia tego, czego naucza. Intensywność dialogu pobudza do przyjaźni w górnych znaczeniach tego słowa. W tym procesie świat świeci jaśniej, niekiedy zatrważająco świetliście. Pomyślmy o Alkibiadesie i Sokratesie, Heloizie i Abelardzie, Arendt i Heideggerze.


***
Giorgio Colli wywodzi się z rodu tych, którzy nie oddzielali twórczości od życia. W wydanej pośmiertnie Filozofii dystansu notował: „Muszę coś zrobić w sztuce. Poświęcić się pamięci. Żyć życiem żyjącym”. Colli nie ufał książkom: „Gdyby [filozof] mówił, zamiast pisać, nie byłby samotny. [...] Mamy książki i nie możemy nie posługiwać się tą namiastką. Nawet musimy się nimi posługiwać, żeby pozostało coś więcej, niż namiastka”. Zatem Colli pisał o mocy żywej mowy, wyzyskując pisanie jako instrument „drążenia życia wrzącego pod lawą przeszłości” . Ale Narodzin filozofii Colli nie napisał jako książki, ale przygotował je jako audycje radiowe wygłaszane „na żywo” we włoskim radiu w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym czwartym. W wersji przygotowanej rok później do druku brakuje przypisów, not i odsyłaczy. Opowieść o Narodzinach filozofii Colli zamienił w prze-powieść gęstą i jaśniejącą sensem. W prze-powieść jak rozbłysk, huk, trzask i wybuch. Przepowieść Collego powstawała równolegle z wielkim dziełem zaplanowanym na jedenaście tomów, z Mądrością Greków, którego urzeczywistnienie przerwała śmierć w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym dziewiątym.
Przepowiadam prze-powieść Collego po swojemu. Zanurzony w tym „zarzewiu ognia” od lat, musiałem ją w końcu (na koniec) przepowiedzieć.


***
Gorgiasz napisał swoje dialektyczne wywody o nie-bycie jako twórca sztuki retorycznej i przyczynił się w ten sposób – jak twierdzi Colli – do powstania nowego gatunku literackiego zwanego filozofią.


***
W prehistorycznych grotach znajdują się malowidła, znaki, symbole, na przykład ślady dłoni odciśnięte w miękkiej (wtedy) tkance ściany lub obmalowane, obrysowane, tak zwane „dłonie negatywne”. Dłonie dorosłych i dzieci. Zwierzęta w pędzie, w rui, myśliwy z głową ptaka upadający na wznak lub unoszący się w powietrzu, w erekcji. W tych grotach odbywały się jakieś obrzędy, w których bardzo ważną rolę odgrywały też głosy i echa głosów. Malowanie, pisanie, rysowanie, praśpiewy, pratańce tworzące jedną całość.
Niektórzy historycy sztuki upatrują w ściennych malowidłach w prehistorycznych grotach „arcydzieła” w sensie współczesnym, podziwiają sprawność techniczną wyrysowanych na ścianach zwierząt, kompozycję obrazów, ich rozmieszczenie. Z pewnością te rysunki i malowidła są arcydzielne, ale nie ich wartość „estetyczna” jest najważniejsza. Najważniejsze jest ich przeznaczenie pojmowane w całości. Czym były, czym stawały się prehistoryczne groty, do których zstępowali ludzie, by zwierzęta na ścianach ożywały w migotliwym blasku pochodni? Te groty są zapisane, są księgą czekającą na swego czytelnika, który wreszcie się znajdzie. Groty są księgami przepełnionymi sensem domagającym się lektury. Czekają cierpliwie, setki, tysiące lat nawet.
Podobnie czyhają książki przepełnione sensem. Nie wszystkie książki, lecz tylko ich część. Książek przepełnionych sensem jest ogromnie wiele, nie wiemy jak wiele, ponieważ niektóre (nie wiadomo ile) nadal cierpliwie czekają nieodkryte w bibliotekach i podobnie jak groty czekać mogą jeszcze długo, ale nadejdzie chwila, kiedy ktoś, kogo przyzywają od dawna, po nie sięgnie, albo temu komuś, kogo przyzywają od dawna, spadną prosto z półki w ręce lub na kark.
Jednak książki przepełnione sensem, choć z pewnością bardzo liczne, tworzą tylko niewielki, mikroskopijny ułamek książek napisanych i wystawianych do lektury. Niestety większość wystawianych do lektury książek jest z sensu wyzuta lub nikła zawartość sensu szybko z nich paruje.


***
George Steiner uprawia gatunek pograniczny: pisze eseje, które są też powieściami, które są też rozprawami filozoficznymi, które są też dialogami z samym sobą – słowem George Steiner należy do klubu pisarzy piszących przepowieści. Urodził się w Paryżu w roku tysiąc dziewięćset dwudziestym dziewiątym w żydowskiej rodzinie pochodzącej z Wiednia. W wieku niespełna sześciu lat nauczył się greki klasycznej, ponieważ ojciec go przekonał że najpiękniejszy fragment ukochanej Iliady nigdy nie został przełożony na niemiecki. George Steiner włada biegle w mowie i w piśmie kilkunastoma językami. Nazywa sam siebie nie pisarzem, ale Czytelnikiem. Bez wątpienia jest jednym z największych Czytelników dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku. Steiner nie lubi, by nazywać go intelektualistą lub profesorem uniwersytetu. „Mistrz lektury” – oto jego duchowa wizytówka, która znaczy, że uważa się za człowieka potrafiącego wskazać innym, jak czytać.


***
Na świat przychodzą dzieci, które są dziećmi właśnie, a nie dorosłymi ludźmi. Status dzieci jest szczególny. Dziecko przypomina upiora, ponieważ jest bytem chwiejnym. Tak jak dzięki odgrywanym obrzędom oraz obrzędowej grze, larwa, upiór daje się zamienić w przodka, tak dzięki ceremoniałom, grom i zabawom organizowanym przez dorosłych i zwanym wychowaniem, bycie dziecka krzepnie. Dziecko staje się dorosłym, a przynajmniej taki jest cel przeciągłych obrzędowych i ludycznych zabiegów wychowawczych, które coraz częściej okazują się daremne. Jeśli larwa (upiór) jest czymś w rodzaju umarłego-jeszcze-żyjącego, to dziecko jest larwą dorosłego, czymś w rodzaju żyjącego-jeszcze-nie-do-końca-ożywionego lub bytem-zaledwie-półżywym.


***
Pamflecista grzmiał, że chrześcijanie cześć oddają grobom, w trupy są wpatrzeni i gadają, że te trupy zmartwychwstaną. Egipt, ziemia święta, świątyń pełna i sanktuariów, w których żyje żywe życie po kres życia w komnatach, korytarzach, piramidach, obeliskach, schowkach i pasażach, które wszak nie mogiłami są, lecz niewyschniętymi studiami boskiej energii poruszającej słońce, gwiazdy wszelkie, ludzkie serca i żywiącej niezniszczalne dusze.
Egipt, ziemia święta, wypełniła się za sprawą czarnych mnichów mogiłami i trupami. Chrześcijanie wszystko zapełniają grobami, mogiłkami i martyrię otaczają kultem. To wstrętne i groźne: zwłoki, resztki ludzkie, poniewierają się po polach, ulicach i placach w pyle, a choćby pogrzebane, zakopane lub zebrane w kupę w lochach, ściągają nieszczęście i kalają ziemię, niebo, wodę i powietrze, boskiej energii dobroczynnej stawiają tamę. Skąd u chrześcijan kult prochu, skoro ich Nauczyciel był Synem Światła i mówił o nieskończonym żywym życiu? Chrześcijanie wyrzucają z grobowców kości, do kości się modlą zabobonnie, czarnej magii się oddają, w trans wpadają męczenniczy, w majaki z matactw poczęte.
Paszkwilant wyzywał chrześcijan od najgorszych barbarzyńców, opłakiwał zamykanie świątyń, skarżył się na burzenie przez nich świętych przybytków, na rabunki i gwałty, których dopuszcza się brudna chrześcijańska gawiedź podburzana przez mnichów, a „ci ludzie w czarne odziani szaty żarłoczniejsi są od słoni i mnogością wypijanych kubków wprawiają w osłupienie tych, którzy usługują im przy pijatyce wśród śpiewów. Chrystianizm to więcej niż błąd, to zgroza i niebezpieczeństwo śmiertelne ściągane na cesarstwo pogardą żywioną dla bogów.


***
Kilkakrotnie i w kilku wariantach Benjamin powtarzał, że cytaty są jak rozbójnicy, którzy ograbiają na drodze historyka/ pisarza/ flâneura z jego przekonań. Benjamin w końcowych partiach eseju o Krausie przypisał cytatom moc niszczącą i oczyszczającą. Nie wolno zapominać, że Paryskie pasaże miały się składać wyłącznie z cytatów, ponieważ Benjamin twierdził, że on sam nie ma niczego do powiedzenia. On tylko dopuszcza do głosu. Udały montaż cytatów dopuszcza do głosu tych, których nigdy do głosu nie dopuszczono, wyzwala głosy przemilczane i głosy milczące, pomijane, pominięte, pomordowane, domagające się istnienia. Dzięki montażowi cytatów można poskromić demony, stworki intelektu (esprit) i zmarnowanego nasienia, a historia ulega transfiguracji, ujawnia „stan stworzenia taki, jaki był na początku”.


***
Agamben: „Mosze Idel, który po śmierci Scholema stał się jednym z najlepszych znawców kabały, zwrócił moją uwagę, że chociaż powyższy wniosek stał się nieunikniony z logicznego punktu widzenia, to kabaliści nigdy nie zdecydowaliby się na wyrażenie go w sposób tak dobitny, gdyby nie pamiętali o wnioskowaniu symetrycznym, wedle którego pierwotna Tora zawierała wszelkie możliwe sensy. Ale, by użyć terminologii z pewnością kabalistom znanej, owe sensy istniały w Torze wyłącznie potencjalnie, aktualnie zaś Tora przypominała tabliczkę do pisania, o której Arystoteles powiadał, że nic jeszcze na niej zapisane nie zostało. Logika powiada o «propozycjach znaczących»: Tora pierwotna jako kupa nieuporządkowanych liter bez znaczenia, nie mogła niczego znaczyć i wydaje mi się, że wiele sprzeczności oraz aporii mesjanizmu znajduje swoje źródła i rozwiązania w tej zaskakującej tezie, że pierwotną formą Prawa nie jest propozycja znacząca, ale – by tak rzec – przykazanie, które niczego nie wymaga. Jeśli to prawda, to zasadniczy problem mesjanizmu trzeba sformułować tak: jaki Mesjasz może odnowić prawo, które nie ma sensu?”


***
Agamben: „Chciałbym sformułować hipotezę, że formuła «obowiązuje, ale nie znaczy» definiuje nie tylko Torę w stanie emanacji, ale również i przede wszystkim nasze współczesne położenie wobec Prawa, charakteryzuje stan wyjątkowy, w którym wypadło nam żyć. Być może żadna inna definicja nie wyraża lepiej miejsca Prawa w dzisiejszych czasach i w czasie przyszłym” .
Czymże jest „stan wyjątkowy”, jeśli nie Prawem, które obowiązuje, ale nic nie znaczy? Diagnoza Benjamina sprzed ponad sześćdziesięciu lat nie straciła na ważności. Żyjemy w nieustającym „stanie wyjątkowym”, który obowiązuje nie tylko w Europie, nie tylko na Bliskim i Środkowym Wschodzie, ale też w odległych krainach Azji i Afryki. Całe nasze życie, życie całej planety, znajduje się w „stanie wyjątkowym”. Prawo, religie, systemy władzy, klimat i przyroda znajdują się w „stanie wyjątkowym”. Czy jakakolwiek dziedzina życia nie podlega współcześnie „stanowi wyjątkowemu”? Stan wyjątkowy można postrzegać jako paradoks czasu mesjańskiego. Paradoks odciskający na wszystkich stronach egzystencji swoje piętno. Czas, w którym wypadło nam żyć, jest odmianą zdegradowanego, zatrzymanego, sparaliżowanego, zamrożonego, zwarzonego czasu mesjańskiego, w którym obowiązuje prawo nicości Praw, czyli obowiązuje powszechny „stan wyjątkowy” wprowadzający nasze tu-bycie w stan beznadziejnego drżenia ze strachu.



***
Nie sposób zrozumieć, na czym polega odmienność i wyjątkowość Benjaminowego dzieła zbudowanego w formie przemyślnie, konsekwentnie i subtelnie wzniesionej ruiny, jeśli podchodzi się doń z zamiarem przeczytania księgi „od deski do deski” lub przynajmniej z zamiarem jej przekartkowania w taki sposób, w jaki zwykło się postępować z innymi książkami.
Księga pasaży jest tworem odmieńca i wymaga lektury odmiennej: ta książka otwiera się czytelnikowi sama w miejscu, w którym ona zechce, i zmusza oko czytelnika-flâneura, by pochwycił ten właśnie, a nie inny fragment, strzęp lub głos. Księga pasaży włóczęgonapisana wymaga czytelnika włóczykija. Czytelnika – zbójcy. Czytelnika – napastnika. Każde inne podejście, podchodzenie, podchody do tej książki skończyć się muszą porażką i gorszym od porażki rozczarowanym znużeniem (sporo zależy od jakości przekładu, ale to nie jest sprawa najważniejsza).



***
Flâneur wymykał się definicjom, od kiedy tylko pojawił się na paryskiej scenie teatru życia codziennego. W roku tysiąc osiemset czterdziestym pierwszym Louis Huart próbował uchwycić tę dziwną postać przez negację, to znaczy powiedzieć, kim flâneur z pewnością nie jest. Zatem flâneur nie jest ani garbusem, ani kulawcem, ani tłuściochem. Nie jest ponadto ani bogaczem, ani bankierem, ani rentierem, ani niedzielnym spacerowiczem po wzgórzu Montmartre. Flâneur przypomina nieco gapia, trochę obiboka, odrobinę włóczęgę oraz okazać się może kuzynkiem szmaciarza .
Flâneur wiele wspólnego miewa z poetą, z artystą, z filozofem, ale też z leniuchem, z nierobem, z wyrzutkiem społecznym, który lekce sobie waży reguły oraz zasady w społeczeństwie, w którym praca, pilność, zapobiegliwość, zysk, sukces i bogactwo liczą się nade wszystko. Flâneur jest zatem osobnikiem nie tylko nie całkiem normalnym, ale też trochę szkodliwym i potencjalnie niebezpiecznym.
Flâneur krąży po Paryżu, czyta miasto: dosłownie, wszak na ścianach, na słupach, na drzwiach i w oknach wiszą tysiące ogłoszeń i reklam, oraz czyta ukryte znaki miasta: to, co jeszcze nie zostało napisane. Flâneur jest kimś, ale kimś nieuchwytnym. Kimś wieloznacznym.
Od lat czterdziestych dziewiętnastego wieku egzystencja flâneura okazywała się egzystencją zjawiskową: ten tajemniczy nieznajomy zaczął odgrywać rolę zjawy i upiora, fizjonomisty obdarzonego nadzwyczajną ostrością i przenikliwością spojrzenia, inspektorem najtajniejszej policji lub posłannikiem piekieł, trochę demonem, trochę aniołem, poetą i potępieńcem.
Flâneur stał się osobnikiem „doskonale panoramicznym” . Walter Benjamin chłonął „prozę panoramiczną” w paryskiej Bibliotece Narodowej, sporządzał tysiące fiszek i postać flâneura przekształcił w alegorię .



***
„Ludwig Binswanger do Zygmunta Freuda, [8] listopada 1921 roku:
Drogi Profesorze,
[...] Prof. V. [Warburg] przejawiał już w dzieciństwie oznaki trwogi i obsesji. Jako studenta dręczyły go idee prawdziwie deliryczne i nigdy nie przezwyciężył lęków i rytuałów obsesyjnych, i tak dalej, co znacznie utrudniało jego działalność literacką.
Na tej podstawie, w roku 1918, ujawniła się groźna psychoza, spowodowana prawdopodobnie wejściem w okres poprzedzający starość, i dotychczasowa neuroza wyraziła się w postaci psychotycznej. Temu stanowi towarzyszyła intensywna ekscytacja psychomotoryczna, która do tej pory nie osłabła, chociaż podlega silnym wahaniom.
Przebywa on tutaj na oddziale zamkniętym, ale po południu często uspakaja się wystarczająco, by przyjmować wizyty, przychodzić do nas na herbatę, odbywać wycieczki i tak dalej. Nadal targają nim lęki i podejmuje działania obronne na granicy delirium do tego stopnia, że chociaż jego funkcjonowanie z punktu widzenia logiki formalnej pozostaje bez zarzutu, nie ma w nim zupełnie miejsca na aktywność w dziedzinie naukowej. Interesuje się wszystkim, ocenia z wielką przenikliwością rzeczy i ludzi, jego pamięć jest doskonała, ale udaje mu się skoncentrować na sprawach naukowych jedynie przez czas bardzo ograniczony.
Uważam, że jego ekscytacja psychomotoryczna osłabnie, ale nie wierzę w wydostanie się quo ante z jego ostrej psychozy, ani nie wierzę w podjęcie przezeń aktywności naukowej.
Proszę Pana, co oczywiste, o korzystanie z tych informacji w taki sposób, bym pozostawał kryty. Czy czytał Pan jego Lutra ?Wróżbiarstwo pogańskie i antyczne w pismach i w obrazach epoki Lutra (1920)?? Ogromny to smutek widzieć, że nie będzie mógł już niczego czerpać ani ze skarbnicy swojej wiedzy, ani ze swej ogromnej biblioteki” .
Aby Warburg, Le rituel du Serpent


***
Fritz Saxl w Historii Biblioteki Aby’ego Warburga pisał, że była ona miejscem nadzwyczajnie dziwnym. Warburg nieustannie zmieniał układ książek i wszelkich dokumentów, tworzył z nich tajemnicze konstrukcje, budował i przebudowywał. Biblioteka nieustannie się stawała i była czymś więcej niż książnicą .
Warburg przemienił swą Bibliotekę w komnatę misteriów, erudycję – w wiedzę tajemną, poznanie – w performans. Profesor przemienił się w Performera. Ernst Cassirer opisał w mowie pogrzebowej Bibliotekę jako przestrzeń tajemnicy nasyconej obecnością demiurga: „Ten niekończący się ciąg książek przenikał, jak mi się zdawało, oddech trzymającego się na uboczu maga, działającego na mocy jakiegoś nadprzyrodzonego prawa. Im bardziej zagłębiałem się w Bibliotekę, tym bardziej pierwsze wrażenie umacniało się we mnie i utwierdzało. Z układu książek wyłaniała się w sposób coraz klarowniejszy seria obrazów, określonych motywów oraz oryginalnych idei i spoza tej złożoności wyłaniała się w końcu wyraziście postać człowieka, który zbudował tę Bibliotekę, osobowość badacza, którego wpływ okaże się przemożny” .



***
Aby Warburg pisał w liście z roku tysiąc dziewięćset dwudziestego piątego do brata Maxa w dniu, w którym przenosił Bibliotekę do budynku pod numerem sto szesnastym przy Heilwigstrasse: „Nowość mojej metody polega na tym, że w celu zdania sprawy z psychologii twórczości artystycznej zbieram dokumenty pochodzące zarówno z dziedziny mowy, jak i domeny sztuk plastycznych oraz ze świata dramatu religijnego. Żeby cel osiągnąć, ja oraz moi współpracownicy musimy mieć przed oczyma te dokumenty: książki i obrazy porozkładane na wielkich stołach w taki sposób, żebyśmy mogli je porównywać; wszystkie te książki i obrazy powinny pozostawać w zasięgu ręki bezzwłocznie i bez trudności. Dlatego potrzebuję prawdziwej areny ze stołów, żeby mieć pod ręką potrzebne książki i materiał ikonograficzny ?…?. Budując owalny mur z książek, taki jak widać na dołączonym planie, uzyskujemy dwie rzeczy: po pierwsze, że z areny uzyskujemy łatwiejszy i bliższy dostęp do książek; po drugie, ponad eliptycznym murem książek, można zainstalować krzesła dla publiczności, z których mogłaby ona wszystko widzieć i wszystko słyszeć” .


***
Sposób ułożenia książek w sterty, w kolumny, w wieże był dla Warburga ogromnie ważny. Obok książek, w odpowiedniej odległości, w precyzyjnej odległości w tajemniczym, ale jedynie możliwym porządku, Warburg układał drobne przedmioty jak fetysze oraz „materiały biurowe w ogromnej ilości: spinacze, pineski, wagi do papieru, samoprzylepne rolki, lak do pieczętowania, do czego wypada dorzucić kilka ulubionych szczegółów, takich jak papier pocięty na drobne pasemka służący za zakładki ?…?. Warburg wpadał w straszliwy gniew, jeśli którykolwiek z tych przedmiotów został przesunięty choćby odrobinę, jakby ktoś zgwałcił budowany przez Warburga Kosmos, a wszystkie konstelacje pogrążały się w chaosie” .


***
Rozłam oddzielający w naszej kulturze poezję od filozofii, sztukę od nauki, słowo „śpiewane” od słowa „recytowanego”, jest tylko jednym z przejawów schizofrenii cywilizacji zachodniej, którą Warburg rozpoznał w biegunach ekstatycznej nimfy i melancholijnego boga rzecznego. Będziemy prawdziwie wierni przesłaniu Warburga, jeśli nauczymy się dostrzegać w roztańczonym geście nimfy zamyślone spojrzenie boga oraz pojmiemy w końcu, że słowo śpiewane – recytuje, a recytując – śpiewa. Nauka, która potrafi przyjąć i zrozumieć całość ludzkich gestów, zasłuży na greckie imię Mnemosyne.
Tę naukę bez imienia nazywam Artes Liberales.



***
„Powinienem być muzykiem” – dodał Pascal Quinard. Jordi Savall poprosił go, by objął dyrekcję Concert de nations, znakomitej instytucji, dzięki której do Francji mogli przybywać najwybitniejsi artyści z całej Europy, dzięki której odnajdywano zapomniane barokowe partytury. To był pomysł François Mitterranda, miłośnika muzyki barokowej. To dzięki niemu odbywał się w Wersalu, w ramach Koncertu Narodów, międzynarodowy festiwal sztuki baroku. „Kiedy postanowiłem odejść z wydawnictwa, postanowiłem też zrezygnować ze wszystkich innych funkcji”. Od tego czasu Pascal Quignard stał się Wielkim Samotnikiem. Odsunął się od świata i światowości, by tylko „czytać i pisać”.
Wybrać niewygodę, niezależność, dyskrecję, samotność. Z dala od. Czytać i pisać. Nie być w roli. Nie być w pozie. „Można odmawiać, a ja odmawiam wiele – powiedział Pascal Quignard w rozdziale „Anachoreza” w książce Samotnik. Wystarczy być nieosiągalnym.
Quignard nie ma telefonu komórkowego, nie ma mejla, nawet faksu. Telefony i mejle stały się środkami skutecznego nadzoru i śledzenia ludzi. Listy pisane są pewniejsze i przede wszystkim dyskretniejsze, o ile są roznoszone. Quignard pisze więc listy. Tam, gdzie mieszka, odkręca dzwonki przy drzwiach. Nikt nie dzwoni. Wielka przyjemność. „Nie zajmuję już żadnej pozycji społecznej, nie należę do żadnej grupy, do żadnej sekty, do żadnej religii, do żadnego klubu, nie muszę strzec żadnej pensji, której wypłacanie jest środkiem nacisku, a jej pobieranie podległością”.


***
Cytat z listu Quignarda:
Życie sekretne napisałem w szpitalnym łóżku, plując krwią, wyobraża Pan sobie, w jakim pośpiechu. Wyszedłem ze szpitala Świętego Antoniego u schyłku zimy 1996 roku. Powiedziałem sobie: życie moje będzie krótkie, będę pisał formy krótkie, rzeczy do objęcia panoramicznego, prze-powieści, pasaże, parabole olśnień, baśnie, małe traktaty sprzeczności, małe powieści paradoksalne jak Taras w Rzymie, małe suity medytacji barokowych jak Butes. Ale przeraziła mnie nagle panoramiczność, świadomość, że... zwieńczanie, panowanie nad..., rzemiosło. Poczułem, że nie znoszę sprawowania nad wszystkim kontroli. Nie chciałem już dłużej widzieć brzegu. Potrzebowałem wyrwania spod kontroli. Rozgryzałem tę trudność. Musiałem znaleźć rozwiązanie ostateczne. Powiedziałem sobie: muszę znaleźć formę, nad którą w żadnym razie nie zapanuję. Formę, której ani krańca, ani horyzontu nie widać. Formę, której rozum jeszcze nie ogarnia, w której mieszają się ze sobą złuda, prawda, błąd, kłamstwo. Formę, z której nigdy nie będę musiał się już wyłaniać. Coś oceanowego. Pomyślałem o Ostatnim Królestwie i pomyślałem zaraz, że Życie sekretne tworzy jego o-środek. Z początku myślałem, że Życie sekretne będzie tomem VII, i sądziłem, że będę potrzebował czternastu tomów, z których każdy liczyłby z setkę rozdziałów, żeby ostrożnie i pięknie wyobrazić wszelkie modalności czasów. Chciałem po prostu zanurzyć stratę w pierwotnej stratosferze. Wyszedł tom VI.
Nazywa się Barka milczenia (La Barque silencieuse).
Okazuje się, że potrzebuję jeszcze jednego tomu, by dotrzeć do Życia sekretnego.
Życie sekretne stanie się więc tomem VIII.



***
Dźwięk wiąże z najdawniejszymi doświadczeniami człowieka, poprzedza późniejsze jego związki ze światem zewnętrznym i z innymi ludźmi, które ustanawiają się najczęściej w aktywnej oraturze. Rytmiczne poruszenia wyzbytych sensu potężnych fal dźwiękowych nie tylko łączą, lecz i bezzwłocznie wzmagają życie emocjonalne, najbardziej wnętrzne i najbardziej archaiczne. Ponieważ pasje i namiętności są pierwsze, muzyka jest sztuką spośród wszystkich sztuk najpierwszą, najbardziej pierwotną.
Quignard w tłum. KR

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1416
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: verdiana 21.10.2014 15:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Według Steinera, w uprosz... | verdiana
Do końca października w Bonito można tę książkę kupić za niecałe 28 zł. :-)

http://bonito.pl/?do_schowka=90364549
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: